Pracuję, ale na pewno już nie długo.
Zostałam przyjęta do pracy na umowę na zastępstwo za pracownika przebywającego na urlopie zdrowotnym (nie jestem do końca pewno jak to się poprawnie nazywa). W każdym razie do momentu kiedy on nie wróci, ja pracuję za niego. Tak się złożyło, że wraca w połowie stycznia. Mi tym samym kończy się umowa i zostaję bez niczego.
Na moje szczęście (lub nieszczęście) w międzyczasie koleżanka z pracy zaszła w ciążę. I tu pojawia się szansa dla mnie. Szef stwierdził, że jestem bardzo dobrym pracownikiem, więc dostanę nową umowę i będę pracować za koleżankę. Zapytacie gdzie w tym wszystkim piekielność?? Już tłumaczę.
Moje "koleżanki" z pracy z kierowniczą działu na czele stwierdziły, że fajnie by było gdybym się trochę postarała żeby tę umowę dostać. W pewnym momencie doszło do tego, że było multum rzeczy do wykonania, uzupełnienia po ich zmianach. Oczywiście zostawało to do zrobienie przeze mnie, bo przecież "potrzebne na jutro, a ja nie zdążyłam". Nie oszukujmy się w naszej pracy nie powinno istnieć słowo "nie zdążyłam". No chyba że w kwestii "nie zdążyłam przeczytać książki w czasie mojej zmiany bo była za gruba (książka)/za wolno czytam/ za długo siedziałam w internetach*." Nie jest dla mnie problemem sprawdzenie kilku faktur czy zrobienie bilansu, ale... Raz przyszedł szef i zobaczył, że bilans nie zrobiony. Komu się dostało? Tak. Mi.
W dodatku dzisiaj okazało się, że szef dobrze wie, co wyrabiają moje "koleżanki". I jakoś nie reaguje. Decyzja podjęta. Nie przedłuży mi umowy? Płakać nie będę. Przedłuży? Zwalniam się!! Jest jeszcze jedna opcja. Zastanawiam się czy nie być piekielną i nie zwolnić się już teraz, za niedługo. Powiedzmy przed Świętami. I kto będzie pracował przez Święta? (tak w grafiku wypisana jestem ja).
Zostałam przyjęta do pracy na umowę na zastępstwo za pracownika przebywającego na urlopie zdrowotnym (nie jestem do końca pewno jak to się poprawnie nazywa). W każdym razie do momentu kiedy on nie wróci, ja pracuję za niego. Tak się złożyło, że wraca w połowie stycznia. Mi tym samym kończy się umowa i zostaję bez niczego.
Na moje szczęście (lub nieszczęście) w międzyczasie koleżanka z pracy zaszła w ciążę. I tu pojawia się szansa dla mnie. Szef stwierdził, że jestem bardzo dobrym pracownikiem, więc dostanę nową umowę i będę pracować za koleżankę. Zapytacie gdzie w tym wszystkim piekielność?? Już tłumaczę.
Moje "koleżanki" z pracy z kierowniczą działu na czele stwierdziły, że fajnie by było gdybym się trochę postarała żeby tę umowę dostać. W pewnym momencie doszło do tego, że było multum rzeczy do wykonania, uzupełnienia po ich zmianach. Oczywiście zostawało to do zrobienie przeze mnie, bo przecież "potrzebne na jutro, a ja nie zdążyłam". Nie oszukujmy się w naszej pracy nie powinno istnieć słowo "nie zdążyłam". No chyba że w kwestii "nie zdążyłam przeczytać książki w czasie mojej zmiany bo była za gruba (książka)/za wolno czytam/ za długo siedziałam w internetach*." Nie jest dla mnie problemem sprawdzenie kilku faktur czy zrobienie bilansu, ale... Raz przyszedł szef i zobaczył, że bilans nie zrobiony. Komu się dostało? Tak. Mi.
W dodatku dzisiaj okazało się, że szef dobrze wie, co wyrabiają moje "koleżanki". I jakoś nie reaguje. Decyzja podjęta. Nie przedłuży mi umowy? Płakać nie będę. Przedłuży? Zwalniam się!! Jest jeszcze jedna opcja. Zastanawiam się czy nie być piekielną i nie zwolnić się już teraz, za niedługo. Powiedzmy przed Świętami. I kto będzie pracował przez Święta? (tak w grafiku wypisana jestem ja).
Ocena:
392
(470)
Komentarze