Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69643

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc małym berbeciem coś było ze mną nie tak. Mając te 3- 4 latka zaczęłam w niektórych sytuacjach łapać się za klatkę piersiową i mówić, że boli. Mała byłam, nie wiedziałam ani co ani jak, czułam tylko ból, który w niektórych momentach potrafił doprowadzić mnie na skraj dziecięcej wytrzymałości. Cóż, rodzicom powtarzać długo nie trzeba było i pognali ze mną do lekarza. Osłuchowo wszystko ok, to dostałam skierowanie do kardiologa niech on próbuje rozwikłać tę zagadkę. Kardiolog przyjął na kilka wizyt za każdym razem osłuchiwał, pytał kiedy boli, nawet ekg zrobił, ale według niego wyniki były książkowo zdrowego dziecka. W rodzinie do tej pory żadnych chorób serca, to i rodzice zaczęli przymykać oko na moje narzekania, za wskazówkami lekarza zaczęli uważać, że na pewno symuluję.

I tak zaczął się koszmar dla małego dziecka, za każdym razem jak miałam napad bólu, byłam w domu po prostu lekceważona. Siadałam zawsze na łóżku zwijałam się w kłębek cicho pochlipując i czekałam aż mi przejdzie. Lata płynęły, gdy poszłam do podstawówki wiecznie słyszałam, że udaje, żeby wymigać się od sprawdzianu/kartkówki. Gdy napad miał miejsce w szkole zawsze chodziłam do pielęgniarki, swoją drogą złotej kobiety, która dawała mi przeciwbólowe i pozwalała zostać u niej dopóty dopóki nie poczuję się lepiej. Rodzina cały czas tematu tego nie poruszała, myśląc, że kiedyś musi mi się znudzić symulowanie.

Pewnej nocy mając około 10-11 lat ból był nie do zniesienia. Nie mogłam spać w nocy, było mi duszno bardziej niż zwykle i czułam, że powoli przestaje mieć siłę, żeby oddychać, ponieważ z każdym oddechem bolało mnie bardziej i bardziej. Obudziłam domostwo i niechętnie zostałam zawieziona do szpitala. W szpitalu znowu ekg, jakieś badania osłuchowe i... nic. No zdrowa jestem. Dostałam jakieś przeciwbólowe w szpitalu, a w domu solidny opierdziel.

Tak więc żyłam sobie z przekonaniem, że chorobę sobie po prostu wymyśliłam. Po tym jak w kółko słyszałam od lekarzy oraz rodziny, że przecież jestem zdrowa, naprawdę zaczęłam obawiać się, że po prostu tracę zmysły, a w momencie kiedy boli - wydaje mi się.

Będąc nastolatką trafiłam do kolejnego kardiologa, standardowy wywiad, ekg, jednak lekarzowi nie spasowało, że w sumie oprócz tego nie miałam robionych innych badań. No to wio na echo serca. Po odczekaniu kilku miesięcy przyszła kolej na badanie. I nagle okazało się, że nie do końca z moim sercem jest wszystko ok. Lekarz nie chciał wydać diagnozy bez kolejnych badań, a na te czekać trzeba było miesiącami - zarządził więc najszybszą drogę, czyli skierowanie na tygodniowy pobyt na oddziale. Tam po całym tygodniu miałam dość, ponieważ dziennie miałam robionych kilka badań i miałam po dziurki w nosie tych wszystkich kroplówek, strzykawek, monitorów które robiły w kółko pip pip i lekarzy. Jednak nareszcie okazało się co mi jest. 2 wady serca, jedna wrodzona, druga rozwinięta już przez tę pierwszą.

Cóż, kilka lat na lekach i mój stan się poprawił. Jednak w przypadku ponownego pogorszenia konieczna będzie operacja serca.

Szkoda mi tylko, że przez te wszystkie lata osoba, która nosiła mnie pod sercem, nie potrafiła uwierzyć mi na słowo.

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 475 (587)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…