Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71233

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja mama ma swoją działalność, którą prowadzi zaraz obok naszego domu. Jest to kwiaciarnia. Ja niestety nie odziedziczyłam po niej talentu florystycznego, ale kiedy mama ma więcej pracy lub ma coś innego do załatwienia, to pomagam w interesie. Piekielnych klientów dużo (stałe klientki to w większości starsze panie...), ale postanowiłam opisać sytuację, która zdecydowanie najbardziej mnie wnerwia, a po raz kolejny się zdarzyła mi trzy godziny temu.

Siedzę sobie spokojnie w domu. Chilluje w piękny piątkowy wieczór. Mamy nie ma. Parę minut po 18. Dzwoni telefon. Odbieram przeczuwając, że będzie nieciekawie.

(J): ja
(P): piekielny

(J): Tak, słucham?
(P): Dobry wieczór. Jest mama?
(J): Nie, nie ma.
(P): A gdzie jest?

Przepraszam bardzo, co??? Nie wiem nawet z kim rozmawiam, a gościu mnie wypytuje... Ciśnienie już mi się podnosi.

(J): Czy mam coś przekazać?
(P): Nooooo... tutaj Piekielny, ja chcę jakieś kwiatki. (no co ty?)
(J): Dobrze, mogę przyjąć zamówienie. Na kiedy?
(P): Na dzisiaj!!!
(J): Na dzisiaj?! (godz 18!)
(P): Nooooo tak. 28 kwiatków, bo to na rocznicę. To bym wpadł tak za godzinkę.

Kuźwa, no. Jak już wspomniałam, sytuacja zdarza się nie pierwszy raz. Ludzie myślą, że skoro mieszkamy zaraz koło kwiaciarni, to nie mamy problemu, żeby obsługiwać ich 24/7. OK, rozumiem, jak ktoś zapomni o jakichś urodzinach czy wyskoczy spontaniczny wyjazd i ktoś nie chce jechać z pustymi rękoma, ale kurde bez przesady. Ani żadnego "przepraszam, czy nie byłoby problemu", ani nic. Ja bym chętnie wysłała takich "klientów" daleko, ale mama zawsze mówi, żeby przyjmować, bo każdy grosz się przyda. No OK, lecimy dalej.

(J): No dobrze.... Czyli chciałby pan bukiet, 28 kwiatków. Jakieś konkretne?
(P): Niee, cokolwiek tam macie. Tylko bez zbędnych przystrojeń.
(J): OK, czy nie byłoby problemu, gdyby przyjechał pan ok. godz 20. Myślę, że mama wróci już do domu i coś panu przygotuje.
(P): Ehh.. no dobrze. Tylko muszę coś wymyślić, żeby żona się nie połapała, hehehehee...
(J): OK, to do widzenia.

Telefon do mamy. Nie zdąży wrócić do 20. Kurde. Już żałuję, że przyjęłam to zamówienie. Z dobrego humoru nic nie zostało. Mama zostawia mi instrukcje. Na szczęście dużo towaru, bo Walentynki za dwa dni, więc biorę paczkę świeżych tulipanów, przewiązuję grubą wstążką i jest git. W sumie uważam, że takie skromne, minimalistyczne bukiety są o wiele ładniejsze. A i tak nic innego bym nie wyczarowała z moim talentem... ;)

Godz 20:00.
Przyszedł Piekielny. Podaję mu tulipany. A on się odzywa:
(P): A nie macie nic innego??

Ręce opadają...

kwiaciarnia

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (266)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…