Pracuję w sklepie oferującym produkty wystroju wnętrz - od pościeli po sztućce.
Jak dotąd klientów typowo chamskich nie spotkałam dużo, raczej większość z tych, co to mają pretensje i obwiniają sprzedawców o wszystko, na co sprzedawcy akurat nie mają najmniejszego wpływu (ale to temat na osobną historię).
Jeden jednak znacząco wybił się przed szereg.
Ruszyła sprzedaż kolekcji bożonarodzeniowej. Do kasy podchodzi naburmuszony pan i rzuca na ladę opakowanie papierowych serwetek z tekstem:
- Pani mi to otworzy.
Serwetki zapakowane fabrycznie w folię, więc nie miałabym szansy zapakować z powrotem, gdyby klient się rozmyślił.
(J)a: Dobrze, poproszę tylko, żeby pan najpierw zapłacił.
(K)lient: Mówię, żeby mi pani otworzyła. Żona przyjdzie to zapłaci.
(J): Wolałabym jednak, żeby zapłacił pan przed otwarciem.
Facet wyjmuje z kieszeni klucze i zaczyna z furią rozdzierać opakowanie, cały czas mrucząc pod nosem:
- Ja p****olę, to tylko w tej j**anej Polsce tak jest... Mówię, że zapłacę, jak chcesz to wzywaj policję.
Szczerze mówiąc, na moment zaniemówiłam. Facet cały czas próbuje rozerwać opakowanie, a na moje jakiekolwiek próby protestu, ma jeden argument: "Wzywaj policję".
Pytam w końcu:
- Ale właściwie po co chce pan to otworzyć?
- Bo chcę się WYSMARKAĆ.
Zamurowało mnie. Zaproponowałam chusteczki higieniczne, które miałam pod kasą.
- NIE, JA CHCĘ SIĘ W TO WYSMARKAĆ.
Nie wiem, jak to się dokładnie skończyło, klienta przejęła koleżanka, bo musiałam iść na magazyn. Wiem tylko, że w końcu zapłacił, jak już zrobił to, co miał zrobić.
Serio? Wytrzeć nos serwetką w choinki za 8 złotych? Dobrze, że nie obrusem za stówkę ;) Ale kto bogatemu zabroni...
Jak dotąd klientów typowo chamskich nie spotkałam dużo, raczej większość z tych, co to mają pretensje i obwiniają sprzedawców o wszystko, na co sprzedawcy akurat nie mają najmniejszego wpływu (ale to temat na osobną historię).
Jeden jednak znacząco wybił się przed szereg.
Ruszyła sprzedaż kolekcji bożonarodzeniowej. Do kasy podchodzi naburmuszony pan i rzuca na ladę opakowanie papierowych serwetek z tekstem:
- Pani mi to otworzy.
Serwetki zapakowane fabrycznie w folię, więc nie miałabym szansy zapakować z powrotem, gdyby klient się rozmyślił.
(J)a: Dobrze, poproszę tylko, żeby pan najpierw zapłacił.
(K)lient: Mówię, żeby mi pani otworzyła. Żona przyjdzie to zapłaci.
(J): Wolałabym jednak, żeby zapłacił pan przed otwarciem.
Facet wyjmuje z kieszeni klucze i zaczyna z furią rozdzierać opakowanie, cały czas mrucząc pod nosem:
- Ja p****olę, to tylko w tej j**anej Polsce tak jest... Mówię, że zapłacę, jak chcesz to wzywaj policję.
Szczerze mówiąc, na moment zaniemówiłam. Facet cały czas próbuje rozerwać opakowanie, a na moje jakiekolwiek próby protestu, ma jeden argument: "Wzywaj policję".
Pytam w końcu:
- Ale właściwie po co chce pan to otworzyć?
- Bo chcę się WYSMARKAĆ.
Zamurowało mnie. Zaproponowałam chusteczki higieniczne, które miałam pod kasą.
- NIE, JA CHCĘ SIĘ W TO WYSMARKAĆ.
Nie wiem, jak to się dokładnie skończyło, klienta przejęła koleżanka, bo musiałam iść na magazyn. Wiem tylko, że w końcu zapłacił, jak już zrobił to, co miał zrobić.
Serio? Wytrzeć nos serwetką w choinki za 8 złotych? Dobrze, że nie obrusem za stówkę ;) Ale kto bogatemu zabroni...
Ocena:
298
(314)
Komentarze