Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71035

przez ~BenitaB ·
| Do ulubionych
To moja pierwsza historia na tej stronie, ale myślę, że zasługuje ona na publikację zwłaszcza, że dotyczy traktowania i dzieci, i pracowników w pewnym żłobku prywatnym w Szczecinie.
Piekielna będzie tu szefowa niestety.

W 2014 roku szukałam pracy w żłobku lub przedszkolu i natrafiłam na ogłoszenie jedynie z numerem telefonu i informacją, że jest to żłobek prywatny.
Zadzwoniłam, umówiłam się na spotkanie, wszystko super. jako że był to koniec roku (rozmowę miałam w listopadzie), to przyszła szefowa powiedziała mi, że bardzo jej się podobam i na 100% mnie bierze, jednak praca będzie dopiero od stycznia - max połowa lutego 2015 roku, bo ona się rozbudowuje i na nowe miejsce szuka osób.

Ja szczęśliwa, szefowa super w rozmowie, wszystko świetnie, do końca lutego 2015 max miałam mieć pracę super, więc czekam. Szefowa nawet przy mnie zapisała sobie w notesie, że zdecydowanie mnie bierze i będzie dzwonić.

Mijają miesiące, w lutym dzwonię i słyszę:
- No pamiętam panią, ale jeszcze mi się nie udało stworzyć nowego miejsca, póki co jest remont do końca czerwca, na pewno będzie nowe miejsce i praca dla pani, bo ja o pani pamiętam i jak najbardziej chcę panią zatrudnić.

Ok. To prawda, że mówiła mi na rozmowie, że mam pracować w nowo otwartym miejscu i wiem, że takie rzeczy mogą się przedłużać, więc ok.
No ale, że od lutego do czerwca masa czasu, to łapałam się innych prac i co jakiś czas dzwoniłam do potencjalnej szefowej.

Zależało mi na stałej pracy, a ponieważ podobno dobre wrażenie zrobiłam i szefowa mnie chciała, to naprawdę na tą pracę liczyłam. A wiem też jak ciężko pracę dobrą i stałą dostać, więc walczyłam. A ponieważ innej dobrej oferty pracy nie znalazłam w tym czasie, więc za dużo do stracenia nie miałam.

W międzyczasie zdążyłam być w Niemczech na 2 m-ce w pracy i dorobić sobie na szkolenia, które mnie interesowały, ale po powrocie wciąż ważna dla mnie była praca w moim zawodzie.

W połowie maja zadzwoniłam do P. Szefowej i ona z zaskoczeniem mówi mi, że super, że dzwonię i jak najbardziej miejsce dla mnie jest i już otwierają, i mam przyjść do pracy od 1 czerwca, a jeśli mogę to w połowie marca na próbne dni.

Wszystko super, do pracy poszłam na dni próbne, ok. Już pierwszego dnia zostałam sama z grupą starszych dzieci na pół dnia i nie ma w tym nic złego generalnie, bo dzieci lubię i po to do tej pracy chciałam się dostać. Ale nikt mnie nie sprawdzał, nikt nie podszedł, P. Szefowa zajęta rozmowami, do mnie potem wpadła jedna z pracownic, zobaczyć czy wszystko ok.

W pracy zostałam, dzieci mnie polubiły, Szefowa też, no i rodzice z czasem zaczęli się do mnie przyzwyczajać.
Byłoby super jednak tu się zaczyna "ale". (wiem, zaczynało się już wcześniej kiedy sama musiałam dodzwaniać się o niby pewną posadę).

Pracę zaczęłam w okolicach końcówki marca 2015. Umowę do podpisania dostałam 2 miesiące później i tu prośba mojej szefowej, żeby umowę podpisać z datą dzisiejszą, bo ona miała tydzień na zarejestrowanie nowego pracownika, no ale zapomniała.

Niestety się zgodziłam. Wiem, wiem, ale pracy potrzebowałam, a miałam tam zamiar zaczepić się na dłużej.

Ok podpisujemy umowę. Szefowa pyta "ale pani to chyba nie zrobi różnicy jaka kwota na umowie będzie co? ja pani na rękę dam 1500, a na umowie to tam bez znaczenia."
Niestety znowu się zgodziłam. I wiem, że głupia ja. Nie miałam pracy, potrzebowałam ubezpieczenia i pieniędzy, no i niestety.
Na umowie napisała mi 250 zł.

Tyle niby zarabiałam. A ona płaciła mniejszy podatek.
Po niecałym miesiącu pracy, 3 pozostałe dziewczyny wzięły zwolnienia - jedna złamana noga, jedna w ciąży, jedna chora.
Zostałam ja i Jedna jedyna druga dziewczyna. Ja miałam grupę starszą ona młodszą.

Miałyśmy codziennie po 17 dzieci każda z nas dwóch. Ja starsze, koleżanka młodsze. 17 dzieci do karmienia, bawienia, przewijania itp. Ok dawałybyśmy radę, ale to był żłobek prywatny. Jedzenie dostarczał katering, a jedna z nas musiała zejść wtedy do kuchni i porozkładać obiad na talerze.

