Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71547

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak zniechęcić chorego na depresję do jakiegokolwiek leczenia.

Zdarzyło się tak, że zachorowałam na depresję. Cóż, nieciekawa przypadłość, nikomu nie życzę. Nie będę się rozwodzić nad szczegółami choroby, bo niestety wciąż jest to dla mnie zbyt trudne. W pewnym momencie było już tak źle, że postanowiłam coś z tym zrobić, a że jednak mam dla kogo żyć - padło na wizytę u specjalisty. W sumie zawsze trąbi się, że przecież nie ma się czego wstydzić, więc czemu nie? Za radą lekarza rodzinnego, umówiłam się do psychologa.

Tu zaczyna się delikatna piekielność, w sumie może też odrobinę z mojej strony, bo mogłam sprawdzić opinie na temat tegoż specjalisty, ale cóż - głupia ja, nie zrobiłam tego. Wizyta wyglądała mniej wiecej tak, że pan psycholog zadawał pytania typu: "Dlaczego czuje się pani nieszczęśliwa?", "Co według pani jest przyczyną pani niepowodzeń?" i inne, które w moim mniemaniu były po prostu parafrazami pierwszego. Dodam, że pan leciał z pytaniami z automatu, chyba nawet nie przywiązując większej wagi do tego, co mówię (w każdym razie ja nie czułam z jego strony żadnego zainteresowania moimi problemami). Ja więc produkowałam się na całego, a on w tym czasie stukał sobie wesoło na laptopie (jak mniemam zapisywał przebieg rozmowy, chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby po prostu uderzał w przypadkowe klawisze), co swoją drogą trochę mnie irytowało.

No dobra, a teraz przejdźmy do piekielności właściwej. Otóż, już prawie zaczęłam się "otwierać" przed nieudolnym panem psychologiem, gdy ktoś zapukał do drzwi gabinetu. Weszła cała procesja: pani [D]oktor oraz matka z córką (jak się później okazało - pacjentką). Wywiązał się taki dialog:

[D]: Przepraszam, że przeszkadzam. My szybciutko na badanie wzroku. <słodziutki uśmieszek pani doktor>.

W tym momencie zdałam sobie sprawę, że w gabinecie faktycznie stoi jakieś ustrojstwo, służące najprawdopodobniej do badania wzroku.

[P]sycholog: Yyy, ale gabinet będzie wolny dopiero za 20 minut.

[D]: Ale my szybciutko.

I babka nie bacząc na nic, posadziła małą pacjentkę i zaczęła ją badać. Tak po prostu, przy mnie.

W tym momencie czułam się już jak w ukrytej kamerze. Poziom absurdu całej tej sytuacji sięgnął zenitu. Pan psycholog poczerwieniał i zaczął coś pisać na laptopie, a ja z braku innej rozrywki przez około 15 minut gapiłam się w ścianę. Po tym czasie pani doktor zakończywszy badanie, przeprosiła za kłopot i opuściła gabinet wraz ze swoją świtą.

Psycholog przeprosił mnie za nietaktowne zachowanie koleżanki po fachu i zapewnił, że takie zdarzenie ma tu miejsce pierwszy raz (jakby to coś zmieniało, heh). Po zmarnowanej 1/3 sesji pan szybko zaczął nadrabiać zaległości. Stwierdził, że powinnam sobie znaleźć w życiu coś, co sprawia mi radość i to robić (serio? kurcze, facet odkrył Amerykę!). Oraz, że powinnam nauczyć się akceptować rzeczy, których nie mogę zmienić (kolejne odkrycie). Podziękowałam za sesję i nie umówiłam się na następną, co bardzo zdziwiło pana psychologa.

Także ten, teraz już wiem skąd to sceptyczne podejście sporej części ludzi do psychologów i stereotypy na ich temat. Idąc do specjalisty, oczekiwałam czegoś więcej, niż oklepanych banałów, które notabene można znaleźć w pierwszym lepszym poradniku. Nie wspominając już o całkowitym braku prywatności. Niestety minie trochę czasu, nim znowu zdecyduję się pójść do specjalisty.

Psycholog

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (180)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…