Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#69025

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo.
Do chwili kiedy poznałam mojego obecnego narzeczonego nie trafiałam najlepiej jeśli chodzi o mężczyzn. No trudno, zdarza się. Co mi natomiast na mózg padło, by przez blisko 6 lat męczyć się z "Człowiekiem, który ze mną mieszkał"? Ciężko orzec, biorąc pod uwagę, że piekielnymi historiami z jego udziałem mogę sypać jak z rękawa. Do tego stopnia na samą myśl o nim robi mi się niedobrze, że nawet nie mam ochoty nazywać go po imieniu, stąd nawet w mojej głowie figuruje jako "Człowiek, który ze mną mieszkał". Ale na potrzeby historii niech będzie M.

Historia 1
Poszliśmy raz z M. na wesele do mojej kuzynki, następnego zaś dnia miałam zawieźć rodziców na wakacje, niezbyt daleko, ok. 30 km od naszego miasta. Pech chciał, że na owym weselu podano potrawę, na której składnik jestem potężnie uczulona - nieświadomie ją zjadłam no i skończyło się na SORze, na który dotarłam prawie się dusząc. Podano mi leki i po kilku godzinach pozwolono wrócić na wesele. No to wróciliśmy, ale M., niczym rycerz na białym koniu, wszem i wobec ogłosił, że po takim wydarzeniu nie powinnam chyba sama jechać odwieźć rodziców, więc on ze mną pojedzie, mało tego - będzie prowadził! Ja, szczęśliwa, że mam takiego rycerza u swego boku, przystałam na propozycję z radością. No cóż, radość ma była wyraźnie przedwczesna, gdyż następnego dnia M. stwierdził, że jednak ze mną nie pojedzie, bo... MU SIĘ NIE CHCE. Że ja wtedy tego półgłówka nie puściłam kantem, to aż się dziwię...

Historia 2
M. miał pracę, mocno średnią, zarabiał niewiele, a chciał więcej, postanowił się zatem przebranżowić - pomysł ze wszech miar słuszny. Wymyślił sobie zatem, że zostanie kierowcą TIRa. No ok, niech i tak będzie. Jakież było moje zdumienie, gdy M. radośnie oznajmił mi, że rzucił dotychczasową pracę, NIE MAJĄC jednakowoż żadnej innej w zanadrzu! Jakoś to przeżyłam, nie mieszkaliśmy wtedy razem, M. pozostawał zatem na utrzymaniu swojej matki. W końcu zrobił prawo jazdy na ciężarówki, pracę dostał, gdzieś tam jeździł, potem go bodajże zwolniono. Nastał w końcu taki czas, że (o zgrozo!) zamieszkaliśmy razem. M. nie miał pracy, więc utrzymywałam nas z mojej jednej pensji, ale ileż można? Zagadałam więc w firmie, okazało się, że da się go upchnąć na stanowisko kierowcy, nie TIRa co prawda, a zwykłego dostawczaka, ale zawsze. Popracował trzy miesiące, szef chciał mu przedłużyć umowę, ale M. odmówił - przecież on chciał jeździć TIRem! Kolejne pół roku na moim garnuszku.

Historia 3
Mieliśmy z M. mocno ograniczony budżet, często brakowało na to czy tamto. Nie przeszkadzało to M. wypijać codziennie kilku piw, wypalać paczki papierosów i wydawać kasę na rozmaite zachcianki. Zachciało mu się np. akwarium morskiego. Kupił wielki, 300-litrowy zbiornik, sporo sprzętu do niego, lampę za 300 zł... Akwarium nigdy nie doczekało się morskich stworów, bo nagle się okazało, że jednak nas na to nie stać. Podobnie było ze skuterem, na którym miał jeździć do pracy - kupił go na raty, postawił w garażu u sąsiada (za garaż oczywiście też płacił), przejechał się dwa razy i po jakimś roku skuter sprzedał...

Dostaliśmy bardzo wysoki rachunek za gaz, M. akurat sprzedał swój samochód, zapłacił zatem rachunek, a następnie zażądał ode mnie oddania mu połowy. Oddałam. Za jakiś czas przyszedł kolejny, równie wysoki. Było akurat wyjątkowo ciężko z kasą, więc wzięłam pożyczkę socjalną na jego zapłatę. Jak łatwo się domyślić, spłaciłam ją sama. Jakby tego było mało, gdy rozważałam wzięcie wspomnianej pożyczki, M. wpadł na genialny pomysł!
M: Jak chcesz wziąć pożyczkę (tak, wprost o tym marzę...), to weź więcej!
Ja: Ale po co?
M: Kupiłbym sobie samochód!
Ja: Nie!!! (jasne, i potem ja go będę spłacać, jeszcze czego)
M: No to nie! (foch)
W okresie, kiedy M. mieszkał u mnie, rachunki za prąd sięgały 200 zł/miesiąc. Do tej pory się zastanawiam, co on z tym prądem robił, jadł go czy co? Po jego wyprowadzce okazało się, że dzięki tym rachunkom mam taką nadpłatę, że rachunków za prąd nie płaciłam przez równiutkie 11 miesięcy.

