Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69385

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
4 lata temu, czyli mniej więcej na drugim roku studiów, postanowiłem wyfrunąć z gniazda i przenieść się gdzieś, gdzie do szkoły będzie bliżej, a i problemu z kilkuosobową imprezą studencką nie będzie problemu. W ten sposób wylądowałem w kawalerce na ostatnim piętrze pewnej wiekowej (aczkolwiek - odnowionej) kamienicy z jednej z centralnych dzielnic Warszawy.

Sąsiedzi specyficzni - coś pomiędzy skupiskiem osób uznających cały świat za jeden wielki ustęp (zdarzała się i "dwójka" na klatce; o ilości "jedynek" nie wspominam, bo straciłem rachubę przy setnej) i pensjonariuszy z domu starców (średnia wieku 140 lat, a i to tylko dlatego, że w klatce mieszkają dwie rodziny z małymi dziećmi). Niemniej jednak przez 4 lata nie było nigdy z niczym problemów. Śmiałem się często, że sąsiedzi są naprawdę starzy i głusi, bo kilka razy sam bym wezwał do siebie policję za zakłócanie ciszy nocnej. Na korytarzu też mili, sympatyczni, pogawędzić można. Ogólnie sielanka. Do czasu.

Mniej więcej dwa lata temu w budynku zmienił się zarządca. A że ostatnie prace namierzone na ogólne poprawienie warunków mieszkaniowych miały miejsce w momencie budowania budynku, postanowiono zaplanować szereg prac, coby tchnąć trochę nowoczesności. Z tego też tytułu wymieniono wszystkie rynny i pokrywę dachu, 1,5 roku temu pod młotek poszły stare kaloryfery, a w perspektywie czasu planowane jest usunięcie starych piecyków gazowych do ciepłej wody na rzecz wody ciepłej już kranie. Super.

Problem polega na tym, że, niestety, przy okazji prowadzonych prac zaczęły pojawiać się wtórne niedogodności. Ot, chociażby, w pewnym momencie pokój dzienny mógł pochwalić się osobliwą ozdobą w postaci barwnego wykwitu, który pojawił się pechowo akurat w miejscu, gdzie za warstwą cegieł znajdowała się nowiutka rynna. Dodzwanianie się do administracji w tej sprawie to już materiał na inną historię, ale ostatecznie udało się ustalić, że przy remoncie dachu zrobiła się dziurka, woda ciekła, z ubezpieczenia zarządcy przyjdą pieniążki.

I gdzieś pośrodku tego wszystkiego, pewnego pięknego dnia słyszę pukanie do drzwi. Wizjer podpowiada, że po drugiej stronie czeka na mnie nieznajomy pan majster. Zdziwiony otwieram. Okazuje się, że zalewam sąsiadkę z dołu. Nie zdążyłem się dowiedzieć jednak więcej szczegółów, bo już nadbiegła po schodach [S]iąsiadka:

[S] - Pan mnie zalewa!!! - i wbiega na mnie niemal tratując, odsuwa mnie od moich własnych drzwi i wbiega mi do mieszkania, próbując znaleźć chyba basen ogrodowy na środku pokoju.
[J] - Jak to panią zalewam?
[S] - No normalnie! Ja mam cały pokój zalany! A remont dopiero! Pewnie pralka wylała i się nie przyznał! - i uprzedzając zaproszenie na herbatkę (o jakieś 500 lat) wbiega do pokoju.
[S] - Dlaczego pan tu nie ma łazienki?!
[J] - ??????? Bo mam szafę...?
[S] - O! Pan też ma zalane? (i już jakby spokojniej)... bo ja myślałam, że panu akwarium pękło (?!) i dlatego u mnie mokre ściany.
I wyszła.
Z Majstrem ustaliłem, że sąsiadka ma ciąg dalszy moich problemów z dachem. No nic. Wyjaśnione.

Trzy tygodnie temu wyjechałem na kilka dni ze znajomymi połazić po górach. Traf chciał, że w czasie mojej nieobecności rozpoczął się sezon grzewczy. Kaloryfery były cały czas zakręcone, niemniej jednak (z racji mieszkania na ostatnim piętrze) kończą się u mnie wszystkie piony (jakieś zaworki, uszczelki, duperelki). Wróciłem do domu. Stoi cały, nic nie odpada. Wszędzie sucho (co ważne!).

Powrót w sobotę. Leniwa niedziela już w domu. Godzina 11 ktoś się dobija do drzwi. Otwieram. Sąsiadka z dołu.

[S] - Pan mnie zalewa znów od kilku dni! Ja się dobijam od czwartku! Dozorca był, a tu zamknięte! Znów (?!) coś się rozlało i do mieszkania nie chce nikogo wpuścić! - i tu powtórka z ostatniej wizyty, tylko tym razem kurs na łazienkę.
[S] - No jasne, widać że się lała woda. Nie widział pan?!
Ja się przyglądam. Kilka dioptrii mam, ale nijak nie widzę nic, ponad niewielkiej ilości kurzu na kaloryferze łazienkowym. Przy okazji mówię pani, że kaloryfery były zakręcone, zawór od wody też (na wszelki wypadek), a mnie w domu nie było prawie tydzień i wczoraj zauważyłbym, gdyby w łazience coś chlupało.
[S] - Mi się leje. To od pana! Nie będzie pan mieć ciepłych kaloryferów, póki pan tego nie załatwi.
I wyszła.

Na odchodne rzuciła mi tylko, że jak się wyjeżdża gdzieś na dłużej, to się zostawia klucze sąsiadom, żeby można było wejść do mieszkania. Nie skomentowałem.

Następnego dnia przyszedł majster, wymienił zaworek. Sąsiadki nie było. Tydzień po tym śniło mi się tylko, że wpadła z trzecią wizytą, bo jej się gaz leje z sufitu i pewnie mam nielegalny gazoport w mieszkaniu. Nie - nie ćpam.

mieszkanie

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 360 (426)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…