Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71882

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Poproszono, bym opisała historię true love z poprzedniej opowieści. Piszę zatem, ku rozwadze.

Pana Belzebuba poznałam przez Internet - przypadkiem, żadne tam miłosne czaty i sympatie, a (nie)kulturalny portal społecznościowy.

Zdjęcia w porządku, zainteresowania w porządku (żaden like na entomofilię), podłączone realne konta rodzinne - idę na żywioł.

Spotkaliśmy się, raz, drugi, trzydziesty, najpierw w miejscu publicznym, potem u mnie, babcia Belzebuba pokochała, bo wysoki, smagły, biodra węższe niż moje, a oczy niebieskie jak Bajkał.
Ja od zakochiwania od zawsze daleka, ale podobał mi się, szatan jeden, nie powiem.

Zakochał się. Prawił komplementy. No kwiatów to może nie kupował, ale breloczek raz dał.

Traf chciał, że w poprzednim mieszkaniu umowa się skończyła, pora się wyprowadzać, nieciekawie rynek wyglądał, Belzebub zaproponował - w mieszkaniu pusty pokój stoi, mały, ale ładny, mieszka obok on i studentka, której nigdy nie ma.
Zaryzykowałam.

I wyszło szydło z worka, a raczej bies spod łóżka.
U siebie w domu każdy więcej luzu wrzuca, może też się zszokował, że po domu noszę legginsy, choć na dupę bym ich nie wciągnęła poza domem, może przyuważył, że loki kręcę, a nie posiadam z natury.
Ale on się nie mył.

Wcześniej zdarzyło się, wszak kilka miesięcy się spotykaliśmy, że do kontaktu cielesnego doszło, ale może przed seksem tylko się mył?
I tego chciał najwyraźniej zaprzestać, tłumacząc, że po 12h w pracy pada na twarz i mu się nie chce. Ja się zraziłam, zaczęło to powodować konflikty.

Ano konflikty. Przy byle próbie odmowy - na temat jakikolwiek - był niezadowolony. Zły nawet. W zależności od potrzeb, czasem wkur*iony.
Jak moje przewinienie lekkie było, jak to, że wróciłam późno i nie chcę oglądać telewizji, nagradzał mnie grymasem na skądinąd przystojnej twarzy.
Jak seksu nie chciałam, bom zastrzegła, że tylko po prysznicu - pokrzykiwanie, że wolność ograniczam.
A jak zdarzyło się, że zaplanowałam sobie weekend niezależnie od niego - dostawał szału.

Już mi się nie podobało, ale dopiero się przeniosłam, muszę przecierpieć, nim coś znajdę nowego, szkoda mi też zapłaconego czynszu i kaucji, której nie odzyskam.

W tak zwanym "międzyczasie" Belzebub był milusi. Mówił o miłości wiecznej, poeta z niego marny był, ale zdobył się na komplement.
Łapał mnie czasem za rękę, ze wzrokiem marzyciela mówił, że chciałby mieć ze mną dziecko.

Zaczęłam szukać czegoś intensywniej.

W złości, w którą zaczął wpadać bez powodu, wykrzykiwał brzydkie słowa. Zdarzyło się, że mnie szarpnął za rękę. Złapał tak, że następnego dnia nadgarstek był opuchnięty. Rzucił we mnie telefonem. Wszystko potoczyło się szybko. Zagroził, że mnie zabije, wyrzuci przez okno, kopnął mojego kota.

Zwiałam.
Sama, z kotem pod pachą i spakowana w jedną torbę.

Zaczęło się piekło.
Telefony do mnie, do rodziny, znajomych. Telefony od właścicieli, bo Belzebub wezwał ich, że zdewastowałam dom i uciekłam. Właściciele chcieli mnie obarczyć kosztami za połamane krzesło, zbite lustro w szafie w przedpokoju, rozlane "coś" (nie widziałam co) na łóżko i kilka pomniejszych szkód, których kaucja nie pokrywa.

Przyjeżdżał do mojej rodziny, dzwonił do drzwi w środku nocy, nasyłał policję, za zakłócanie ciszy nocnej najczęściej, o znęcanie nad zwierzętami. Szukał mnie, przejeżdżał obok miejsca mojej pracy kilkukrotnie w ciągu dnia - wiem od znajomej, sama wzięłam wolne.

Zaczęłam dostawać mejle z różnych kont, pogroziłam, że doniosę jedynej osobie, której się bał - jego matce.
Ustało.

I tak, jak pisałam wcześniej - po dwóch latach odezwał się, prosił, bym wróciła. Po to, by załatwić mu pracę magazyniera w firemce.

Poważnie myślę nad kupnem gazu, póki co, mój nowy partner przyjeżdża po mnie, gdy kończę później.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 282 (302)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…