Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#69463

przez ~hostessowanie ·
| było | Do ulubionych
Piekielny, czyli kto? Ja, supervisor(SV), czy dyrektor?
Jakiś miesiąc pracowałam jako hostessa. Praca nie była ciężka, całkiem przyjemna, różni ludzie, ale piekielności ze strony klientów nie doświadczyłam. Co innego szefostwo.
Był czwartek, zbliżał się weekend, czas pracy. Standardowo telefon od mojego SV, czy potwierdzam obecność. Mówię, że nie za dobrze się czuję, (listopad-wiecznie choruję) i wolałabym, żeby ktoś mnie zastąpił. Wielkie oburzenie SV, nie ma zastępstwa, nie zdąży zrobić szkolenia, dam radę, mały sklep, to będzie mały ruch. Dobra, uprosił mnie i ostatecznie się zgodziłam. Wieczorem dostałam smsa z lokalizacją o treści: Sklep Marc O'Polo w okolicach Puławskiej niedaleko wyjścia z metra. Ok jest, rzeczywiście mały sklep, zdziwiłam się, bo zazwyczaj promocje odbywały się w hipermarketach. Następnego dnia jestem 40 minut przed czasem na miejscu. Tel od SV: Jesteś może już na miejscu? Kup tam produkty na promocję, bo się nie wyrobię, weź fakturkę, a stolik (itp.) masz na zapleczu. Myślę: ok, dobrze, że jestem wcześniej. Robię wzorowo zakupy, faktura jest, idę do kierowniczki na zaplecze. Ona nie wie nic o mojej promocji, ale jakieś standy leżą na korytarzu, to może będzie jakiś mój. Miły Pan ochroniarz pomaga mi szukać. Nie ma. Dzwonię do SV i informuję, że nie ma standu dla mnie. On się dziwi, że niemożliwe. Pyta gdzie jestem. Mówię tak jak w smsie. A on, ale to nie tam (myślę: wtf?!) on się pomylił. Miał być MOKPOL. Jejku. No nic, przepraszam za zamieszanie kierownictwo (bardzo mili :) ) i lecę z dziesięcioma (!) paczkami po 750g mrożonek szukać właściwego sklepu. Wybiegam no nie widać. Pytam ludzi. Jakieś 500m stąd. Mam jeszcze 15 minut więc przeziębiona ledwo biegnę z towarem i wbijam do dobrego sklepu, jakieś 7 minut przed 12. Pani kierowniczka bardzo w porządku, informuje mnie co gdzie jest, parzy na mnie i pyta, czy może herbaty się napiję, bo wyglądam nieciekawie... Mówię, że wrócę na przerwie, bo muszę rozkładać stanowisko i proszę tylko o oznaczenie wniesionych produktów. Brawo ja, na wpół rozmrożone paczki. Pani kierowniczka szuka markera, a po 10 minutach mówi, ufamy Ci, kamery są, nie powinno być problemów. Ok, super, 12:05 i wita mnie dyrektor rejonu. O, to już 5 po, a standu nie ma, spóźniła się pani. Ja ledwo zipię, ale na SV nie będę donosić i mówię, że były małe komplikacje w drodze. Ok, rozkładam wszystko ok. Pan dyrektor stwierdza, że on pokaże mi jak mam namawiać klientów. Ok, jest dyrektorem, niech robi co chce. Produkt jeszcze nie był gotowy, tak więc namawiał ludzi do korzystania z aplikacji (paczka gratis), ale ta aplikacja od 2 tyg nie funkcjonuje. Mówię mu, ale co ja zwykła hostessa się znam. Parę osób sprawdziło, no nie działa (wow, serio?). Produkt gotowy pan Dyr nagabuje ludzi, wbiega przed nich, i namawia do próby. Super, ale babcie,dziadkowie nie są naszą grupą docelową i nie kupią produktów droższych o 5zł za paczkę niż w hipermarkecie. Coś panu Dyr nie szło i postanowił jechać do innego sklepu. Spoko, trochę luzu. Namawiam jak mogę, jakieś 2 babcie wzięły produkt dla wnusia. Tylko, że były to 2 osoby na osiem godzin. Średnia wieku klientów 75+. Dobra, koniec pracy wracam do domu. Dostaję telefon od SV, że pan Dyr się skarży. I słucham co tam opisał: pięć minut spóźnienia, hostessa miła, ale nie było jej słychać na sklepie (ok, dajcie megafon :) ), produkt niezbyt smaczny (kurcze, na wpół rozmrożony- SV wiedział, hostessa mało aktywna (ok, będę się na siłę przed staruszki z laskami wcinać) proszę o zakończenie współpracy z nią. No super wcięło mnie, ale dyrektor przez 15 minut docenił moją pracę, którą wykonywałam od miesiąca i wyniki w innych sklepach były zadowalające ( dobre ceny, dużo młodych ludzi, rodzin z dziećmi (grupa docelowa). A mój SV skwitował to tak: daję Ci jeszcze jedną szansę, ale zmień się i odłożył słuchawkę. Tutaj wnerw absolutny. Wiedział wszystko, sam był przyczyną serii niefortunnych zdarzeń, a ja mam się zmienić?! Wiedziałam, że ta współpraca musi się zakończyć. W następny weekend miałam promocję w dużym sklepie. Wynik: średnia + 10 ekstra paczek. Jest dobrze, ani nagany ani pochwały. Przed następnym weekendem telefon od SV, już z lokalizacją sklepu. Nie, dziękuję za współpracę, mam inne propozycje. Mogłam zrezygnować od razu, ale chciałam udowodnić, że słaby wynik tamtego sklepu nie był moją winą.

gastronomia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 20 (196)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…