Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#69173

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/68924 skłoniła mnie do opisania Wam cyrków związanych z pogrzebem mego Ojca 4 lata temu.
Z góry przepraszam jeśli kogoś obrażam używając niektórych określeń, ale osoby o których piszę zasługują na to.

Ojciec zmarł nagle w nocy. Ja z mamą struci cały dzień chodzimy załatwiać wszystkie sprawy: Urząd, pogrzeb, stypa...

W urzędzie pech chce awaria prądu i nie mogą nic zrobić, no cóż zdarza się. Umówiliśmy się na telefon i dalej poszło sprawnie.

Piekielności zaczęły się w kancelarii parafialnej.
W kancelarii przyjął nas najpierw organista; podaliśmy mu nazwisko zmarłego, dokumenty przygotowane, czekamy na księdza. Przyszedł klecha (przepraszam, inaczej go nie nazwę).
Najpierw nie pasował mu termin, bo jest pielgrzymka do Skępego (albo gdzieś tam) ale ugiął się.

Poszedłem następnego dnia z nią do kościoła, żeby ją wspierać. mama poszła do konfesjonału w wiadomym celu.
Tam spowiednik przekazał jej, żebyśmy oboje po mszy wstawili się do kancelarii bo proboszczunio chce z nami rozmawiać.
Sługa Boży poinformował nas,iż jest w wielkim konflikcie z naszym grabarzem bo coś tam i mamy nie być zdziwieni jak na pogrzebie nie będzie mikrofonu dla księdza i brak dzwonów*.
W dosadnych słowach wytłumaczyłem klesze, że płacimy i wymagamy, w czterech literach mamy jego konflikt z grabarzem i zapewniłem, że w zakładzie pogrzebowym usłyszą te same słowa.

Ceremonie pogrzebową prowadził proboszczunio i na wstępie wypalił petardę: "W dniu dzisiejszym obchodzimy wielkie święto Maryjne więc radujmy się"... komentarz chyba jest zbędny...

zarówno mikrofon jak i dzwony były.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (257)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…