Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#69453

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zawsze fascynowało mnie jak działa ludzki mózg. Dlaczego jedne wspomnienia uciekają z pamięci momentalnie inne potrafią wyryć się w naszej świadomości na całe życie.

Ja ze swojego wypadku pamiętam bardzo dobrze mężczyznę stojącego na przystanku autobusowym po drugiej stronie ulicy. Oglądałem go od dołu; ciemne buty do pracy, dżinsy, flanelowa koszula w kratkę, torba przewieszona przez ramie jak u elektryka oraz wąsy i papieros w ustach. Pamiętam jak dziś jak rzucił peta gdzieś z 2 metry od mojej twarzy leżącej na ulicy i dogasił butem przekrzywiając lekko głowę żeby lepiej mi się przyjrzeć. Po prostu tak stał patrząc na mnie.

Zacznę jednak od początku będzie bardzo długo przepraszam. Działo się to ponad 10 lat temu.

Pierwszy tydzień wakacji, miałem 16 lat i jeździłem na 6 rano do pracy w szklarni pod moim miastem. Droga długa pracy dużo więc jeździłem bardzo szybko. W moim mieści Kaliszu jest ulica Łódzka. Kaliszanie wiedzą, że ulica dość ruchliwa; autobusy, Tiry oraz masa samochodów. Dla potrzeb historii dodam że ulica to jedna z głównych tras wlotowy-wylotowych do miasta dwa pasy w jedna i dwa w drugą stronę niczym nie oddzielone.

Jadąc od strony miasta zjeżdża się lekko z górki (za obecnym Orlenem) więc rozpędzałem się najszybciej jak mogłem przed podjazdem pod górki, potocznie mówiąc na stojaka. Pedałowałem ile sił w nogach gdy kątem oka zauważyłem dwóch mężczyzn w polonezie zaparkowanym równo z krawędzią jezdni. Kierowca machał coś do pasażera prawą ręką a drugą... otworzył drzwi na pół szerokości pasa może pół metra przede mną.

Pamiętam że zdążyłem pomyśleć jedynie: "o drzwi". Kolejną rzeczą jaką pomyślałem było "o sufit karetki" ale po kolei.

To co się działo ze mną później to częściowo powracające wspomnienia po paru latach i opowieść innych.

Uderzyłem w drzwi tak mocno (później okazało się że twarzą) że przeleciałem przez nie i potoczyłem się przez wszystkie pasy na drugą stronę z 30 m dalej pod sam krawężnik. Tutaj następuje moment z początku historii z papierosem przed moją twarzą.

Pamiętam że leże sobie na tej ulicy; twarz na asfalcie (prawa strona) nogi na drugim pasie, ręce jakoś miałem nienaturalnie ułożone i zastanawiam się co się właściwie stało. Okiem lustruje okolice i widzę z 30 osób za "elektrykiem" patrzących się na mnie i przekrzywiających głowy jak on żeby lepiej popatrzeć. Cisza, nikt nie podchodzi zupełna obojętność albo chyba ludzie rejestrują co się stało.

Po chwili (tak miałem zachwianie czasoprzestrzeni) słyszę nad sobą głos: "dzień dobry chyba potrąciłem rowerzystę ulica Łódzka przy ul. Sportowej". Po czym Pan (nie pamiętam go) łapię mnie pod ramię i stawia na siłę do pionu (ach to prawidłowe udzielanie pomocy kart szyja itd). Pamiętam bardzo dobrze jak puścił mnie a ja przeleciałem najpierw 3 metry w lewo a później z 5 w prawo usiłują złapać równowagę po czym usiadłem na środku ulicy. Już wiem co czuł Andrzej Gołota pytający w Łodzi na jakim jest oceanie. Z przystanku dobiegły mnie podniesione głosy "zostaw Pan pewnie pijany jakiś". W kołyszącym się świecie uświadomiłem sobie braki w uzębieniu.

Przyjechała karetka (ponoć po 4 minutach, nie pamiętam czy na sygnale).

Tutaj pocięte wspomnienia; jak pytają się mnie "jak się czuje?" , ja mówiłem tylko "czuję się ok nic mi nie jest", i tak w kółko. Wsadzili mnie do środka, kierowca obraca się i pyta "szybko czy wolno?" a ja odpowiadam za lekarza "nic mi nie jest wszystko jest ok" nie wiem czemu.

Szpital zwany potocznie okrąglakiem zasługuje na osobną historię.

