Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#68924

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dzisiaj będzie o księżach. O księdzu, sztuk jeden.

Pogrzeb z gatunku trudnych. Nagły zgon osoby w przedziale 50-60 lat, doskonała rodzina, hałda miłości w domu. Jednocześnie familia na wysokim poziomie, tak materialnym, jak też związanym z wykształceniem, obyciem itd. Ludzie z dużą klasą. Państwo poprosili o ceremonię pozbawioną patosu, niepotrzebnych ozdobników, taką "do wewnątrz".

Pochówek na cmentarzu parafialnym, po części zabytkowym, wszystko omówione, załatwione i uzgodnione, wraz z prośbą o ulubioną muzykę zmarłego.

D-day, startujemy, urna wystawiona w kaplicy cmentarnej, pełna, czteroosobowa warta, budynek wypchany, mnogość ludzi na dworze.

Wbywa księżulo. Młodzieniaszek, oblicze niczym marzenie Paetza, rączki złożone, słowem świętość bije. "Oho, będzie pod górę" - pomyślała cała nasza czwórka. I było... Nie dla nas. Dla nas było to żenujące. Dla Rodziny... Hmmmm, współczuję, mimo całego profesjonalnego dystansu.

Pierwsza jazda - miało się odbyć nabożeństwo pogrzebowe, nasz święty młodzieniec pociągnął pełną mszę, wraz z kazaniem, takim na kwadrans. Ok, bywa, na twarzach zgromadzonych zaskoczenie ale spokój i skupienie.

Jazda na wyższym biegu - koniec mszy, księżulo mikrofon w łapę i wybywa z kaplicy. Syn zmarłego podchodzi do pulpitu by powiedzieć kilka słów, mimo braku mikrofonu, a w głośnikach słychać "Proszę o wyjście z kaplicy, liturgia trwa" - no tak, ksiądz, władca mikrofonu. I to bezprzewodowego.

Bieg nr 3. Urna w karawanie, ruszamy. Z auta rozbrzmiewają dźwięki Beethovena, o jakiego prosiła Rodzina. Co robi urzędnik Pana Boga? Podchodzi do auta i wsiada na kierowcę, że on nie pozwala, że natychmiast wyłączyć, że on będzie śpiewał odpowiednie pieśni (no tak - mikrofon). Młody za kółkiem wymiękł i nie zaoponował, wyłączył. Reakcji rodziny nikt z nas nie widział, wszak odwracać się nie uchodzi.

Bieg nr 4. Zmarły, jak się okazało, był zajadłym cyklistą, członkiem jakichś klubów czy stowarzyszeń rowerowych. Po opuszczeniu urny, koledzy rowerowi zaczęli dzwonić zabranymi ze swych bicykli dzyndzołkami. Władca mikrofonu spurpurowiał i: "To jest ceremonia katolicka i JA SOBIE NIE ŻYCZĘ takich WYGŁUPÓW". Nożżż k...aaaa. Współczucia dla Rodziny.

Bieg nr 5. Księżulo czyta info o zamówionej mszy za Zmarłego, po czym dodaje: "Proszę o jak najwyższą FREKWENCJĘ (sic!) i hojne datki na potrzeby naszej parafii".

Nie jestem wierzący, onegdaj ochrzczony, pierwszą komunię przyjąłem. Od lat, cytując mojego Dziadka w stanie: "Po Bożemu zakonu, u mnie we wsiech atestacjach kreska". Jednak, nawet gdybym był żarliwym katolikiem i tak potraktowano ostatnią drogę najbliższej osoby, rzuciłbym instytucjonalny Kościół, reprezentowany przez urzędników Pana Boga w trybie natychmiastowym.

I dziwią się, że im kościoły pustoszeją...

cmentarz

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 458 (634)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…