Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#70548

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Na wstępie zaznaczę, że może być trochę długo.

Pomimo niecałych 18 lat na karku nie doświadczam zbyt wielu piekielnych sytuacji w życiu - albo nie na tyle ostrych, żeby nadawały się do opisania na stronie. Największą skarbnicą takich sytuacji jest moja szkoła, której będzie dotyczyć i dzisiejsza historia.

Realia tak zwanych "elytarnych" liceów są pewnie większości znane. Jeden wielki wyścig szczurów oraz obdzieranie przeciętnego Kowalskiego z własnej osobowości, sprowadzając go do roli szarej masy, mającej za priorytet utrzymanie prestiżu szkoły. Afery zwykle zamiatane są pod dywan, ponieważ dyrektorka i szanowne grono pedagogiczne nie mogą sobie pozwolić na utratę dobrego imienia szkoły. Szkoły, która zazwyczaj ciągnie na oparach swojej dawnej świetności i ciężko byłoby jej się pozbierać po większej aferze. Taki właśnie jest mój ogólniak, który jednak charakteryzuje się jeszcze jedną, ciekawą rzeczą. Jest cholernie poprawny politycznie.

Zdaję sobie sprawę z tego, że na fali historii o uchodźcach moja może zostać potraktowana jako podkoloryzowana albo wręcz wymyślona. Równie dobrze mogę mieć na imię Andrzej, 40 lat i nic wspólnego z jakąkolwiek szkołą. Niestety prawda jest taka, że zaraz skończę drugą klasę z chyba najgorszym świadectwem w historii swojej edukacji. Ale do rzeczy.

Aż do końca zeszłej klasy nie mogłam za bardzo narzekać na szkołę, nie miałam ku temu powodów albo były to pojedyncze przypadki. Wynikało to z tego, że pierwszaczków traktuje się jako grupę uprzywilejowaną. Dostają najlepszych nauczycieli, ciągle wychodzą i jeżdżą na wycieczki, mają organizowane lekcje w różnych uczelniach, chodzą na wszystkie organizowane w szkole apele. W drugiej klasie to wszystko nagle znika, a każde wyjście ze szkoły - nawet w celach edukacyjnych - spotyka się z dezaprobatą dyrektorki. A Ty zapominasz, że istnieje coś takiego jak szkolna wigilia, bo i na taką nikt Ci pozwolenia nie da. Ale cóż, na zmianę za późno.

Po zamachach w Paryżu wywiązała się dyskusja na godzinie wychowawczej, jeśli można to dyskusją nazwać. Dobrze, bo powinniśmy rozmawiać o wszystkim i być świadomi otaczającego nas świata. Zaczęliśmy od problemu patriotyzmu. Osobiście uważam się za wielką patriotkę, ale nie będę rozwodzić się tutaj nad swoją więzią z tym krajem. Zaznaczę tylko, że na pytanie "kto uważa się za patriotę" rękę podniosły dwie osoby - ja i jeszcze jedna koleżanka. Wychowawca przeczytał więc tekst jednego z profesorów uczelni wyższej (niestety nie pamiętam nazwy uczelni ani nazwiska profesora, ale jeśli ktokolwiek byłby w stanie mi je podać po krótkim streszczeniu, to byłabym wdzięczna). Wynikało z niego, że patriotyzm nie ma racji bytu w dzisiejszym świecie. Został wymyślony w czasach, gdy na świecie toczyły się ciągłe wojny, państwa były słabe, a granice zmieniały się z dnia na dzień. Wtedy to grupa "cwaniaczków" wymyśliła pojęcie patriotyzmu, które odwołuje się do najniższych i najprymitywniejszych uczuć człowieka. W skrócie zmanipulowali bandą idiotów, która łyknęła hasełko i poszła bić się za ojczyznę. Usłyszałam również, że Europa powinna być jedna bez jakichkolwiek granic, a pojęcie narodowości nie istnieje. Jest tylko obywatelstwo. Z tego też tytułu powinniśmy brać do siebie więcej uchodźców.

