Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#70948

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pozwolę sobie opisać sytuację, która miała miejsce w mojej firmie. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że teoretycznie dorosły człowiek (25 lat, świeżo po obronie magistra) jest w stanie zachować się w tak nieodpowiedzialny i przede wszystkim debilny sposób. O co dokładnie chodzi? Pozwólcie, że zacznę od początku.

Pracuję w dość dużej korporacji. Ze mną, na tak zwanym „piętrze” jest w sumie szesnaście osób, w tym Michał, naprawdę wspaniały facet, który dołączył do nas jakoś miesiąc przed całą sytuacją, a który potrafił naprawdę wiele poświęcić dla naszego zespołu. Często zalegaliśmy z projektami (nawał przedświątecznych obowiązków), a on zostawał po godzinach, robił rzeczy, które nie leżały w jego zakresie obowiązków. Po prostu mu zależało.

Niestety kilka osób z naszego piętra miało o nim złe zdanie z jednego, można by rzec wręcz głupiego powodu. Michał ma nietolerancję glutenu i z tego powodu nie stołuje się w naszej stołówce (przynosił własne obiady, które następnie odgrzewał sobie w mikrofali), ani też nie pije piwa na naszych wypadach integracyjnych, w ogóle zresztą stroni od picia w miejscach, w których mogłoby dojść do skażenia. Sama przyznam, że wcześniej nie znałam takiego schorzenia i w życiu nie przypuszczałabym, że coś może tak komplikować życie (gdy dowiedziałam się, że musi kupować chleb za 18 zł, a 90% produktów na rynku jest skażonych glutenem to po prostu zrobiło mi się słabo). Niestety kilka osób ubzdurało sobie, że ta cała dieta to tylko kaprys, że nie istnieje taka choroba i on tylko tak gada, aby się z ludźmi nie integrować. Nie było jakiejś otwartej wrogości, ale wielokrotnie trafiałam na sytuacje, gdzie dwie lub trzy osoby wymieniały kąśliwe uwagi na temat durnej mody żywieniowej.

Pewnego dnia, dosłownie na niecały tydzień przed świętami, postanowiliśmy zrobić sobie wigilię pracowniczą. Każdy obiecał coś przynieść, także sam Michał, który stwierdził, że bardzo chętnie zaprezentuje nam swoją dietę. Obiecał też przynieść bezpieczne dla siebie opłatki. Tak też się stało, spotkaliśmy się po pracy w naszej stołówce, pogadaliśmy, połamaliśmy opłatkiem (który w smaku był zupełnie jak ten zwyczajny) i wydawać by się mogło, że wszystko jest OK. Coś tam zjedliśmy, trochę się pośmialiśmy i tak minęła godzina, potem druga, aż w pewnym momencie Michał poczuł się źle. Stwierdził, że boli go brzuch i chyba musi nas opuścić. Parę minut później było już naprawdę kiepsko, ewidentnie dostał jakiegoś zatrucia pokarmowego, ale jak? Jadł tylko to, co sam przyniósł. Nikt go niczym nie częstował.

Damian, jeden z jego dobrych kumpli, stwierdził, że odwiezie go do domu. Tak też zrobił, a ja chwilę później przekonałam się, jak niektórzy ludzie potrafią być perfidni (chciałabym użyć o wiele bardziej dosadnych komentarzy w tym miejscu). Otóż okazało się, że jedna z osób z grona „Nie ma takiej choroby” postanowiła „zdemaskować” Michała i w tym celu zakradła się do kuchni (do której wejście było na drugim końcu korytarza), aby namieszać trochę w jedzeniu, a konkretniej wzbogacić cukier puder na bezglutenowym cieście odrobiną mąki pszennej. Super, nikt nie zwróci uwagi.

Pewnie nie wyszłoby to na jaw, gdyby owa pani nie przestraszyła się efektu swojego dzieła i sama nie przyznała. Rzuciła tylko głupie „ja nie sądziłam, że on tak naprawdę” i szybko zmyła się.

Jedynym plusem całej sytuacji było to, że po wszystkim nikt nie uważał już, że Michał udaje, a nasza była koleżanka wystąpiła o przeniesienie do innego działu. Powiedzcie mi jednak, jak spaczony trzeba mieć łeb, aby coś takiego zrobić? Celowo narazić kogoś na poważne kłopoty zdrowotne? Ja tego nie ogarniam.

uslugi

Skomentuj (79) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 524 (544)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…