Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72157

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Takie tam przygody z pomarańczową siecią. Historia z happy endem, ale i z humorem.

Wybudowałam sobie ja dom, sądząc naiwnie, że przez te trzy lata budowy coś się na wiosce zmieni i Pomarańczowa przestanie mieć monopol na internet stacjonarny.

Rzeczywiście, rozwinęły się wszelkiego rodzaju LTE i inne stwory, ale wszystkie miały jedną wspólną cechę – działały w miarę szybko tylko w godzinach, kiedy w domu są tylko emeryci tudzież matki na urlopach macierzyńskich, raczej nadmiaru czasu na internet nie mające. Mając telefon komórkowy w Pomarańczowej pognałam w te pędy do salonu, licząc na jakiś rabacik za wzięcie drugiej usługi. Rabacik, a jakże, otrzymałam, oferta palce lizać, internet do 10 mb, więc szału nie ma, ale i tak lepiej niż wspomniane LTE.

Umowa podpisana, przełknęłam nawet miesięczną opłatę za utrzymanie łącza (chyba 28 zł). Bardziej po polsku – nie chcesz dodatkowo telefonu stacjonarnego (jakże niezbędnego), to za karę płać za utrzymanie łącza prawie to samo, co za telefon. Takie tam smaczki odziedziczone po telekomunikacyjnej poprzedniczce. Uradowana zaczęłam oczekiwać razem z równie uradowanym Lubym na „sprawdzenie możliwości technicznych podłączenia”. Jako że kabel telefoniczny biegnie od lat przez naszą działkę, ja raczej wątpliwości co do owych możliwości nie miałam...

Tu zaczyna się zabawa.
Po około tygodniu dzwoni pani w sprawie mojej umowy i informuje, że jest na biurku kierownika czegoś tam (umowa, nie pani). Grobowym głosem wieszczy niestety, że jak nie wezmę czegoś jeszcze (czytaj: telefonu stacjonarnego albo telewizji), to Pomarańczowej nie będzie się raczej opłacać mnie podłączyć (przypominam – kabel mam w działce). Równie grobowym głosem oznajmiam pani, że nic więcej nie potrzebuję, a jak Pomarańczowej się nie opłaca, to mi się nie będzie opłacało przedłużać z nimi umowy na komórkę (a akurat się kończyła) i przenoszę numer do Fioletowej. Pani wyraża swoje niezadowolenie z mojej nielojalności i na tym rozmowa się kończy. Nastawiam się na powrót do LTE. A swoją drogą, ciekawe jest, jak bardzo nerwowe reakcje wywołuje u nich nazwa fioletowej sieci...

Po kilku dniach.... Eureka! Dzwonią monterzy, że oni mogą nas podłączyć, wszystko super, w ciągu 14 dni przyjadą, już teraz zaraz wklepują datę podłączenia do systemu. OK, czekamy.

Ekipa oczywiście nie przyjeżdża w umówionym terminie, przekłada go kilkukrotnie, dopiero po stanowczym opier...... przez telefon, że złożę skargę, bo wzięliśmy urlop na te dni, przyjeżdżają.

Teraz musicie sobie zobrazować: jesteśmy na wiosce, dom stoi przy bocznej drodze gruntowej, nie ma asfaltu, chodników, ogrodzenia - niczego, co przeszkadzałoby w kopaniu. Kabel biegnie przez działkę (równolegle do drogi), studnia telekomunikacyjna jest na działce sąsiedniej – pustej i nieogrodzonej. Żeby nas podłączyć, trzeba przekopać jakieś 15 metrów od studni przez pustą działkę i wejść tym kablem do domu. Proste? Tak nam się tylko wydawało.

Do tego jakże arcytrudnego przedsięwzięcia potrzebne były aż dwie ekipy. Jedna odkopała studnię, a druga kopała dół, żeby przeciągnąć kabel do domu (oczywiście nie tego samego dnia). Do zrobienia gniazda już wewnątrz domu potrzebna była jeszcze trzecia ekipa, ale nie tak szybko. Dzielna ekipa nr 2 pożegnała się informując, że ekipa nr 3 zjawi się „na dniach” i nastanie dla nas internet.

Tu następuje niespodziewany zwrot akcji. Zaniepokojona brakiem ekipy nr 3 po kilku dniach dzwonię do mojej agentki z Pomarańczowej (złota kobieta, tak swoją drogą) i tu cuda dziwy, panie – umowa jest anulowana z powodu „braku możliwości technicznych wykonania podłączenia”. Cholera, to co oni nam podłączyli, do jasnej anielki? Dwie dzielne ekipy przegrały z systemem, który anulował ich ciężką pracę.

Moja agentka, nazwijmy ją Ania, z ciężkim westchnieniem, mamrocząc coś o idiotach i głąbach, sprawdza w czeluściach owego „systemu” co też się stało. No i mamy zagwozdkę: nie ma umowy, jest przyłącze, ktoś musi dzielnym monterom zapłacić, system się zapętlił najwyraźniej, fatal error normalnie. Ania na szczęście przytomnie postanawia obejść system i podpina pod ten cyrk nową umowę. Mamy happy end – dzielna ekipa nr 3 przyjeżdża, robi gniazdko, jest internet. Wspominałam, że jesteśmy już jakiś miesiąc po podpisaniu umowy?
Na koniec jeszcze smaczek: jakiś miesiąc od aktywowania internetu dzwoni konsultant Pomarańczowej i mamy mniej więcej taką rozmowę:
J – ja
K – konsultant
K: Dzień dobry, tu Dział Czegoś Tam Pomarańczowej, czy z panią XXX rozmawiam?
J: Tak, witam.
K: Miesiąc temu był internet podłączany i musimy dane do inwentaryzacji uzupełnić.
J: Oczywiście, co pan potrzebuje?
K: Potrzebny mi numer działki, bo nigdzie nie ma [oczywiście nr działki jest na umowie i pierdyliardzie innych papierów)
J: To jest nr XXXX.
K: Ale taka działka nie istnieje...

Tu w moim mózgu nastąpił najwyraźniej fatal error. Cholera, gdzie ja dom wybudowałam? Skoro moja działka nie istnieje, to czy mój dom też nie istnieje? A może to wszystko jest tylko iluzją?

J: Wie pan, w starostwie, PGE, wodociągach, gminie i gazowni uznali, że jednak istnieje – mówię z pewną dozą nieśmiałości. W końcu czym jest jakieś tam starostwo w porównaniu z profesjonalizmem Pomarańczowej?

Tu następuje najwyraźniej przerwa myślowa u pana. Prawie słychać ciężko pracujące trybiki w mózgu. W końcu, w bólach, rodzi się konkluzja:
O: To co ja mam teraz zrobić?

Tłumiąc cisnącą się na usta odpowiedź „Zabić się” i tłumiąc jednocześnie nieodpartą chęć parsknięcia śmiechem, proponuję panu podanie numeru domu, szczęśliwie ustalonego w czasie, jaki upłynął od podpisania umowy z Pomarańczową a rozmowy z panem (a jakże, Urząd Gminy nadał numer nieistniejącemu domowi na nieistniejącej działce, takie rzeczy tylko w Polsce). Pan szczęśliwie tych wykluczających się faktów nie skojarzył i uradowany prostotą rozwiązania wpisał numer domu do swojego systemiku... Ciąg dalszy nie nastąpił. Chyba że jeszcze nastąpi...

uslugi

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (216)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…