Zagotowało się we mnie jak nigdy. Poszłam do szkoły, której patron jest ściśle związany z historią Polski - a szczególnie Drugą Wojną Światową - i liczyłam na to, że jego duch będzie nieco bardziej obecny w jej życiu. Po co więc szkoła nosi imię takie a nie inne, skoro ma zamiar kwestionować wartości, którymi w życiu kierował się jej patron? Nie odzywałam się nawet wtedy, gdy wychowawca mówił, jak to jest mu wstyd być Polakiem za naszą nietolerancję, antysemityzm, rasizm itd. Zeszło na marsze niepodległości, kolega chciał się wypowiedzieć. I wtedy padło zdanie, które działa na mnie niczym czerwona płachta na byka:

- Te marsze to organizują naziści, a hasło "Polska dla Polaków" jest całkowicie bez sensu, cały ten patriotyzm też nie ma sensu.

Nienawidzę, jak ktoś stawia znak równości między nazizmem a patriotyzmem. Ten marsz nawet nie mógł być nazistowski, co najwyżej neonazistowski - albo naziści musieliby powstawać z grobów, albo byłby to marsz stuletnich dziadków z byłej III Rzeszy i przyjaznych jej państewek. Ale kolega nie widzi między tym różnicy. Popełniłam wtedy największy błąd życia, ponieważ ujawniłam się ze swoimi poglądami. Nie krzyknęłam ani nic (chociaż bardzo chciałam), po prostu wcięłam mu się w słowo mówiąc, że nie ma prawa przyrównywać ludzi z marszu do nazistów. Owszem, zdarzają się fanatycy, ale jest to margines. I rozpętałam małe piekiełko.

Do końca lekcji NIKT nie dał mi dojść do głosu. Kilka osób o lewicowych poglądach spokojnie się wypowiedziało oczerniając wszystkie ugrupowania patriotyczne oraz ich działania, a gdy ja chciałam odeprzeć atak, to od razu mi przerywano. Usłyszałam, że te marsze są takie same jak wiece NSDAP i mają na celu dokładnie to samo. A Ci ludzie to bandyci. Udało mi się jeszcze wcisnąć gdzieś zdanie pytające o "bojowników o wolność" z Majdanu, wynoszących na piedestał Banderę - to tak mi wpadło przy wzmiance o Dmowskim, który w "dyskusji" stał się odgrzewanym przez nazistowską młodzież kotletem. Nikt mi nie wyjaśnił w czym Bandera jest lepszy od Dmowskiego, ale też nie oczekiwałam odpowiedzi.

W życiu nie byłam taka wściekła. Nie dano mi dojść do głosu i się wypowiedzieć. Mam łatkę "nazista", bo nie zgodziłam się z opinią na temat patriotyzmu. czy na tym właśnie ma polegać dyskusja, że rozmawiać możemy, dopóki Twoje zdanie zgadza się z tym odgórnie narzuconym? Nie. Po dzwonku chciałam opuścić szkołę w trybie natychmiastowym, ale musiałam się zatrzymać i wysłuchać prawie piętnastominutowego opieprzu na temat moich niezdrowych poglądów. Mój pierwszy ochrzan od nauczyciela w życiu, hura!

Na początku wspomniałam o najgorszym w swojej historii świadectwie. Pomimo starań chyba wyjdą mi same tróje, chociaż do tej pory takowej na koniec nie miałam. Mam małe problemy za przyznanie się do prawicowych - ale nie skrajnych - poglądów i powiedzenia "NIE" uchodźcom. Na niemieckim na przykład nauczycielka ciągle mi udowadnia, że nie znam języka, bo kiedyś nie przetłumaczyłam zdania "pomagam uchodźcom". Chore? Ledwo wychodzi mi trója, chociaż już w gimnazjum prywatnie zdawałam egzaminy na poziomie matury rozszerzonej na 98%. Wiązałam z tym językiem większe nadzieje niż z angielskim, ale już trudno. Dodam, że w pierwszej klasie z innym nauczycielem nie miałam problemu. Może dlatego, że był on rodowitym Niemcem, który po Polsku nie umiał nic mówić (a pomimo tego bez problemu się dogadywałam)?

Teraz mam do napisania na polski pracę na temat imigrantów, czy powinniśmy ich przyjmować, czy raczej nie. Teoretycznie istnieje wolność słowa i mogę napisać zgodnie ze swoim sumieniem. W praktyce się boję, bo nie chcę powtórki z ostatniego razu.

Nasuwa mi się taka konkluzja: Nie po to poprzednie pokolenia walczyły "za wolność naszą i waszą", aby teraz ich wnuki pluły na hasła "ojczyzna" i "patriotyzm".

szkoła liceum

Skomentuj (95) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (296)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…