Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#71327

przez ~Zgagson ·
| było | Do ulubionych
Październik 2015 roku. Miałam jechać z narzeczonym do Warszawy na Verva Street Racing i Clarkson Hammond and May Live. Bilety kupione kilka miesięcy wcześniej, mieliśmy zatrzymać się u mojej przyszłej teściowej - wszystko zaplanowane.
Na dzień przed wyjazdem ( w czwartek ) oddaliśmy samochód do warsztatu, bo coś było do zrobienia i nie chcieliśmy się po drodze stresować, że nie dojedziemy. Po południu auto odebrane, wszystko co mieli naprawić, naprawili.
W dniu wyjazdu nic się z samochodem złego nie działo, więc po pracy na totalnym luzie wyruszyliśmy.
Spokojnie przejechaliśmy odcinek A1 do Nowej Wsi, płacimy, jedziemy dalej, aż tu nagle zaczyna coś piekielnie hałasować (dosłownie jakby helikopter nad nami leciał). Zjechaliśmy na stację oglądamy auto, nic nie jesteśmy w stanie stwierdzić, więc postanawiamy kontynuować podróż. Niestety hałas coraz większy, do kolejnego zjazdu daleko.
Ostatecznie w okolicy Ciechocinka zjechaliśmy na jakiś parking, poczekaliśmy na lawetę i o 3 w nocy byliśmy z powrotem w domu.
O 8 pobudka, auto odstawione do warsztatu i pędem na Polskiego Busa, żeby jakoś do tej Warszawy dojechać, bo szkoda marnować kasę, którą się już wydało. Wcześniej chciałam kupić bilety na Busa przez net, ale mieli awarię systemu, więc uznałam, że kupimy w kasie.
Po dotarciu na dworzec okazało się, że tam też awaria, dlatego postanowiliśmy kupić bilet u kierowcy. Kierowca niestety stwierdził, że u niego biletów się nie kupi, bo coś tam. Zasuwamy znowu do kasy, bo może tym razem system zadziała. Owszem zadziałał, ale kupiliśmy bilety na Busa, który był dopiero za 2h, bo na ten, którym chcieliśmy jechać na 5 minut przed już nie można było ( bo kierowca musi mieć listę rezerwacji wg której wpuszcza pasażerów - w sumie logiczne)
W końcu o 18 byliśmy u mamy narzeczonego, wrzuciliśmy coś szybko na ruszt i prędko na stadion.
Zdążyliśmy, obejrzeliśmy to co mieliśmy obejrzeć, zmarzliśmy przy tym niemiłosiernie ( nie wiem, kto wpadł na to, żeby robić tam temperaturę bliską zera i nawiew na nogi) i totalnie wykończeni znowu o 3 poszliśmy spać, po to, żeby znowu wstać o 8 i znowu zasuwać na dworzec na autobus powrotny.
Podsumowując: tyle poświęcenia, nerwów, latania z wywieszonym językiem byle tylko wszędzie zdążyć... a o ile Verva była do przeżycia tak Clarkson Hammond and May live - totalna porażka nie warta zachodu kompletnie i nic byśmy nie stracili, gdybyśmy zostali w domu ( co z resztą na początku na totalnym wnerwie chciałam zrobić, ale dałam się przekonać ). ;)

Gdynia Gdańsk Warszawa

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (13)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…