Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70823

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Sylwester 2014

Z moim chłopakiem byłam zaproszona do znajomych na "składkowego" sylwestra. Idea była taka, że się zrzucamy na jakieś przekąski typu chipsy, ciasteczka, alkohol i jakieś sałatki, kanapeczki czy coś konkretniejszego do zjedzenia we własnym zakresie. My jako osoby o wielu dziwnych nawykach żywieniowych (ideologicznie nie jemy żadnego mięsa, mój chłopak oprócz tego nie toleruje nabiału, glutenu, źle się czuje po cukrze - dieta dość rzadka, specyficzna, ja też taką trzymam, bo nie opłaca się gotować dwóch różnych dań dla dwóch osób) byliśmy zainteresowani co wejdzie w skład tego wystawnego sylwestra, bo chcieliśmy wiedzieć co przynieść, żebyśmy nie padli z głodu nad flaszką. Nic konkretnego się nie dowiedzieliśmy, wszyscy dość ogólnikowo mówili o jakichś "sałatkach", więc wzięliśmy sprawy w swoje ręce i przyrządziliśmy całkiem sporo wegańskiego jedzenia, którym mieliśmy poczęstować innych gości. 0,7 kupione, wino wytrawne i coś musującego na północ także kupiliśmy, bo nie chcieliśmy iść z pustymi rękami.

Gdy dotarliśmy na miejsce (uprzedzaliśmy, że się spóźnimy, miałam sajgon noworoczny w pracy, mój chłopak także) wszyscy zaczęli nam wypominać, że impreza się kręci, że wszyscy czekają i nie ma co jeść. Byliśmy zdziwieni, nasz poczęstunek niemal w całości poleciał z plecaków i toreb na talerze znajomych. Zmartwiłam się, bo część była dla mojego chłopaka, który raczej nie zje ich specjałów (ja oprócz mięsa mogę być wszystkożerna). Delikatnie zasugerowałam, by coś zostawili na później. Jak się okazało, oprócz zrzutkowych "przekąsek" (dwie paczki dużych czipsów z Tesco, marki Tesco value, takich za niecałe 3 złote) mieli wyliczoną zapiekankę z szynką (zjedzoną), kilka pizzerek (zjedzone), nas nie uwzględnili w podziale, bo my i tak tego nie zjemy - czekali na nasz poczęstunek. W naszym domu zawsze można dobrze zjeść - dlaczego nie, nigdy nikomu nie wyliczałam obiadów u siebie, ale poczułam się źle, że nikt nie pomyślał o nas jako o towarzystwie, tylko o darmowym cateringu. Nie muszę mówić, że składkowe (także moje i mojego chłopaka) poszło na te zapiekanki i pizzerki? Z alkoholem stali jeszcze gorzej, po dwa piwa na głowę, więc nasz alkohol był prawdziwym wybawieniem. Dlaczego? Bo wszyscy stwierdzili, że skoro żarcie przyniesiemy, to alkohol też, i nie będą się wygłupiali. Zażenowały mnie wyliczenia koleżanki, którą bardzo lubiłam, która kombinowała jak mogła, by wszystko było po równo i zamiast się bawić, odmierzała linijką (sic!) poziom trunków w szklankach. Ba, wypominali nam, że za mało przynieśliśmy...

Skończyło się na tym, że w niezbyt dobrych humorach doczekaliśmy razem do północy, pod pretekstem oglądania fajerwerków zmyliśmy się we dwoje do pubu na piwo (którego nikt nam nie podpijał i nie wyliczał!), a potem wróciliśmy do domu, gdzie w końcu udało się nam napchać resztą jedzenia, które było przeznaczone na noworoczny obiad. Następnego dnia byłam zdenerwowana potraktowaniem nas jako sponsorów imprezy i dopomniałam się o zwrot "składki". Co się dowiedziałam? Że składkowe poszło na jedzenie dla wszystkich, a to nie ich wina, że my jesteśmy dziwni i tylu rzeczy nie jemy (ha, żeby coś zostało z tego, to na upartego bym zrozumiała), a nikt z ich grona nie miał czasu przygotować żadnego jedzenia, bo pracował (a my co, kwiatki cały dzień podlewamy, że mieliśmy czas gotować?). Ostatecznie nasze stosunki z tą grupą się oziębiły, a tegoroczny sylwester spędziliśmy w gronie osób, które nie wyliczały nam tego, co przynieśliśmy/przygotowaliśmy, a nawet pomyślały zarówno o naszych dietetycznych dziwactwach, jak i o sobie, przez co zabawa była naprawdę super.

sylwester

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 467 (499)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…