I tu w sumie zaczyna się największa piekielność szefowej.
Wie dobrze, że jesteśmy same dwie. Dzieci są podzielone na młodsze i starsze i mamy inne sale.
Ale, żeby podać wszystkim obiad, jedna z nas musi zejść do kuchni i to wszystko przygotować. Szefowa miała pomagać.

I jakże pomagała. Wpadała do nas, mówi, że pójdzie ten obiad nałoży co byśmy dzieci samych nie zostawiały, my zadowolone, że odrobina pomocy i super. Ale po 30 minutach obiadu nie ma.

Proszę koleżankę żeby otworzyła drzwi do swojej grupy i miała oko na moją, a ja pójdę sprawdzić co się dzieje.
Idę i szukam szukam, a Szefowej nie ma. Znalazła się na podwórku z papierosem i telefonem w ręku. Na moje pytanie o obiad mówi, że zapomniała i musi właśnie wyjść, a my na pewno ogarniemy.
Ogarnąć musiałyśmy.

Nie będę każdej sytuacji opisywać, ale bardzo często było tak, że szefowa zapominała kupić talerze (dzieci u nas jadły na plastikowych jednorazówkach, żeby mycia nie było, wyrzucić i spokój) i np. było 15 talerzy plastikowych na 40 dzieci.

Szefowej do końca dnia nie było. Myłyśmy talerze i dzieci dostawały po kolei jedzenie.
Kiedy Szefowa przychodziła na rano, nie zrobiła nigdy śniadania ani nawet herbaty na później. Nigdy nic nie było gotowe na czas śniadania a ona od rana puszczała dzieciom bajki na telefonie, żeby nie musieć się nimi zajmować.
Najgorsze przyszło później.

Miałyśmy małą ruchliwą dziewczynkę, która uwielbiała wchodzić na szafki i półki jak to wiele dzieci ma.
Byłam na rano sama z szefową i musiałam wyjść zrobić śniadanie. Kiedy wróciłam do sali owa mała dziewczynka stoi na szafce i się chwieje (miała niecały roczek, więc stabilność nie do końca właściwa) - rzuciłam wszystko i biegnę ją zdjąć - a Szefowa nagle znad komórki wygląda, wpada w panikę i mówi "o boże ona spadnie, ja nie mogę na to patrzeć" - i wyszła z sali.

Jednego dnia leżała na podłodze w sali zabaw i z kieszeni wypadły jej papierosy. Nie zauważyła tego, a ja to dostrzegłam jak wróciłam z kuchni z podwieczorkiem i zobaczyłam jedno z dzieci, które zaczynało jeść papierosa :/

Kiedy jakiekolwiek dziecko załatwiło się w majtki lub pieluchę, no powiedzmy mocno - szefowa uciekała i mówiła, że ona tego smrodu i widoku nie zniesie.
Kiedy brakowało nam osób do pracy i jej obowiązkiem była pomoc nam, ona przesiadywała na dworze z fajką i telefonem lub na spotkaniach wszelakich dzwoniąc do nas czasem jak to ona się martwi czy dajemy radę.
Przez 3 m-ce byłam sama z koleżanką i każda z nas miała min. 15 dzieci dziennie.

Szefowa nie pomogła praktycznie nic. My wyrywałyśmy sobie flaki żeby wszystko tym dzieciom zapewnić i żeby na dwór wyszły i zajęcia miały i wszystko.
Po tych 2 miesiącach usłyszałam, że super sobie radzę i ona ma nadzieję, że zostanę z nimi do śmierci, no ale jeden dzień wzięłam wolnego, bo grypę żołądkową od dzieci załapałam, więc moja wypłata za jeden miesiąc to 1200.

Piekielna Szefowa robiła świetny PR wśród rodziców i jak były odwiedziny czy dni adaptacji nowego dziecka, to oczywiście skakała jak nakręcona.
Ale w rzeczywistości zdarzało jej się zamawiać tak małe ilości obiadu, że 2 razy podczas mojego tam pracowania dzieci dostały po JEDNYM pierogu na obiad. Bo ona zapomniała ile dzieci jest...
A jest to żłobek prywatny w Szczecinie.

Nie pracuję już tam i to nawet nie z własnego wyboru, ale dopadła mnie choroba, która pozbawiła mnie możliwości pracy na dłuższy czas, a że umowa zlecenie to była, więc nic mi się nie należy, no i kolejne fajne - dowiedziałam się od Szefowej, że ona już ze swoją księgową gadała i wypisały mnie z ubezpieczenia z końcem września.
Fajnie wiedzieć.

Gdybym nie przyszła podpisać rozwiązania umowy, nawet bym nie wiedziała. A tu też chciała mnie wrobić, bo mówi - to pani podpisze tu na kartce, a ja z księgową dogadam treść i datę zakończenia naszej pracy". Na szczęście wtedy już zmądrzałam i powiedziałam, że nie podpiszę niczego, czego nie widzę, rozwiązanie umowy piszemy teraz i proszę o kopię z pani podpisem.
Piekielna jest, a rodzice płacą ok 1000 zł za miesiąc w tym żłobku. Dzieci są pod dobrą opieką, ale dzięki opiekunkom tam pracującym.
Szefowa jest niestety wielką kombinatorką.

Jeśli coś niejasne, wytłumaczę.

uslugi

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (229)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…