Zabrano mnie tam na ostrzy dyżur i posadzono na jakimś krzesełku nie mam pojęcia gdzie, po czym wszyscy sobie gdzieś poszli (nie pytali o wiek, wyglądałem na pełnoletniego). Chwilę później podchodzą do mnie policjanci kobieta oraz mężczyzna i pytają się mnie czy to ja po tym wypadku. Odpowiedziałem że chyba tak ale jest ok, wszystko ze mną w porządku. Patrzy na mnie Pani Policjantka (PP) i mówi żebym się uśmiechną. Próbując się uśmiechnąć uświadamiam sobie znowu braki w uzębieniu i czuje chyba zastygłą krew na twarzy. PP mówi że chyba nie ok oraz że musi zobaczyć mnie lekarz.

Mija 5 min. Mija 15 min. Nasza trójka nadal na jakimś korytarzu nawet ruch mały. Ja nadal siedzę sobie na krzesełku (mało pamiętam z tego ponoć płakałem- nie wiem).
Mija 25 min.
Mija 45 min.

W końcu PP czerwona na twarzy idzie do sali obok gdzie siedziały chyba pielęgniarki z ostrego. Następuje dialog:
PP- Dzień dobry, chciałam zapytać co z pacjentem z wypadku.
Piel.- Musi zostać przebadany.
PP- Wiem, potrzebujemy stwierdzenia jakie są obrażenia ciała itd. Ile czasu to zajmie?
Piel.- Doktór przyjdzie przebada.
PP- Dobrze rozumiem, to lekarz zajmuję się teraz innym urazem?
Piel- ... (zero odpowiedzi)
PP- Doktor zajmuję się teraz innym pacjentem tak?
Piel- (po chwili wahania) chyba tak.
PP- Chyba?
Piel- Pacjent musi zostać przebadany przez chirurga. Z tego co widzę chirurg szczękowy. Prześwietlenia itd, ale bez lekarza same nie możemy nic zrobić.
PP- Bez lekarza?!? (narastający zdenerwowanie w głosie)
Piel- ... doktóra nie ma w szpitalu teraz...
PP- (maksymalne wkurzenie) a gdzie jest? Powinien mieć teraz dyżur tak?
Piel- Tak ... chyba u siebie w przychodzi...
PP- proszę podać mi numer do niego na kom.
Piel- (zmieszanie w głosie) ja chyba nie mogę...
PP- proszę podać mi ten numer (takim głosem że sam bym jej podał nawet nie znając)

Zadzwoniła ze swojego telefonu stojąc przy nas
PP- Dzień dobry starszacośtamcośtam, jesteśmy w szpitalu z pacjentem po wypadku który wymaga pomocy lekarskiej, (...) oczywiście rozumiem że jest Pan zajęty, (...)
dalej prawie krzycząc w telefon PP- nie to Pan musi zrozumień że utrudnia Pan postępowanie policji ponieważ nie możemy zakończyć działań nie znając obrażeń ciał poszkodowanego które tylko jak widać Pan może w tym szpitalu stwierdzić. Jeśli nie przyjedzie Pan w ciągu 15 min do szpitala to ja wsiadam w radiowóz, podjadę na sygnale pod Pańską przychodnię zakuję pana w kajdanki i przywiozę tutaj jako osobę utrudniającą działania policji.

Po 7,5 min chirurg szczękowy zlecał prześwietlenie mojej głowy.

Po 10 min miałem rentgen zrobiony i Pan Chirurg (PC) w końcu oglądał mnie osobiści.

Posadził mnie na takim miłym fotelu i mówił beznamiętnym głosem:
PC- prześwietlenie czyste, szczęka cała (do dziś mi czasem przeskakuje i czuje w uchu zmiany ciśnienia) masz ucięte prawą górną jedynkę i dwójkę na wysokości miazgi, samo uderzenie przeszło szczęśliwie niedaleko skroni, oka, nie wbiło nosa czy żuchwy tylko przeszło po kości czaszki i ucięło same zęby inaczej mógłbyś może nawet zginąć. Niestety odsłonięta miazga zacznie szybko gnić wymagasz szybkiej interwencji stomatologa , korzenie zębów muszą zostać usunięte inaczej wieczorem możesz już poczuć niesamowity przeszywający ból, szpital niestety nie posiada stomatologa więc musisz się tym zając sam.

