Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71388

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
W komentarzu do którejś historii przeczytałam solidną, ale kulturalną krytykę zakupów ratalnych. Mnie również spotkała krytyka z takiego powodu, ale mniej kulturalna i od najbliższej rodziny.

W połowie lat 90. tak mi się poskładało, że po ukończeniu studiów, dojściu do siebie fizycznie po dość poważnym wypadku i psychicznie po tym, jak mnie narzeczony zostawił dwa tygodnie przed ślubem, w przynajmniej jednym aspekcie życie się do mnie uśmiechnęło. Mianowicie w kwestii zawodowej.

Był to czas, kiedy dość dynamicznie powstawały w Polsce oddziały różnych zagranicznych firm. Na rynku pracy było takie "ssanie", że przy odrobinie szczęścia osoba z rozsądnymi studiami i znajomością angielskiego mogła zdobyć pracę za niezłe jak na tamte czasy pieniądze nawet bez doświadczenia. Mnie też się tak udało.

Praca wymagała codziennych dojazdów, dalsze próby reanimacji mojego pierwszego samochodu (nastoletni Peugeot 505) mijały się zupełnie z celem, więc postanowiłam się rozglądnąć za czymś nowszym. Doszłam do wniosku, że przy stałej, pewnej umowie o pracę i dobrych zarobkach mogę wziąć nowe auto na raty. Nie chciałam malucha (tak, wtedy jeszcze były w sprzedaży!), na nic dużo lepszego nie było mnie stać, więc padło na Fiata Uno.

Mieszkałam wówczas jeszcze w tym samym domu co rodzice, ale jakby w osobnym mieszkaniu, więc podwórko było wspólne. Jak pierwszy raz postawiłam auto pod domem, to ojciec wyszedł wprawdzie bez wideł, ale "czerwony aż do białości" i przeklinając zaczął mnie wyzywać od idiotek, oszustek, naciągaczek. Uznał, że:

1. Tylko prywaciarze i Żydzi (naprawdę tak powiedział) biorą i dają pożyczki.
2. Porządny człowiek odkłada na malucha, a baba to powinna sobie chłopa znaleźć, który będzie ją woził.
3. Samochodem nadrabiam fakt, że mnie narzeczony zostawił i żaden inny nie chce, mimo że jestem starą panną (niecałe 24 lata).
4. Powinnam się zwolnić od tego niemieckiego prywaciarza, sprzedać auto i zająć się gospodarką (całe 9 hektarów ziemi najgorszej klasy).
5. On wiedział, że jak ja na te studia pójdę, to ze mnie już nic nie będzie. Trzeba było nie puszczać do ogólniaka, tylko do zawodówki wysłać, jak wszystkie dziewczyny ze wsi.

I pomyśleć, że to wszystko przez jedno czerwone Uno na raty... :D

Przyspieszyło to moją decyzję o wyprowadzce. Spłata rat za auto i wynajem mieszkania naraz były trochę wymagające, ale dałam radę i nie żałuję.
Z rodzicami zerwałam kontakty. Jak ojciec zostawił mamę i wyniósł się do innej, to odnowiłam kontakty z mamą i do jej śmierci byłyśmy w bliskich relacjach. Z ojcem kontaktuję się tylko wtedy, gdy chcę, by dał spokój mojej przyrodniej dwudziestoletniej siostrze.

A w kupowaniu na raty nic nie widzę złego, jeżeli ktoś ma stałe źródło dochodu i miesięczna spłata nie jest dla niego obciążeniem. Jeżeli stać cię, by odkładać do skarpety na auto X złotych, to również stać cię, by spłacać X złotych raty miesięcznie. Są tylko dwie różnice - na plus, że zamiast patrzyć na wolno pęczniejącą skarpetę, możesz sobie jeździć autem, i na niewielki minus - że sumarycznie wyjdzie trochę drożej przez odsetki i prowizje. Wybór każdy powinien podejmować sam, myśląc.

PS Zapomniałam o pkt. 6 w steku wyzwisk od tatusia: "Takiej kulawej to przecież nikt nie będzie chciał" - faktycznie, w związku ze wspomnianym wypadkiem lekko kuleję, teraz to prawie niewidoczne, ale na początku było gorzej.

rodzina sprzedaż_ratalna

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 279 (295)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…