Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72200

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rok 2015, wraz z moim facetem wynajęliśmy mieszkanie.

Mieliśmy wprowadzić się pod koniec miesiąca(2-3 dni), a umowę mieć od początku miesiąca. Jednak był mały problem, otóż poprzedni najmujący (dajmy na to Kowalscy) nie zabrali swoich rzeczy, tym samym nie oddali jednego kompletu kluczy.

Właściciel spotkał się z nimi, odebrał klucze i ustalił, że mają czas do końca miesiąca, bo wraz z 1.06. mieszkanie należy do nas. Dwa dni po ustalonym terminie stwierdziliśmy, że chyba nie potrzebują reszty rzeczy i znieśliśmy je do piwnicy - mieli je w późniejszym terminie odebrać już od nas.

3.06. odebraliśmy dwa komplety kluczy już uradowani, rzeczy przewiezione do nowego mieszkania. Następnego dnia miałam wolny dzień (pracuje 2 na 2), zresztą tego dnia miał przyjść właściciel o 18 i wymienić zamek w drzwiach - nie zdążył.

Wstałam dość wcześnie, szybkie zakupy, bo zanim luby wróci z pracy, trzeba jakiś obiadek zrobić, trochę posprzątałam mieszkanie, zaczęłam rozpakowywać resztę naszych ubrań.

Była piękna pogoda, więc postanowiłam około 14 wyjść z moimi dwoma psami na dłuższy spacer (tu dość istotne jest, że to te psy z kategorii "morderców", oczywiście mit obalony, oba to kanapowce, choć bronią domu jak trzeba). Poświęcam im dużo uwagi, przez co często wracam brudna, jakbym z nimi wytarzała się w błocie. :D

Po spacerze szybki prysznic, zbliżała się 16, a mój facet miał zaraz wrócić z pracy. Usłyszałam klucz w zamku, myślę sobie, oho, wchodzi, wybiegłam, żeby się przywitać i co widzę.

Mój pies stoi w przedpokoju, nastroszony w pozycji bojowej, a w drzwiach państwo Kowalscy z kluczami w ręku (z reguły jak wchodzi ktoś do mieszkania, mój pies wydaje "jeden szczek", tym razem nie wydał z siebie głosu, jakby czuł zagrożenie, nie chcąc nikogo spłoszyć).

Stałam jak wryta, nie wiedziałam, czy trzymać ręcznik, szczękę czy psa, który był gotowy się na nich rzucić. Na szczęście w ostatniej chwili złapałam go za obrożę (tu ogromna radość, z reguły moje psy w mieszkaniu nie mają założonej obroży). Szczęśliwy splot okoliczności sprawił, że udało mi się powstrzymać psa przed atakiem na Kowalskich.

Co zrobili Kowalscy? Rzucili mi klucz i praktycznie bez słowa wybiegli, a za nimi mój drugi psiak, na klatce złapał faceta za nogawkę i porwał mu spodnie - reaguje na komendę zostaw. Akurat do klatki wchodził mój partner, w dezorientacji złapał psa i patrzył na mnie pytającym wzrokiem.

Ciężko było mu wytłumaczyć, dlaczego stoję w drzwiach w samym ręczniku i kurczowo trzymam psa, a drugi zaatakował Kowalskich.

Właściciel mieszkania dzwonił do nich, zagroził im złożeniem sprawy na policji - bo jak to tak mogli sobie wejść do cudzego mieszkania, oni powiedzieli tylko, że nie chcieli przeszkadzać i chcieli zabrać resztę rzeczy. Później zrzekli się odbioru pozostawionych przedmiotów.

Piekielność?

Swoich przedmiotów nie odzyskali, to, co się dało, sprzedałam, a resztę spaliłam później w ognisku, które zrobiliśmy w weekend - sponsorem całej imprezy ogniskowej zakrapianej byli państwo Kowalscy. Oczywiście moje dwa psiaki dostały po soczystym kawałku surowej wołowiny w nagrodę za obronę mnie i naszego majątku.

Do dziś nie chcę myśleć, co by było, gdyby nie było mnie wtedy w mieszkaniu i nie zdążyłabym powstrzymać psa przed atakiem (a właściwie obroną mieszkania przed potencjalnymi złodziejami).

Albo co by było, gdybym nie miała psa, a mieszkanie było puste?

Jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak na chamsko wejść komuś do mieszkania? Rozumiem, że chcieli rzeczy odebrać, ale kurczę no, mieli wyznaczony czas - nie zjawili się. Przez prawie pół miesiąca się nie kwapili do odbioru przedmiotów, aż nagle sobie przypomnieli?

Mieszkanie.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (251)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…