Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69828

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Już ponad rok pracy na SOR-e za mną, czas więc chyba podzielić się jedną z (mniej) ciekawych historii. Lojalnie uprzedzam - nie czytać w trakcie jedzenia. Ani zaraz po.

Dyżur nocny, pacjent jeszcze z poprzedniej zmiany, z raną nogi. Z tym że, jak w starym radzieckim kawale, jest kilka "ale". Pacjent to menel najgorszego sortu, a rana to wielka bruzda przez ponad pół łydki, dosłownie gnijąca i jako jeszcze bonus, pełniąca najwyraźniej rolę wylęgarni0+ much, których larwy wesoło ucztowały sobie na ciele nosiciela. Dodajcie aromat "a'la obezwładniający smród" i macie w miarę kompletny obraz.

No nic, dwóch ratowników, plus ja dokoptowany na trzeciego jako pomoc, odziani jak na wojnę chemiczną, zabieramy delikwenta na dekontaminację i doprowadzamy go do stanu chociaż z grubsza przypominającego istotę ludzką. W międzyczasie ratownicy usiłują nie zzielenieć, a ja po raz kolejny dziękuję Bogu, że mam słaby węch i jakimś cudem wytrzymuję.

A po odstawieniu go, robimy najdokładniejsze mycie rąk, jakie mieliśmy w życiu. Przyznam szczerze, w sumie trochę mi żal takich ludzi, że doprowadzili się do takiego pożałowania godnego stanu. Ale i jednocześnie szkoda, że na SOR i tacy trafiają, co jest w sumie prawdziwą piekielnością tej historii.

Ale najlepsze w tym wszystkim, że głupiemu knotowi owe muchy najprawdopodobniej uratowały nogę przed amputacją. Larwy wyjadając na bieżąco martwą tkankę, nie dopuszczały do rozwoju martwicy. Acz dokładnych losów nie znam.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 277 (327)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…