Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69960

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dwa lata temu do mojej parafii przyszedł nowy wikary. Od razu dał się ludziom poznać jako złoty człowiek - miły, uprzejmy, żartobliwy i pomocny. Przez pierwszy rok nie miał zbyt dużo pracy, rok później, po swego rodzaju aklimatyzacji zaczął prowadzić część grup w parafii, m.in. II klasę gimnazjum w przygotowaniach do bierzmowania (mój rocznik) oraz Liturgiczną Służbę Ołtarza.

Parafia z jego pomocą od razu odżyła: bierzmowani zaczęli w większości chętnie przychodzić na spotkania, zaś wśród ministrantów została wprowadzona dyscyplina i porządek, a oni sami zaczęli się intensywnie rozwijać zarówno formacyjnie, jak i duchowo.

Nasz ksiądz był naprawdę wspaniałym człowiekiem, kiedy trzeba było, potrafił podnieść głos i się zdenerwować, ale nigdy przy tym nikogo nie obrażał ani nie poniżał. Lubił pożartować, a jednocześnie potrafił bardzo mądrze rozmawiać na poważne tematy. Dzięki jego wsparciu i pomocy przestałem się okaleczać z powodu poniżeń ze strony byłej sympatii (materiał na osobną historię).

Wymyślał różne ciekawe inicjatywy, które pozwalały młodzieży i dzieciom ze scholi, ministrantów czy duszpasterstwa młodzieżowego na różne wyjazdy. Wszyscy bardzo go lubili i można wręcz powiedzieć, że lgnęli do niego.

W czerwcu br. przyszedł kolejny dekret o zmianie. Nasz ksiądz został przeniesiony do małej parafii na drugim końcu diecezji. Wszyscy byliśmy smutni, ale wiadomo, z decyzjami biskupa nie można się kłócić. Pożegnania trwały bardzo długo, w końcu ksiądz się spakował i wyjechał.

Przez pewien okres dwie rzeczy nie dawały mi spokoj: po pierwsze ksiądz był u nas zaledwie dwa lata (istnieje w naszej diecezji zasada, że jeśli nie ma nadzwyczajnie ważnego powodu do przenosin, to wikarzy pracują w danej parafii 5 lat), po drugie zauważyłem pewien drobny szczegół, mianowicie wszyscy poprzedni wikariusze byli od nas kierowani albo na studia, albo do bardzo bliskich parafii (często praktycznie po sąsiedzku). Po pewnym czasie zapomniałem o tym, tłumacząc sobie wcześniej, że biskup wie, co robi.

Dlaczego więc piszę o tym teraz? Bowiem ostatnio usłyszałem pewne informacje, które sprawiły, że po raz kolejny zwątpiłem w ludzi. Są to wiadomości, które usłyszałem w środowisku księży, i to nie jednego, więc mam podstawy, by uważać je za wiarygodne.

Do naszej parafii należy szpital. Jest w nim kaplica, w której odprawiane są dwa razy w tygodniu Msze. Często jeździłem tam z "naszym" księdzem, żeby przyszykować w zakrystii wszystko, co potrzebne do odprawiania Mszy Świętej, podczas gdy ksiądz robił obchód szpitala z Komunią. Potem służyłem księdzu do Mszy, a następnie pomagałem wszystko uprzątnąć. W szpitalu pracuje pewna siostra zakonna jako pielęgniarka. Ze względu na to, że kończy ona dyżur mniej więcej pod koniec Mszy, zawsze po Mszy ksiądz najpierw odwoził ją do klasztoru, a potem mnie do domu. I tu zaczyna się piekielność...

Ponoć kilka członkiń Moher Commando, często spacerujących pod szpitalem, widząc księdza wsiadającego do samochodu z zakonnicą, nabrało podejrzeń i bez prób wyjaśnienia sprawy wysłało anonim do kurii.

I w ten sposób, bez żadnej weryfikacji, parafia po tak krótkim czasie straciła wspaniałego wikarego, prawdziwego księdza z powołania.

ksieza

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (342)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…