Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#71147

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Darknesss z piekielną załogą karetki przypomniała mi moją moją własną.

Jak wiecie z poprzedniej historii, mam ciotkę i wujka w podeszłym wieku, a wuj w czerwcu miał wypadek.

Pewnego czerwcowego dnia, mama odbiera telefon od ciotki (aktualnie przebywającej w szpitalu na rehabilitacji) że wujek nie odpowiada na próby kontaktu od dwóch dni i prosi o sprawdzenie, czy coś mu się nie stało. Czym prędzej wyruszyliśmy więc do mieszkania wujka. Na miejscu staliśmy ok. 15 minut pod klatką - światła pogaszone, a domofonu nikt nie odbiera, z telefonem analogiczna sytuacja. Dostaliśmy się do klatki dzięki uprzejmości sąsiadów, jednak drzwi do mieszkania były zamknięte, bo kluczy nikt nam nie dał. Szybka decyzja - jedziemy do ciotki do szpitala. Po odebraniu kluczy znów udajemy się do mieszkania wujka i zastajemy tam widok, którego nikomu nigdy nie życzę ujrzeć.

Wujek leżał na podłodze praktycznie w całości, tylko nogi na łóżku. Oczy wywrócone, majaki (dość często wypowiadał też zdanie "do żadnego szpitala nie jadę"), a w całym domu unosił się zapach moczu. Okazało się, że wujek złamał obojczyk na schodach na łączniku pomiędzy pierwszą a drugą linią metra a leży w ten sposób od wspomnianych dwóch dni.

Nie czekając na nic, mama podniosła telefon i zadzwoniła po karetkę.

Ratownicy w trzyosobowej grupie przyjechali dość szybko i zaczynają badać, wypisywać papiery, itp. Diagnoza była jedna - szpital. Wujek oczywiście znów zaczął się zapierać, że do żadnego szpitala nie jedzie, bo do jutra mu przejdzie, i tak dalej. Po krótkiej chwili takiej dyskusji jeden z ratowników zaczął się wręcz wydzierać na wujka, że jak nie pojedzie to będzie masakra, że chyba zwariował i że założy się z nim, że nie podniesie ręki nad głowę. Wtedy stwierdziłem, że takie coś do niczego nie prowadzi i wkroczyłem do akcji, mówiąc ratownikowi żeby zaczekał w drugim pomieszczeniu, bo znam wujka i w tak gwałtowny sposób sprawy nie załatwimy.

Kiedy zostałem sam, zacząłem spokojnie mówić, że w szpitalu nie spędzi dużo czasu, że zrobią mu tylko najpotrzebniejsze badania i że szybko wypiszą go do domu - ogólnie, mówiłem w taki sposób, w jaki należy się zwracać do osiemdziesięciolatka, któremu stała się krzywda, a w dodatku jest kompletnie odwodniony i kolokwialnie mówiąc - bredzi. Kiedy już udało mi się nawiązać nić porozumienia i byłem naprawdę blisko przekonania wujka, by jednak wsiadł do karetki do pokoju wparował ten sam ratownik z krzykiem: "NO I CO? JUŻ PAN ZMĄDRZAŁEŚ? JEDZIEMY CZY NIE?". Rzecz jasna, na takie dictum moje przekonania poszły się kochać, wujek znów powrócił do swojego uporu i do szpitala nie pojechał.

Koniec tej historii jest taki, że spędziłem z wujkiem całą noc, a następnego dnia pojechałem do szpitala po ciotkę, która wypisała się na własne życzenie. Dopiero ona nakłoniła wujka na udanie się do szpitala. Przyjechała prywatna karetka, zabrała wujka, w szpitalu założyli mu gips i po paru badaniach zwolnili go do domu, do którego także przywiozła go karetka.

Drodzy ratownicy, prośba - nawet jeżeli jesteście wykończeni i miewacie czasami momenty, gdy macie dość swojej pracy, czasami posłuchajcie członków rodziny chorego. Obie strony mają w ten sposób szansę na oszczędzenie sobie dodatkowych nerwów.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 45 (143)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…