Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71205

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O pewnym piesku i jego właścicielce.

Mieszkam ci ja w mieście X, dojeżdżam do pracy w mieście Z za pomocą kolei, która przejeżdża przez miasto Y. Co ważne, właśnie w mieście Y następuje postój na jakieś 10 minut w porze, gdy moja poranna podróż ma miejsce, aby załoga pociągu zakończyła swoją zmianę i jej miejsce zajęła drużyna następna.

Tego dnia udało mi się wsiąść na swojej stacji bez zwyczajowych atrakcji - bez "dajczypiendziesiont" żuli, dresów rozkładających się swymi szanownymi kończynami dolnymi na trzy siedzenia, starszych państwa uderzających parasolkami (wersja "ona") lub laskami (wersja "on") w miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę, coby przyspieszyć wskakiwanie na pokład osób przed nimi lub też dając subtelnie w ten sposób znać, aby się przesunąć będąc już w środku. Nie, dzisiaj atrakcja była nowa i całkiem niespodziewana - była to pewna młoda... hm, już nie nastolatka, ale na pewno jeszcze nie pani, przynajmniej oceniając po tym, jak wyglądała - a wbrew pozorom czy stereotypom wyglądała całkiem standardowo i normalnie. Ot, pasażer. Nazwę ją po prostu [D]ziewczyną.

Problem jednak w tym, że nie była ona sama, a towarzyszył jej piesek. Mały, z wyłupiastymi oczkami, prawie bez sierści i w kolorowym sweterku. Broń Boże nie mam nic do zwierzątek, przez moje własne mieszkanie przewinęły się już rybki akwariowe, niezliczona rzesza chomików, pies, świnka morska czy papuga. Niemniej jednak... piesek ów zaczął szczekać. Tak bez powodu, jak stał, tak zaczął. I szczekał. I szczekał... może nie za głośno, ale dość uciążliwie, a echo odbijające się od ścian i ludzi w zamkniętym i dosyć "nabitym" (nie było za bardzo gdzie przejść) pociągu definitywnie nie pomagało.

Niestety, jestem osobą, która ma pewnego rodzaju nadwrażliwość na dźwięki (mieszkanie w dużym bloku i sąsiadowe wiertarkowanie prawie cały rok, mogą doprowadzić do rozstroju nerwowego), a do tego nie lubi podróżować ze słuchawkami na uszach, jak w tamtym momencie wszystkie inne osoby wokół (powiedzmy, że jeden jedyny raz, gdy były one w moich uszach, jeden nieznany mi bliżej kradziej wziął mnie w obroty) i po jakichś trzech stacjach (czyli 15 minutach łącznie... ile ten szczurek miał powietrza w płucach?) padło kulturalne pytanie z mojej strony:

[J]a: Przepraszam, czy mogłaby pani uciszyć swoje zwierzątko?
[D]: Nie, nie mogę, może sobie szczekać ile chce, bo jest mój, a ty wypi@!#$%, #$%#@$% i #$^&@#. Co cię w ogóle to, k%@^@#, obchodzi? Płacę, to mogę jechać jak chcę. Nie podoba się, to spi@#$%^@# z wagonu.

Mrugam, może jeszcze mi się to śni, ale nie - okej!

[J]: No, raczej nie wydaje mi się. Pociąg jest komunikacją PUBLICZNĄ i tak jak w windzie ludzie powinni sobie raczej nie przeszkadzać, jest nawet w regulaminie kolei o zachowaniu porządku... Poza tym, z tego co wiem, to jest też punkt o przewozie zwierząt - ma pani bilet na psa?
[D]: A co ty mi będziesz, @#$!@#$%, regulamin cytować, TY WIESZ KIM JEST MÓJ OJCIEC? Nie wiesz? No to ci, #$#@%^, nie powiem, plebsie, bo nie zasługujesz. Buty mi możesz myć. Za swojego psa nie muszę płacić, bo JA mam MIESIĘCZNY. A poza tym...

... i tak nawija owa pani wers za wersem, litanię za litanią... W końcu coś we mnie pękło (czytaj: trafił mnie szlag, bo tygodniowy limit obelg skierowany w moją stronę został właśnie wyczerpany, a jest on raczej duży ze względu na specyfikę wykonywanego przeze mnie zawodu - branża IT i bezduszne komputery) i spokojny, acz raźny krok (co i tak mi chwilę zajęło w dość zapchanym pociągu) został skierowany w stronę konduktora, jaki został poinformowany o psu bez bonusowego biletu. Tutaj uwaga - donosić nigdy na nikogo nie donoszę i donosić nie lubię, bo po co komuś robić problem z byle drobnostki - ale w tym jednym wypadku... No, cóż. Lepsze to niż morderstwo w afekcie.

Piesek szczekał dalej. Pan podszedł do D, zadał jej parę pytań z tego co mi było dane widzieć i wypisał jakiś papierek w akompaniamencie gestykulacji rąk owej D. Po chwili do mnie podeszła (czy też raczej podbiegła taranując ludzi) i wykrzyczała, naturalnie z ogromną ilością przekleństw, że generalnie rzecz biorąc mogę się już na tamten świat zbierać, że naśle ona na mnie swoich "ziomów", jej ojciec sprawi, że nie będę mieć życia... Reasumując, zaczęła kontynuować swój mały pokaz kultury. Co ważne, w pewnym momencie drzwi się otworzyły (stacja), a ona zmięła - jak się okazało - pokwitowanie przyjęcia mandatu, wyrzuciła je na zewnątrz i rzekła do mnie tymi słowy:

[D]: A tak jak ja wypier@#$@$ ten szit, tak ciebie zaraz wypier@#$% z pociągu!

Co się jednak nie stało. Stało się jednak coś innego - na następnej stacji w mieście Y zmieniła się załoga i gdy pociąg ruszył, nowy już konduktor podszedł do awanturującej się D, która na chwilę zamilkła, i spytał:

[K]: Dzień dobry, bilecik ma?
[D]: Mam, masz (i podała swój bilet miesięczny).
[K]: A piesek ma?
[D]: Nie ma, ale k@#$@ przed chwilą dostałam już mandat.
[K]: A pokwitowanie ma?
[D}: ...

I dostała karę po raz drugi. Na szczęście do końca podróży stała już cicho, większy kawałek ode mnie, ale gdyby wzrok mógł miotać pociski, to myślę, że spokojnie mogłaby zdobyć złoty medal olimpijski w rzucie oszczepem. Po dwóch kolejnych stacjach wysiadła.

A piesek szczekał dalej.

komunikacja_miejska kolej

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 339 (401)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…