O tym, jak zostałem naziolem.
Posiadam odziedziczony po przodkach dom z czterema mieszkaniami oraz sutereną, w której onegdaj mieszkanie było, jednak ostatni lokator zdemolował je do tego stopnia, iż od dwóch lat udostępniam je nieodpłatnie najemcom lokali w charakterze składziku na klunkry z perspektywą remontu kapitalnego w tym roku. Dla jasności - dom ogród ma od tyłu, z ulicy wejść można bez większego problemu.
Wróciłem z wakacji, po dwóch tygodniach byczenia, pojechałem "na kamienicę" by odebrać czynsz od najemcy, który uiszcza go w gotówce. I zadziwienie - na klatce dwóch typów siedzi i gawędzi, zagadnięci czy na kogoś czekają, odpowiadają, że tu mieszkają.
Ki grzyb?
Poszedłem do lokatora i pytam, co jest grane, kto jegomościów przygarnął.
- No przecież pan, panie Bestatter.
Oczy mam małe i wredne, jednak na takie dictum, zrobiły się niczym kamienie młyńskie.
- No pan - też pytałem, powiedzieli, że pozwolił im pan zagospodarować suterenę, a lokatorzy mają swoje rzeczy zabrać, jeśli im zależy.
O żeżżżżżż!
Poszedłem na dół, drzwi nie zakluczone, wewnątrz czterech młodzieńców (dwóch mi już uprzednio znanych) i jakaś (chyba) dziewoja. W narożniku pomieszczenia piecyk pod tytułem "koza", miło i wesoło.
Grzecznie pytam, co jest k...a? I dowiaduję się, że stoi puste, że squot, że przestrzeń miejska i blabla.
Jak grzecznie pytałem, tak grzecznie proszę, wszak układny ze mnie człowiek - wyp...ć, czas - dwie godziny, odliczanie właśnie się zaczyna.
Wówczas to właśnie dowiedziałem się że:
- jestem sk...synem i kapitalistą - wyzyskiwaczem,
- wspomnianym na wstępie naziolem
i oczywiście to ja mam wyp...ć.
Cóż było robić. W tył zwrot, telefon, ściągnąłem posiłki w postaci pracowników - sztuk trzy, co w sam raz zajęło owe dwie godzinki, towarzystwo za łby i won. Metalowe drzwi wstawione w trybie ekspres, we wnęki okienne wbite kraty, lokatorzy poinformowani.
Czekam na rozwój wypadków.
To pisałem ja - sk...syn, kapitalista, wyzyskiwacz i naziol.
Posiadam odziedziczony po przodkach dom z czterema mieszkaniami oraz sutereną, w której onegdaj mieszkanie było, jednak ostatni lokator zdemolował je do tego stopnia, iż od dwóch lat udostępniam je nieodpłatnie najemcom lokali w charakterze składziku na klunkry z perspektywą remontu kapitalnego w tym roku. Dla jasności - dom ogród ma od tyłu, z ulicy wejść można bez większego problemu.
Wróciłem z wakacji, po dwóch tygodniach byczenia, pojechałem "na kamienicę" by odebrać czynsz od najemcy, który uiszcza go w gotówce. I zadziwienie - na klatce dwóch typów siedzi i gawędzi, zagadnięci czy na kogoś czekają, odpowiadają, że tu mieszkają.
Ki grzyb?
Poszedłem do lokatora i pytam, co jest grane, kto jegomościów przygarnął.
- No przecież pan, panie Bestatter.
Oczy mam małe i wredne, jednak na takie dictum, zrobiły się niczym kamienie młyńskie.
- No pan - też pytałem, powiedzieli, że pozwolił im pan zagospodarować suterenę, a lokatorzy mają swoje rzeczy zabrać, jeśli im zależy.
O żeżżżżżż!
Poszedłem na dół, drzwi nie zakluczone, wewnątrz czterech młodzieńców (dwóch mi już uprzednio znanych) i jakaś (chyba) dziewoja. W narożniku pomieszczenia piecyk pod tytułem "koza", miło i wesoło.
Grzecznie pytam, co jest k...a? I dowiaduję się, że stoi puste, że squot, że przestrzeń miejska i blabla.
Jak grzecznie pytałem, tak grzecznie proszę, wszak układny ze mnie człowiek - wyp...ć, czas - dwie godziny, odliczanie właśnie się zaczyna.
Wówczas to właśnie dowiedziałem się że:
- jestem sk...synem i kapitalistą - wyzyskiwaczem,
- wspomnianym na wstępie naziolem
i oczywiście to ja mam wyp...ć.
Cóż było robić. W tył zwrot, telefon, ściągnąłem posiłki w postaci pracowników - sztuk trzy, co w sam raz zajęło owe dwie godzinki, towarzystwo za łby i won. Metalowe drzwi wstawione w trybie ekspres, we wnęki okienne wbite kraty, lokatorzy poinformowani.
Czekam na rozwój wypadków.
To pisałem ja - sk...syn, kapitalista, wyzyskiwacz i naziol.
Ocena:
762
(780)
Komentarze