Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70922

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o tym, jak życie nauczyło mnie, że jak załatwiasz coś na tzw. gębę, to tego mieć nie będziesz. Bardzo długa, żeby wszystko co można wyjaśnić od razu.


W zeszłym roku wyszłam za mąż. Wraz z mężem postanowiliśmy, że nie będziemy szukać daleko od naszego miejsca zamieszkania różnych usług, damy zarobić tutejszym przedsiębiorcom lub osobom, które znamy osobiście, a potrafią coś zrobić i dorabiają sobie, np. koleżanka wykonuje makijaże. W związku z tym wiele spraw omawianych było przez telefon, przy okazji spotkań towarzyskich i w niektórych przypadkach w ogóle do głowy mi nie przyszło, że ktoś może mnie wystawić do wiatru.

Nadszedł ten wyjątkowy wiosenny dzień, wszystko szło jak po maśle. Małą obsuwę złapaliśmy jedynie przez burzę i ścianę deszczu - na to wpływu nie mieliśmy. Problemy zaczęły się już po ślubie z [F]otografką.

Zdjęcia robiła nam przyszła synowa bardzo bliskich znajomych moich rodziców, do których zwracam się ciociu i wujku. Są mi bardzo bliscy i byli zaproszeni na wesele, a wujka samochód był naszym ślubnym, co było dla niego ogromnym wyróżnieniem i docenieniem. Dziewczyna z zawodu jest bardziej grafikiem komputerowym, a fotografia to jej pasja. Kilka reportaży już miała w swoim dorobku, ujęcia nam się podobały, ponieważ były inne, z artystyczną duszą. Podczas wesela okazało się, że chodziła ze szwagrem do jednej klasy w liceum (miał o niej bardzo dobre zdanie - porządna dziewczyna, bardzo dobrze się uczyła, wszystkiego pilnowała), rozmawiała z gośćmi, była otwarta na propozycje ujęć zdjęć grupowych czy indywidualnych zdjęć gości. Cud, miód i orzeszki, wszyscy zadowoleni.

Na sesję w plenerze umówiliśmy się w inny dzień, jak już pogoda się ustabilizowała (prawie po miesiącu), mieliśmy wtedy otrzymać zdjęcia z ceremonii i wesela. Jadąc do nas dzwoniła, że się spóźni, ponieważ musiała wrócić po dokumenty, bo ich zapomniała. W końcu zawitała w nasze progi, podaliśmy sok na ochłodę (zaczynały się wtedy upały), chwila gadki szmatki i zaproponowaliśmy, że może oglądniemy te zdjęcia, które miała nam przywieźć. Poleciała do torby, szuka, grzebie, wyciąga wszystko - płyty brak.

[F] - Musiałam zapomnieć ze stołu, leżała koło dokumentów od auta, a jak po nie przyjechałam, to dokumenty podawał mi [N]arzeczony, bo w zasadzie to on do mnie dzwonił, że pojechałam, a dokumenty na stole zostawiłam.

OK, każdemu może się zdarzyć, zignorowaliśmy ten punkt ostrzegawczy. Sesja na łonie przyrody zaliczona, zaproponowała dla kontrastu sesję miejską, w mieście wojewódzkim, w którym mieszka. Aż tak daleko nie mamy, zgodziliśmy się, obiecała, że wtedy da nam zapomnianą płytę.
Tydzień później, jesteśmy u niej, mój mąż już zaczynał kręcić nosem, po co ta sesja, upał, a on w garniturze, więc póki się nie rozmyślił, szybko przebrałam się do sukienki, kopertę z płytą też dostaliśmy "w locie" i wrzuciliśmy ją do torby. Po całej sesji wracamy do domu, dostaję SMS-a:

[F]-Bo na płycie jest filmik, gdybyś miała problem z odtworzeniem, to zainstaluj sobie program X.

Myślę sobie, miły gest z jej strony, znów brak kontrolki ostrzegawczej. Po powrocie do domu jakoś zapomnieliśmy o całej płycie, dopiero następnego dnia po pracy wkładam ją do komputera żeby pooglądać, co tam jest. Napęd jakoś dziwnie pracuje, wentylator buczy i nic nie chce zaskoczyć. Myślę, może wina komputera, idę do innego z nowszym systemem. Jest, tzn. wykrył płytę, ale jako pustą. Główkuję dalej, idę z płytą do DVD, który czyta wszystko, też pusto. Zaczęłam się martwić, mama zobaczyła, że biegam z płytą po całym domu, a akurat rozmawiała z sąsiadką przez telefon, wypytała o co chodzi, sąsiadka stwierdziła, że czasami się jej też tak dzieje, jak ona coś nagra na Apple, a chce na Windowsie otworzyć, że ona jutro weźmie tę płytę do siebie i sprawdzi. Sprawdziła - pusta. Dała synowi informatykowi, żeby też ją posprawdzał, czy może coś kiedyś było nagrane, a przez przypadek się wyczyściło. Płyta czysta jak łza.

Zaczęliśmy więc szturm telefoniczny do [F]. Nie odbiera, odrzuca połączenia, na SMS-y nie odpisuje, z różnych telefonów dzwoniliśmy, żeby sprawdzić, czy może tylko mojego nie odbiera, bo ma mnie zapisaną. Niestety, bez echa. Tydzień, drugi. Mama dzwoni do cioci, czy może się coś stało i dziewczyna jest poza zasięgiem. Ciocia nic nie wie, zaczęła też do niej dzwonić, też bez rezultatu. No to dała numer do [N]. Piszemy SMS-y, on porozmawia z [F], żeby odebrała telefon. Dalej bez echa.

