Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#71228

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracowałam w jednym z punktów bukmacherskich na Śląsku, gdzie w żadnym stopniu nie zapewniono bezpieczeństwa pracownikowi. Dosłownie chyba każdy przepis BHP był złamany. Kamera - atrapa, alarm - atrapa, sejfu - brak (nie pytajcie gdzie trzymałyśmy duże sumy). Nie oszukujmy się zakład bukmacherski to miejsce, w których przewijają się czasami spore sumy pieniędzy. Jedyne co dzieliło od klientów to stare, podrapane biurko i dwa kawałki długiej, brudnej zasłony. Zaplecze było w opłakanym stanie. Próby posprzątania kończyły się niepowodzeniem. Gnieździły się tam pająki różnych maści i wielkości. Drzwi z toalety się nie zamykały, brak światła. Światło na zapleczu zapalało się za pomocą listwy, ponieważ oświetlenie było zrobione prowizorycznie (żeby było). Kaloryfery nie działały i w dodatku ciekła z nich woda. Zaopatrzono nas w stary grzejnik, który jak się rozgrzewał, to wydawał dźwięki jakbym smażyła mięso. Z czego również żartowali klienci. Na szczęście dostałyśmy firmowe polary, bo bez nich to zamieniłybyśmy się w kostki lodu. Jako, że wtedy byłam studentką to przez mały ruch miałam czas na naukę, to chyba jedyny plus jak się siedzi w pracy po 10 godzin. Były dwie osoby w punkcie, gdzie jedna miała umowę o pracę a druga zlecenie. Gdy była pilna potrzeba, aby mieć dzień wolny, a współpracownica nie mogła przyjść na zastępstwo, to sprowadzenie osoby z innego punktu było niemożliwe. Ale właściwie się nie dziwię sama bałabym się przyjechać do takiego punktu na zastępstwo. Chociaż współpracownica też była piekielna. Nie uważam się za osobę perfekcyjną, ale z pewnością idę na kompromisy. Moja współpracownica potrafiła średnio 3 razy w tygodniu iść do lekarza, akurat w dni, które miałam mieć wolne. Na zapleczu miała więcej lakierów do paznokci niż drogeria w swojej ofercie i zawsze zostawiała po sobie bałagan. Umycie podłogi przed zamknięciem również było trudnością, więc na dzień dobry zawsze sprzątałam po niej, ale co tam! Zleciały mi godziny przynajmniej. Kierownik regionu też był człowiekiem widmo. Widziałam go jedynie raz w swojej karierze. Dodatkowo, gdy zaczyna się pracę w zakładzie bukmacherskim otrzymuje się tymczasowe zezwolenie na przyjmowanie zakładów wzajemnych. Po upływie 3-4 miesięcy jedzie się do Warszawy zdawać egzamin państwowy (teraz podobno się zdaje w punkcie, w którym się pracuje), ale kruczek leży w tym, że jak zdamy to fajnie, extra itp., ale nie radze zwolnić się w ciągu 2 lat, bo będziemy zwracać koszt egzaminu (podobno tysiaka-dla mnie to było dużo). W umowie było to tak niejasno określone i gdyby nie opinia znajomej to sama tkwiłabym tam do teraz.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 16 (70)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…