Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69834

przez ~wchmurach ·
| Do ulubionych
Jestem stewardessą.
Część druga opowieści, jak zniechęcić do siebie załogę i innych pasażerów, oraz skutecznie uprzykrzyć podróż sobie i innym.
W dzisiejszym odcinku: Dzieci i ich rodzice.

Absolutnie jestem za podróżowaniem z dzieckiem. Sama uwielbiam podróże i zawsze uśmiecham się na widok młodych par z potomkami, bo dla mnie poniekąd to dowód, że da się. ;) Moi rodzice również zabierali mnie za młodu ze sobą w delegacje. Niemalże codziennie widzę rodziców przygotowanych na podróż - kolorowanki, zabawki, bajki na laptopach. Na pokładzie często, gdy mamy chwilę wolnego, na prośbę rodziców co bardziej ciekawskich dzieci, pokazujemy gdzie siedzimy, co jest czym itd. Niekiedy zdarza nam się także robić zdjęcia z dzieciakami, gdy o to poproszą, a po wylądowaniu (za zgodą kapitana) pozwalamy wejść do kokpitu. Są jednak sytuacje, gdy maluchy (a tym bardziej rodzice) potrafią napsuć nam krwi...

Bieganie.

Rozumiem, że dziecko ma problem z usiedzeniem na czterech literach przez kilka godzin, jednak puszczanie go samopas, żeby pobiegało sobie po pokładzie naprawdę nie jest najlepszym pomysłem. Zwłaszcza, że większość lotu pracujemy i nierzadko my sami biegamy w każdą stronę. Taki podlotek w swoim maratonie często trafia na sam tył kabiny, gdzie trzymamy wszelkie zapasy do serwisu, prywatne rzeczy, oraz gdzie umiejscowione są bojlery z (naprawdę!) gorącą wodą. Gdy już tam trafi, wszystko trzeba dotknąć, poszarpać lub kopnąć.

Wielokrotnie zdarzyło mi się odprawiać dzikie tańce żeby dzieciaka ominąć, a przy okazji nie zrobić mu krzywdy żadnym wózkiem (który potrafi ważyć ok 100 kg), nie wylać na niego gorącej wody, albo zwyczajnie nie podeptać go butami na obcasie. Zdarza się również, że dziecko znajduje się w "potrzasku" gdyż robimy 2 serwisy - jeden od przodu, drugi od tyłu. Gdy dziecko wybiegnie na środek, pod koniec naszej pracy nagle nie ma żadnej drogi ucieczki, co często skutkuje płaczem i rozpaczliwą próbą przepchnięcia się obok nas (każdy kto podróżował tanią linią lotniczą wie, jak mało miejsca jest w korytarzu między siedzeniami). Wystarczy jedna nagła, silniejsza turbulencja lub zwykła chwila nieuwagi i tragedia gotowa.

Co robią rodzice? Pochłonięci książką, filmem, snem lub sobą nawzajem, nie zwracają najmniejszej uwagi na dziecko. Zdarza się również że wodzą za nim wzrokiem bez słowa, a na nasze spojrzenia reagują uśmiechem nr 5 mówiącym "no chyba to nie problem, przecież to dziecko!".

Hitem jednak była pani, jak się okazało koleżanka po fachu z tej samej firmy, zbazowana w innym kraju. Jej synek biegał po całym pokładzie szarpiąc za wózki, bawiąc się siedzeniami i przeszkadzając innym. Na zwróconą (naprawdę grzecznie!) uwagę, mamusia zareagowała krzykiem, że ona też jest stewardessą i nigdy nie zwróciłaby o to uwagi. No cóż, może ona jest przyzwyczajona do berbecia, zachowującego się jak mała małpka w zoo (dzieciak naprawdę robił straszny bałagan i szkody). My - niekoniecznie.

Toaleta i przewijanie.

Samolot jest wyposażony w toaletę przystosowaną do przewijania dziecka. Naprawdę wielu rodziców z tego korzysta, często również pytają gdzie mogą dzidzie przewinąć. Nic mnie tak nie raduje jak udzielenie tej informacji, gdyż codzienne patrzenie na przewijane dzieci na siedzeniach i wdychanie zapachu zużytych pieluch nie jest moim ulubionym zajęciem. Nie wspominając już o współpasażerach siedzących naokoło.

Wygrał pan, który po przewinięciu dziecięcia na siedzeniu, nacisnął przycisk wzywający obsługę i z miną wyrażającą "to już twoja robota" trzymał dla mnie zużytą pieluchę w dwóch palcach (wiecie, tak jak się trzyma coś naprawdę obrzydliwego).

Bohaterką innej sytuacji, która mi się przydarzyła była pani, której córeczka w wieku mniej lub więcej lat 4, niestety popuściła na siedzenie. Zdarza się najlepszym, to tylko dziecko. Pani posprzątała, przeprosiła, a po przylocie czekała na nas ekipa sprzątająca do dezynfekcji miejsca. Nie byłoby w tym nic piekielnego, gdyby nie to, że po fakcie pani musiała dziecko przebrać, a przed ubraniem świeżych ciuszków, dziewczynka polatała sobie naga jak ją Bóg stworzył po całej kabinie przez jakieś pół godzinki. Przy pełnym locie mamy 189 pasażerów. Pomijam kwestie, czy każdy naprawdę ma ochotę na oglądanie gołej dziecięcej pupy (i nie tylko), ale serio mamo... naprawdę jesteś w 1000% pewna, że na pokładzie nie ma kogoś o skłonnościach pedofilskich? Bo ja niestety nie, mogę się o to tylko modlić.

Matka Roku.

Sytuacja, która najbardziej zapadła mi w pamięć. Stoję sobie na zewnątrz, pilnując by nikt nie palił, nie przechodził pod skrzydłem (rozstawione są specjalne pasy, by tam nie wchodzić) i ogólnie służąc pomocą. Ot, taka procedura. Nagle widzę panią, która bierze synka na ręce, dosłownie WKŁADA za bramkę, stawia centralnie pod skrzydłem i przygotowuje aparat do cudownej foteczki. Na mój bieg i natychmiastową reakcję, reaguje krzykiem. Na pytanie, czy wie co może się stać pod skrzydłem tankowanego samolotu, nie znalazła już odpowiedzi.

Pomijam wrzaski, krzyki, płacze, bicie rodziców, szantaże i szorowanie dzieckiem po podłodze. Nie moje dzieci, nie mój biznes. Trochę się tylko smutno robi jak się na to patrzy...

samolot

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 453 (493)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…