#71599

Witam, moja pierwsza opowieść będzie o piekielności firmy oferującej internet z wielkim różowym T.

Od 5-6 lat próbowałem u nich zwiększyć prędkość z 2Mb do przynajmniej 6Mb. Niestety zawsze odrzucali moje wnioski i przedłużali na 2 lata umowę na 2Mb twierdząc, że mieszkam za daleko od centrali. Zupełnie zrezygnowany zapomniałem o tym. Ostatnio internet przestał w ogóle działać, więc zadzwoniłem do nich, konsultantka wysłała do mnie techników, żeby naprawili problem, a przy okazji spytała się dlaczego mam 2Mb, skoro na moich liniach 20Mb będzie działało bez problemu i jest w tej samej cenie. Postanowiłem zmienić prędkość telefonicznie i dowiedziałem się, że muszę poczekać 2 dni - był 25 lutego.

28 lutego:
Internetu nie ma, dzwonię na infolinię. Konsultantka odpowiada, że wyskoczyły jakieś błędy i przekaże sprawę technikom, którzy z racji braku roboty powinni rozwiązać problem w kilka godzin.

29 lutego:
Dalej nic. Dzwonię, pytam co się dzieje, konsultant odpowiada, że nie było żadnych błędów i technicy zamknęli sprawę. Według niego tak naprawdę dopiero 28 lutego została podpisana/zmieniona umowa na prędkość i mam poczekać 7 dni.

3 marca:
Dostałem pismo, że umowa została zmieniona 25, więc dzwonię na infolinię, konsultantka odpowiada, że minęło 7 dni "wczoraj", więc powinno działać. Mówię jak sytuacja wygląda i że każdy konsultant po kolei twierdzi co innego i wprowadza mnie w błąd. Sprawa została przekazana do techników, średni czas rozwiązania... 60 godzin.


Sytuacja wygląda tak, że do 14 dni od 25 lutego mogę zrezygnować z umowy, a jeśli nie, to jak co 2 lata przedłużą mi z automatu i dostanę 2Mb. Znowu wszystkie procedury trwają podejrzanie długo i jak zwykle po 14 dniach usłyszę "niestety prędkość 20Mb nie może zostać włączona". Piekielnością jest to, że wtedy już nie mogę wypowiedzieć umowy. Chyba jednak nie będę czekał, aż technicy zajmą się sprawą i przejdę do pomarańczowej firmy, z której sąsiedzi mają wyższe prędkości i działają bez problemu.

uslugi