Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71384

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pieseczek obudził mnie stosunkowo wcześnie, więc po porannym prysznicu wskoczyłam w wygodną casual wear i poszłam ze zwierzakiem na nasz ulubiony spacer, a potem siłą rozpędu stwierdziłam, że dokonam podstawowych zakupów, bo lodówka zaczęła przypominać pejzaż polarny.

Nie bawiąc się w żadne makijaże - ot, taka poranna matka Polka, karmicielka śpiącego w domu stada - udałam się do mojego najbliższego osiedlowego dyskontu (żeby uniknąć reklamy: nie ten z owadem, tylko z pieskiem), gdzie metodycznie i w skupieniu zaczęłam robić zakupy, poruszając się rytmem narzuconym przez układ sklepu: od warzyw i owoców, poprzez pieczywo, potem nabiał, itd., by zakończyć ten slalom przy kasie.

Już przy pierwszym stoisku, zauważyłam, że pęta się koło mnie jakiś obywatel, ale że sklep nie jest wielki, zaś ja nie snuję teorii spiskowych, poza tym nie jestem próżna i miałam pełną świadomość braku "stroju godowego”, a sam mężczyzna robił całkiem normalne wrażenie, nie łamałam sobie tym głowy.

Przy regałach z ofertą czasową, facet wszedł w kontakt werbalny: "Czy dobra ta kasza owsiana?", ja: "Nie wiem, kupuję po raz pierwszy", potem zaczął praktycznie komentować każdą rzecz, którą brałam do ręki, więc przeszłam na: "uhm"i "uum".

Przy palecie z kwiatkami i nasionkami przestałam w ogóle reagować, po jego stwierdzeniu: „Widać, że się pani zdrowo odżywia” - ze wzrokiem przesuwającym się nie po mojej bogatej w owoce i jarzynki zawartości koszyka, tylko po mnie samej - i zaczęłam manewrować tak, żeby go zgubić.

Wreszcie, wykorzystując większą grupę osób przy stoisku z wędlinami jako zasłonę dymną, dotarłam do lady chłodniczej, by dołożyć do koszyka masło - ostatnie na mojej liście zakupów, przy okazji z ulgą stwierdziłam, że upierdliwy gość się odczepił.

W tym momencie zza regału ze zdrową żywnością tenże wynurzył się - szedł w moją stronę z charakterystycznym pakietem w wyciągniętej ręce, by zagaić:

Facet: "Kurczaczki ładne są. Kupię pani. Zapłacę”.
Ja: "Nie, dziękuję".
Facet z kuszącym uśmiechem: "A może się pani jeszcze namyśli? Bo ja bardzo chętnie…".
Ja (głośno i dobitnie): "Zdecydowanie N I C od pana nie chcę!”.

Kilka osób, które to słyszały, odwróciło się w naszą stronę, a ja zrobiłam w tył zwrot i poszłam do kasy. Sama.

PS. Mój (U)kochany robi sobie teraz szyderę, że trzeba było brać tego kurczaka, byłby jak znalazł na niedzielny rosół.

Ja sama nie wiem, co o tym wszystkim sądzić, ale incydent mnie niewątpliwie wkurzył.

sklepy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (194)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…