Jak sugeruje mój nick, pracuję w Biedronce. Jako stary już w zasadzie pracownik piekielności miałam wiele, jednak dopiero dzisiejsze zdarzenie skłoniło mnie do podzielenia się historią.
"Matka roku", wiadomo, studnia bez DNA.
Pracuję dzisiaj, wiadomo - pośpiech, presja czasu. Kończę warzywniak (dla niewtajemniczonych - palety z warzywami) i po zakończeniu muszę zwieść paletę z resztą, która "nie weszła" oraz pustymi kartonami na magazyn. Paleta jak nic z 1,7 m, więc co za tym idzie widoczność słaba. Staram się nie jechać tyłem, ale muszę jakoś wyjechać z alei. Mam do pokonania jakieś 2 m, tyłem obrót i prosto na magazyn.
Ale by było za pięknie, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, a mianowicie Klienci. Wiadomo, najważniejszy element sklepu. Jednak jadąc elektrykiem potrzebuję trochę miejsca. Więc gdy widzę kobietę (K), która stoi idealnie przed wózkiem, grzecznie proszę o przejście w inną alejkę, tak abym mogła spokojnie przejechać. K puszcza mnie, pozwala przejechać. Więc jadę trochę w tył, robię obrót i już mam jechać na magazyn, gdy dostrzegam między paletą, którą jechałam, a paletami na szczytach(takie palety z promocjami) małą, może dwuletnią dziewczynkę. Gdybym całkowicie przypadkiem nie zostawiła kilku cm odstępu między paletą i szczytem, zmiażdżyłabym dziecku nogi. Dosłownie. Taki elektryk ma niezłą masę, nawet z dorosłymi kośćmi świetnie sobie radzi.
Gdy spostrzegłam tę dziewczynkę, aż krzyknęłam że strachu. Serio. Na samą myśl o tym, co mogło się stać, dalej przechodzą mnie ciarki.
Ale ale, miało być o matce roku. Czyja okazała się dziewczynka? Ano kobiety, która przepuściła mnie. Sama K przeszła w inną alejkę, ale dziecko zostawiła. Na moje słowa, że mogłam zrobić krzywdę jej córce, tylko wyruszyła ramionami.
I teraz powiedzcie mi, czyja byłaby wina. Moja? Nie dopilnowałam? Czy matki?
Straciłabym pracę, miałabym rozprawę w sądzie o trwały uszczerbek na zdrowiu.
Szczęście, że nic się nie stało, ale strach pozostał.
Proszę, Drodzy Klienci, pilnujcie swoich dzieci , bo czasem wystarczy chwila i nieszczęście gotowe. Dziś się udało, szczęśliwy zbieg okoliczności.
"Matka roku", wiadomo, studnia bez DNA.
Pracuję dzisiaj, wiadomo - pośpiech, presja czasu. Kończę warzywniak (dla niewtajemniczonych - palety z warzywami) i po zakończeniu muszę zwieść paletę z resztą, która "nie weszła" oraz pustymi kartonami na magazyn. Paleta jak nic z 1,7 m, więc co za tym idzie widoczność słaba. Staram się nie jechać tyłem, ale muszę jakoś wyjechać z alei. Mam do pokonania jakieś 2 m, tyłem obrót i prosto na magazyn.
Ale by było za pięknie, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, a mianowicie Klienci. Wiadomo, najważniejszy element sklepu. Jednak jadąc elektrykiem potrzebuję trochę miejsca. Więc gdy widzę kobietę (K), która stoi idealnie przed wózkiem, grzecznie proszę o przejście w inną alejkę, tak abym mogła spokojnie przejechać. K puszcza mnie, pozwala przejechać. Więc jadę trochę w tył, robię obrót i już mam jechać na magazyn, gdy dostrzegam między paletą, którą jechałam, a paletami na szczytach(takie palety z promocjami) małą, może dwuletnią dziewczynkę. Gdybym całkowicie przypadkiem nie zostawiła kilku cm odstępu między paletą i szczytem, zmiażdżyłabym dziecku nogi. Dosłownie. Taki elektryk ma niezłą masę, nawet z dorosłymi kośćmi świetnie sobie radzi.
Gdy spostrzegłam tę dziewczynkę, aż krzyknęłam że strachu. Serio. Na samą myśl o tym, co mogło się stać, dalej przechodzą mnie ciarki.
Ale ale, miało być o matce roku. Czyja okazała się dziewczynka? Ano kobiety, która przepuściła mnie. Sama K przeszła w inną alejkę, ale dziecko zostawiła. Na moje słowa, że mogłam zrobić krzywdę jej córce, tylko wyruszyła ramionami.
I teraz powiedzcie mi, czyja byłaby wina. Moja? Nie dopilnowałam? Czy matki?
Straciłabym pracę, miałabym rozprawę w sądzie o trwały uszczerbek na zdrowiu.
Szczęście, że nic się nie stało, ale strach pozostał.
Proszę, Drodzy Klienci, pilnujcie swoich dzieci , bo czasem wystarczy chwila i nieszczęście gotowe. Dziś się udało, szczęśliwy zbieg okoliczności.
uslugi
Ocena:
245
(283)
Komentarze