PC- dobrze to teraz w końcu opatrzymy Ci ranę na twarzy (nie widziałem się w lustrze)

Gdzieś półtorej godziny po wypadku albo 2 wylał jodynę na gazik i bez żadnego ostrzeżenia zaczął trzeć moją twarz. Powiem wam ło kurczaczki. Oparcie dobre do wbijania paznokci. Po czasie oddam PC że przynajmniej nie mam asfaltu w twarzy ani nawet blizn. Twarz oraz usta miałem tak uszkodzone że przez 2 tygodnie żywiłem się przez słomkę (kocham sezon truskawkowy) ponieważ opuchlizna była tak duża.

Wyrzucił waciki i wyszedł. Chwile rozmawiał z policją i gdzieś znikł.

Zabrała mnie Piel. do innego pomieszczenia i karze ściągnąć spodnie. Mnie się żarty trzymają i pytam czy może najpierw buzi. Chodziło o jakieś zastrzyki nie informowali mnie na co. Byłem w stanie takim że kazali iść szedłem, kazali siedzieć siedziałem chyba już wiem jak to jest być w szoku po wypadku.

Ściągam spodnie i do chyba zabiegowego wchodzi gościu trzymający duży opatrunek przy lewej stronie ciała lewą ręką prawą kroplówkę. Za nim podąża kobieta. Piel. zaczyna na nią krzyczeć że ma się wynosić. Ja stoję ze ściągniętymi spodniami, piguła się drze, gościu stoi blady, kobieta jeszcze bardziej.
Po chwili kobieta mówi że przeprasza i wyszła a za nią Piel.

Bez tych spodni patrze na nowego przybysza on na mnie.
Ja- co Ci się stało?
Nowy- wypadek miałem.
Ja- na rowerze? (nie wiem czemu zapytałem)
Nowy- tak
Ja- blady jesteś, coś poważnego? (podciągam te spodnie)
Nowy- niee, jechałem i tir mnie, znaczy się powietrze zawiało, i się wywaliłem, no na krawężnik o tutaj
i odchyla opatrunek a tam chyba jelita. Musiał mieć coś dobrego w tej kroplówce. Wyglądał jak trup.

Wraca Piel. a z nią PP. bierze mnie PP na to samo krzesełko na korytarz i mówi.
PP- wiemy jakie masz obrażenia itd, mandat wystawiony, sądu żadnego nie będzie. Ten Pan co te drzwi otworzył bardzo się popłakał, chce przyjechać przeprosić Cie, rower Ci odkupić ubrania jak masz jakieś straty. Mamy Twój rower w radiowozie nic się nie martw.
Przyszedł drugi policjant (DP) zapytał się czy mam uprawnienia do jeżdżenia po ulicy. Mówię mu że tak kartę rowerową mam. Mówił mi że po rozmowie z chirurgiem stwierdził że brak kasku (tak bez jechałem) w niczym mi za bardzo nie zaszkodził ponieważ uderzenie przyjąłem na twarz. Powiedział też iż w polonezie nie stwierdził żadnych uszkodzeń.

Stoją ze mną znowu.
Mija 5, 10, 25 min.
Po 35 min PP doszła do punktu maksymalnego zirytowania.
Idzie znowu do tej samej Piel.
PP- przepraszam co z poszkodowanym?
Piel.- wolny jest.
PP- wolny?
Piel- tak opatrzony jest wolny jest, może iść.
I wraca do rozmowy z koleżankami.

Hm widzę znak zapytania na twarzy PP. Poszła gdzieś dalej chyba coś kogoś zapytać i wraca.
PP- mówią że możesz iść. Choć z nami do radiowozu ten rower zobaczysz i zabierzemy Cie do domu. Rudzicę są w domu?
Ja- chyba tak. Ok ze mną jest ok.

Zabrali mnie do radiowozu rower pokazali. Złego słowa nie mogę powiedzieć pod drzwi odstawili oraz kazali stawić się dzień później komuś z rodziców po notatkę z wypadku. Policjantce bym z chęcią podziękował problem mam taki że nie pamiętam żadnej twarzy z tamtego dnia poza "elektrykiem".

Epilog.

2 miesiące później dostaje polecony. Akurat moja szanowna rodzicielka stała przy mnie jak otwieram wielką kopertę. W środku zgadnijcie co?

Drugie pytanie do was zgadnijcie co zrobił sprawca zdarzenia?

Jak zgadniecie to opisze więcej historii bo takie mam szczęście w nieszczęściu że znam ich cała masę.

8 godzin później byłem w dentysty i miałem problem z otworzeniem ust do usunięcia tych korzeni.
Miałem poobdzierane nogi i ręce nikt się nie zainteresował, nawet potencjalnymi złamaniami czy odpryskami bo powtarzałem że jest ok. Bolała mnie też kostka przez 2 tyg. ale przeszło.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (34)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…