Mijają kolejne tygodnie, ciocia przeprowadza rozmowy z synem w naszej sprawie, bez rezultatu, [F] dostała nawet zakaz pojawiania się u nich w domu, dopóki my zdjęć nie dostaniemy. W końcu dostałam po którymś z rzędu SMS-ie do [N] próbki zdjęć, na potwierdzenie, że zdjęcia w ogóle istnieją, z potwierdzeniem, że [F] pracuje nad resztą, bo chce już nam dać wszystkie (dzień ślubu+sesje).

W październiku nie wytrzymałam, codziennie do niej pisałam maila z prośbą o kontakt. W końcu cud - pojawiła się odpowiedź.

[F]- Witaj, MalpaZielona, bardzo Cię przepraszam. Co powiesz byśmy się spotkali na spokojnie w niedziele? Pozdrawiam
[Ja]- Cześć, nie ma problemu, nie mamy planów na niedzielę. Powiedz o której?

Dni mijały, niedziela przeszła, potem kolejna i kolejna, moje codzienne maile szły nadal. W końcu znów rozpoczęłam szturm do jej narzeczonego, w końcu razem mieszkają, to może się widują. W listopadzie dostaję bardzo treściwą odpowiedź:

[N]- powiedziała, że zadzwoni do ciebie!

Zamiast telefonu otrzymuję wiadomość:

[F]- Najmocniej Cię MalpaZielona przepraszam.
Nie będę tu wyjaśniać dlaczego się z Wami nie kontaktowałam. Jeśli będziecie chcieli wyjaśnień, to może jak się spotkamy?
Co powiesz na niedzielę? 8.11.15.
Już na pewno...
Po prostu fizycznie będzie ciężko mi dać radę wcześniej : (
Pozdrawiam i przepraszam


Odpowiedziałam, że będziemy w zaproponowaną niedzielę o 12., na co dostałam potwierdzenie z jej strony.
W niedzielę rano ok. 8 SMS, że w południe to ciężko, ale na 18 by jej pasowało. Nam już nie pasuje, odpowiedzieliśmy już twardo, że będziemy w południe i kropka.

Nauczeni doświadczeniem wzięliśmy laptopa ze sobą, żeby płytę od razu sprawdzić. Jest, hurra, działa. Ale jakoś tych zdjęć mało, ok. 150 (na pierwszej sesji mówiła, że z samej sesji dostaniemy 100).

[F]- Mam wszystkie na komputerze, ale w różnych folderach, dlatego chciałam na 18, żeby je poznajdywać i dać w jedno miejsce. Bo co robiłam, to zapisywałam w nowym folderze. Tu zgrałam te, co szybko znalazłam.
[Ja]- To kiedy dostaniemy wszystkie?
[F]- Widzicie, wrzucam na chmurę te co nagrałam (rzeczywiście było widać, jak to się zapisuje), najpóźniej w środę 11.11. podeślę ci linka z wszystkimi zdjęciami na chmurze, a płytę podrzucę wam w piątek, jak może będziemy jechać do rodziców [N], albo przez weekend.
[Ja]- Akurat w sobotę będę tutaj w mieście na zajęciach, to po wykładach wpadnę odebrać płytę, będzie to ok. 14.


Umówione, środa mija - maila brak, w sobotę jestem na zajęciach ok. 11 SMS, że jej nie ma w mieście, będzie jutro. Ja już wnerw, potwierdzam, że następnego dnia będę o podobnej godzinie (chociaż nie było mi to na rękę, bo się gości spodziewaliśmy i po zajęciach miałam szybko do domu wracać). W niedzielę piszę do niej podczas zajęć, że za ok. godzinę będę, żeby się już szykowała. Jestem pod blokiem, dzwonię, piszę, nic, cisza. Chwilę jeszcze postałam, w końcu zawinęłam manatki i do domu. Od tamtej pory cisza, zupełna.

Ostatnio, znów po zajęciach, sama z siebie podjechałam pod ich blok z nadzieją, że może ich złapię. Jak zadzwoniłam na telefon, opuściła się do końca roleta w ich kuchni i tyle.
Wieczorem napisałam SMS-a do [N] z prośbą, żebyśmy już zakończyli tę farsę trwającą niemal 7 miesięcy. Dostałam aż dwie odpowiedzi:

[N]- Nic mnie to nie obchodzi!!!
[N]- Kontaktuj się z [F]!


Oczywiście ona telefonu nie odbiera lub naprzemiennie odrzuca połączenia (próbowałam, odbijała piłeczkę przez godzinę).

Drodzy Piekielni, co byście poradzili? Dwoje podobno dorosłych ludzi, bo mają ponad 30 lat, a nie ma na nich rady.
Popsuły się relacje z ciocią i wujkiem (bo im jest głupio za to, co młodzi robią), popsuły się ich relacje rodzinne ([N] już nie odwiedza rodziców, przyjeżdża w odwiedziny do brata i psa), nasze rodziny myślą, że jesteśmy chamami, bo nie chcemy udostępnić zdjęć, a niebawem będziemy mieć 1. rocznicę ślubu.
I gdybyśmy mieli umowę, to może sądem można by ją było postraszyć, a tak to klops.

PS [F] tłumaczyła się depresją lękową, że jej wróciła. Owszem wiedzieliśmy, że miała takie problemy w przeszłości, jednak uznaliśmy, że skoro ma narzeczonego lekarza to jest pod stałą opieką i kontrolą, dodatkowo leki swoje też kosztują, chcieliśmy ich w ten sposób wspomóc, ponieważ [F] była bez pracy. Nie stygmatyzujemy ludzi, nie przyklejamy im łatki "Depresja-trzymaj się z daleka". Mamy innych znajomych, borykających się też z tym problemem, jednak nigdy nie odczuliśmy, że jest coś z nimi nie tak. Żyją normalnie, pracują, czasami mają więcej optymizmu od nas.

wesele

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (266)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…