Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69005

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skończyła się kampania wrześniowa to i kolejki w dziekanatach jak za czasu PRLu ;-)

Wczorajszy dzień zarezerwowałam sobie w całości na oddanie indeksu. Wiedziałam, że kolejki będą jak pod Lidlem na promocji i w sumie to się nie przeliczyłam.

Jestem starościną, więc mam prawo (ustalone przez Parlament Studencki) do załatwiania spraw poza kolejką. Korzystam z niego sporadycznie, jak bardzo mi się spieszy, bo jestem wyrozumiała dla braci studenckiej i nigdy nie używam do załatwiania prywatnych spraw.

Wchodzę do budynku głównego, w którym mieszczą się dziekanaty wszystkich wydziałów. Skręcam w "mój" korytarz, patrzę "ohoho, pełna kultura! ludzie poustawiani w dwurzędzie, po jednej stronie, nie zabijają się. Cud malina!" Po czym mój wzrok sięga troszkę dalej na drzwi, do których mam się udać i tu już mi mina rzednie. Ludzie pchają się na siebie, przekrzykują, chaos totalny, więc zastanawiam się jaką obrać taktykę. Wszak oddanie indeksu to kwestia 5 sekund.

Dziekanat naszego wydziału zbudowany jest w ten sposób, że wchodząc drzwiami ma się na wprost dwa biurka przypisane do konkretnych lat studiów i trybu oraz pokoik obok, w którym jest jedno biurko również przypisane w ten sam sposób. Wołam więc "Hola? Kto na wprost?" nikt się nie odzywa. Wołam jeszcze raz tym razem precyzyjniej. Nadal nic. Do trzech razy sztuka "Wszyscy idą na lewo?!". Jest odpowiedź! "TAK!". Myślę sobie, kurczę wygrałam w totka! Droga wolna! Wołam ciężarną koleżankę (która też ma prawo wejść bez kolejki, ale w tym tłumie zwyczajnie bała się o maluszka, że ją zgniotą), ale jak się domyślacie to dopiero początek...

Mimo braku kolejki do "mojej" Pani Marty (cud kobieta, aż dziw, że tak się w dziekanacie uchowały :) tłum ani myśli przepuścić mnie oraz ciężarnej. Tłumaczę każdemu po kolei, że ja nie "na lewo" i niech zrobią trochę miejsca, bo nawet się przejść nie da. Moje tłumaczenia jak głową w ścianę odbijały się od uszu, bo każdy walczył o choćby kilka centymetrów, żeby być bliżej drzwi do upragnionego pokoju. Taranem nie jestem, bić się też nie będę, ale no bez przesady! Potrzebowałam jakiś 3 minut na to, żeby przejść 2 metry!

Udało się, jesteśmy. A w środku pustka. Panie siedzą i czekają. Na wprost nikogo, na lewo też... no cóż ludzie tak bardzo zaczęli się kłócić o wejście do dziekanatu, że nawet nie zauważyli, że w środku nikogo nie ma. Indeksy oddane, wszystko załatwione (trwało to kilka sekund), rzucamy tylko na odchodne "miłego dnia i powodzenia w batalii" i wychodzimy. Tylko co zrobić z fantem, że drzwi są tak napierane od zewnątrz, że można je uchylić na maksymalnie 30 centymetrów? Ludzie z żądzą w oczach pchają się na nas nie pozwalają wyjść, byleby nie stracić wywalczonego miejsca.

Eh... i takie sceny na "prestyżowej", najwspanialszej uczelni ekonomicznej w mieście Kraka. Gdzie to sama "elyta" i śmietanka naszego kraju. Gdzie ludzie zabijają się byle uczęszczać do tych murów. No właśnie, zabijają się.

dziekanat miasto Kraka

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 283 (371)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…