Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#70773

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Trafiłam w poczekalni na kilka "licealnych" historii i przypomniały mi się własne przejścia z tego okresu.

Przyszło mi zmieniać szkołę w maju (końcówka 2 klasy liceum). Każdy kto zmieniał szkołę w połowie nauki wie z jakimi trudnościami to się wiąże, a co dopiero pod koniec roku szkolnego.
Ledwo po 2 tygodniach uczęszczania do nowej placówki nauczyciele musieli wystawić mi oceny. (To jak wielki niektórzy z nich mieli problem z tym, że mnie nie znają i nie mogą mi wystawić oceny "na gębę", lecz muszą się kierować ocenami przesłanymi z poprzedniej szkoły to temat na inną historię.) Szczególnie w pamięć zapadła mi sytuacja z lekcji francuskiego. W szkole nr. 1 godzinowo zajęcia wyglądały tak, że francuski miał być 2 razy w tygodniu przez 3 lata, w szkole nr. 2, języka uczyliśmy się tylko 2 lata, ale za to w wymiarze 3 godzin w tygodniu. (Moim zdaniem mądrzejszy system- więcej wolnego na rozszerzenia w maturalnej). Dyrekcja była świadoma tej różnicy programowej, zostałam poinstruowana, że nauczyciel ma mi wystawić ocenę "z tego co jest", a brakujące godziny nadrobię w klasie 3. Wszystko gra? No nie do końca.

Szanowna pani "profesor" od wspomnianego języka była bardzo mocno zniesmaczona moim widokiem na swojej lekcji, komentarze typu "skąd ty się tu wzięłaś?" "a po co?" "to już nie można normalnie? kombinujecie i oszukujecie jak się da!" były nieszkodliwe. Co najmniej denerwujące było natomiast to, że przy wystawianiu ocen całej klasie odmówiła wystawienia oceny mi, pod warunkiem, że napiszę za tydzień test ze wszystkich podręczników jakie do tej pory przerobili. Wtedy dostanę ocenę na jej "sprawiedliwych" warunkach. Było tak:

-Nie mam obowiązku nic pisać, dyrektor powiedział, że mam mieć ocenę wystawioną zgodnie z tym, co wychodzi ze starych ocen w dzienniku elektronicznym. Może pani zapytać w sekretariacie. (Wychodziła z tego co pamiętam mocna 4)
-Nigdzie nie będę łazić, masz obowiązek pisać co nauczyciel ci każe.
-Dyrektor jest chyba ważniejszy od nauczyciela....
-PRZESTAŃ PYSKOWAĆ BEZCZELNA GÓWNIARO. (21 wiek, kultura? poszanowanie drugiego człowieka? skąd.)

Lekcja w miłej atmosferze dobiegła końca, przyszedł "za tydzień". Co się wtedy stało? Ano, wypadła mi niespodziewana nieobecność. Pogrzeb dziadka. O ile można w takich okolicznościach mówić o "szczęściu w nieszczęściu" to przynajmniej mogłam sobie usprawiedliwić tego dnia nieobecność w szkole, w tym na teście na który i tak nie zamierzałam iść. Jeżeli dla kogoś to brzmi nieprawdopodobnie, to dodam, że w przeciągu kolejnych 6 miesięcy, miałam w rodzinie 3 pogrzeby, kiedy przez poprzednie 8 lat nie umarł nikt na tyle bliski, żeby iść na pogrzeb. Zdarza się. Kiedy zjawiłam się w szkole na następnych zajęciach zostałam wyzwana od kłamczuch, nauczycielka wyśmiała moje usprawiedliwienie, a później zaczęła żartować w stylu "pewnie z tej żałoby cała wiedza ci wyparowała". Nie byłam z dziadkiem zbyt związana emocjonalnie (mieszkał daleko i mówiąc wprost nie był typem sympatycznego i troskliwego człowieka), dlatego wszelkie próby gnojenia mnie przez "panią profesor" spłynęły po mnie jak po kaczce, ale gdyby chodziło o osobę faktycznie mi bliską, albo adresowałaby swoje teksty do kogoś wrażliwego, to mogłoby się to skończyć bardzo przykro dla tej osoby.

Skończyło się przykrością dla nauczycielki- skarga do dyrekcji, dokładne cytaty i za kolejne 7 dni psorka wróciła kompletnie odmieniona. Przed wejściem do klasy zapytała mnie z uśmiechem jak mi mija dzień, poklepała po ramieniu, a następnie poinformowała, że oczywiście tak jak się umawiałyśmy mam w dzienniku 4. Następnie została wysłana na przymusowy urlop wypoczynkowy na kolejny rok.
O co chodziło od początku nie wiem do tej pory i chyba nigdy się nie dowiem...

szkoła

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (155)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…