Historia 4
Kupiliśmy z M. samochód. Tzn. ja kupiłam, wziąwszy na niego kredyt. Samochód okazał się nie do końca spełnieniem marzeń, co chwila coś się w nim psuło, sporo palił. Czyja wina? No moja. Dlaczego? Tu cytat: "Bo ci się oczy zaświeciły jak go zobaczyłaś!" No tak, w końcu tylko dlatego go kupiliśmy...
Zresztą nie tylko psujący się samochód był winą moją czy dzieci (M. miał dwójkę, ja jedno). Zepsuła się suszarka? Nie, to na pewno KTOŚ ją zepsuł. Nie, że była stara i się zwyczajnie spaliła. KTOŚ ją musiał zepsuć! Wagę kuchenną szlag trafił? Ależ skąd, to na pewno KTOŚ musiał coś zrobić nie tak! A że waga była gratisem do jakiejś gazety i i tak cud boski, że raczyła działać przez kilka miesięcy? Nieważne, rzeczy się nie psują same z siebie! I tak w koło Macieju...

Historia 5
W końcu nasz cudowny związek zaczął chylić się ku upadkowi - koło mnie pojawił się ktoś inny, zaczął się starać, ja się zaczęłam wahać (ta relacja, okazawszy się pomyłką, jednak szybko się skończyła, ale to już inna historia), M. wpadł w histerię, oznajmił ze odchodzi, i nawet próbował. Odchodził i wracał tak kilka razy, najbardziej spektakularny był raz, kiedy oznajmił mi to w dniu, kiedy przywiózł mnie do domu ze szpitala po operacji. Ja obolała, nie mająca możliwości samodzielnego poradzenia sobie, ale co tam, odegrajmy tą farsę jeszcze raz! Za każdym razem gdy odgrywał swój teatrzyk, ja - powodowana strachem przed samotnością, czy też inną jedną wielką umysłową zaćmą - prosiłam, by został. Jednakże pewnego dnia, kiedy M. po raz kolejny oznajmił, że odchodzi, coś we mnie pękło. Trafił mnie jasny szlag i ze stoickim spokojem powiedziałam: DOBRZE.
Dziwne to było! M. był taki zdziwiony, że ze zdziwienia nie mógł się otrząsnąć ani wtedy, gdy przewoził swoje rzeczy MOIM samochodem, który w łaskawości swojej, a raczej z chęci pozbycia się go jak najszybciej, użyczyłam mu do owej przeprowadzki, ani wtedy, kiedy już się wyprowadził do mamusi, ani wtedy, gdy wypisywał do mnie rzewne wiersze aż kipiące od częstochowskich rymów (przykład [w tym wierszu M. oczekuje z mej strony zainteresowania i ubolewa nad jego brakiem]: oczekuję na pytanie, co tam słychać, czy ja żyję? nie, nie żyję, wciąż tu wyję! albo [tu M. opowiada jak bardzo mu mnie brakuje]: brak mi twojej twarzy i twych tatuarzy [pisownia oryginalna]). Nie wiedzieć czemu owe poematy nie zyskały mu mej przychylności, ale za to dostarczyły rozrywki co najmniej kilku osobom, w tym szerokiemu gronu koleżanek z pracy, które całym sercem kibicowały temu rozstaniu.
Ale zanim M. się wyprowadził, miał jeszcze dwa świetne pomysły.
Pomysł pierwszy: ponieważ mieszkam blisko jego pracy i mam dwupokojowe mieszkanie, M. uznał, że najlepiej będzie, jak mu WYNAJMĘ jeden pokój. Że też nie skorzystałam z tej znakomitej propozycji...
Pomysł drugi: powinnam sprzedać samochód i dać mu połowę kasy, jaką uzyskam ze sprzedaży. Uhm, może i miałoby to sens, gdyby nie fakt, iż sama osobiście płaciłam raty,a potem resztę kredytu spłacił mój ojciec.

W końcu się wyniósł, ale nie oznacza to, że się poddał. Poza wierszami dostawałam od czasu do czasu jakieś wiadomości, smsy. W jednej z nich M. wysłał mi filmik znad morza, gdzie byliśmy razem dość dawno temu. Ach, och, powinnam się chyba wzruszyć czy co? W innej namawiał mnie na spotkanie w związku z tym, że ma jakieś problemy z córką (jego córką, wspólnych dzieci NA SZCZĘŚCIE nie mieliśmy). Nie wiedzieć czemu te zagrania, zamiast oczekiwanego wybuchu uczuć, budziły we mnie jedynie niesmak i politowanie.
Nareszcie, po dobrze ponad roku, dał sobie spokój. Ostatnim podrygiem był wysłany do mnie sms, nie do końca pamiętam jakiej treści, chodziło o to, że widzi, że mój samochód dobrze się sprawuje i że to dobrze. Musiał mnie przyuważyć gdzieś po drodze. Odpisałam zatem, że mam do niego wielką prośbę, by jeśli jeszcze kiedykolwiek wpadnie mu do głowy pomysł, żeby się ze mną skontaktować, porzucił tę myśl w zarodku. I to jest koniec tej pięknej historii. Mam nadzieję, że już na dobre.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 89 (329)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…