Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#69500

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak do tej poty dodałem tylko jedną historię na Piekielnych i mam nadzieję, że się spodobała. Od tamtego czasu udało mi się skończyć studia, więc moje przygody związane z życiem studenckim w akademiku dobiegły końca, ale wspominać będę miał co do końca życia. Jako, że mam chwilę czasu to postanowiłem znowu coś napisać – może też się spodoba. Będzie o ludziach zaczynających studia. Nie wszystkich oczywiście, ale o grupie stanowiącej bardzo duży procent ogółu studentów:

„Spuszczeni z łańcucha” – grupa młodych osób, która w szkole średniej miała bardzo dobre oceny, zawsze byli posłuszni swoim rodzicom i nigdy się nie wychylali. Po przeprowadzce do innego miasta i poczuciu „wolności” zwyczajnie im odwala. Grzeczni chłopcy zamieniają się w „melanżowników”, dla których impreza trwa codziennie a zakończenie jej bez zgona i wymiotowania to nie impreza. Dziewczyny jeszcze kilka tygodni wcześniej należące do kółka różańcowego w swojej parafii zamieniają się w „kobiety wyzwolone”, które bez zażenowania publicznie się chwalą z kim tej nocy się przespały i ile wypiły. Ja rozumiem, że jak człowiek jest młody (sam się za takiego jeszcze uważam) to musi się wyszaleć i wiem, że impreza od czasu do czasu nie jest zła, no ale bez przesady. Poza tym słuchanie codziennie od takich osób jak się wspaniale bawiły, jak to zabawnie jest wylądować w szpitalu albo na izbie naprawdę po jakimś czasie jest mało ciekawe.
Najlepiej syndrom „spuszczonego z łańcucha” zaobserwować można na kimś, kogo się zna. I tu mam osobisty przykład.

Mam (a może miałem) koleżankę, z którą znałem się od czasów gimnazjum. Mieszkaliśmy niedaleko siebie, więc często przez okres gimnazjum i szkoły średniej razem wracaliśmy do domu. Była dość nieśmiałą osobą i musiała kogoś dobrze poznać żeby swobodnie z nim rozmawiać. Uwielbiała czytać i miała naprawdę dużą kolekcję książek, świetnie się uczyła, grała na skrzypcach, chodziła na lekcje śpiewu i należała do „oazy”(taka grupa młodzieży organizowana przez księży), kółka matematycznego oraz językowego. Miała też bardzo surowych rodziców, którzy nie pozwalali jej na zbyt wiele, poza tym i tak nie miała na nic więcej czasu. Po szkole średniej nasz kontakt praktycznie się urwał, ale wiem, że poszła na studia do tego miasta co ja, jednak na inną uczelnię.

No i mniej więcej po 3 latach spotkaliśmy się na jednej imprezie. Muszę przyznać, że nie poznałem jej w ogóle dopóki się nie przedstawiła z imienia i nazwiska. Dekolt tak głęboki, że można zobaczyć każdą pierś z osobna. Skóra dosłownie brązowa od solarium. Włosy blond(a była szatynką), paznokcie długie na kilka cm, koszulka tak krótka, że odsłania pępek z kolczykiem i tatuaż nad tyłkiem, a z tapety, którą miała na twarzy można by było wymalować piętrowy dom jednorodzinny z poddaszem użytkowym. Z jej opowieści wynikało, że nadal jest na pierwszym roku (wykładowcy się na nią uwzięli). Stała się bardzo otwarta i gadatliwa, utrzymywała się z pieniędzy rodziców, imprezowała bardzo często i twierdziła, że wciąż szuka miłości swojego życia. Gdy przyszedłem na imprezę ok. 20 była już po kilku piwkach, więc dłuższa rozmowa nie miała większego sensu. Ona poszła do swoich znajomych ja do swoich. Gdy wychodziłem z imprezy skoczyłem jeszcze do WC i otwierając drzwi zobaczyłem ją robiącą dobrze jakiemuś gościowi (może znalazła w końcu miłośc?). Takich osób w swojej karierze studenta spotkałem bardzo dużo.

Oczywiście nie ma co generalizować i nie wszyscy imprezowicze zaliczają się do tej grupy. Poza tym znamienita większość studentów, to ludzie, którzy przyszli zdobywać wiedzę a nie imprezować, a przyjaźnie zawarte na studiach mogą być na całe życie. Można spotkać naprawdę świetnych ludzi, czasem wystarczy tylko porozmawiać z kimś, kto zazwyczaj siedzi w pokoju z nosem w książce a nie na imprezie przy kieliszku. KONIEC :)

akademik

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (229)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…