Będzie o niszczeniu własności prywatnej i piekielnej nauczycielce.
Parę lat temu, gdy uczęszczałam do szkoły podstawowej, matematyki uczyła Piekielna Nauczycielka [PN]. Była to kobieta, która zdecydowanie nie wybrała tego zawodu z powołania. Wyżywała się na dzieciach, poniżała je, często zdarzały się też wyzwiska. Nie było żadnej osoby która by się Jej nie bała.
W mojej klasie każdy miał nowy podręcznik do matematyki. Kupowanie używanych nie było zachwalane przez PN (a jak wspominałam, każdy się jej bał i wolał nie podpadać). Nawet, gdy ktoś się uparł i starał się kupić używany podręcznik, to było to ciężkie zadanie, ponieważ starsi uczniowie z niewidomych dla nas wtedy powodów, nie sprzedawali akurat tej książki. Tutaj zaznaczę, że koszt nowego podręcznika oscylował około 50-60 złotych.
W owych podręcznikach na samym końcu były odpowiedzi do zadań. Odpowiedzi takie były przydatne, można było sprawdzić czy dobrze się coś policzyło i tym podobne. Jeśli było się, za przeproszeniem, tłumokiem z matematyki, to odpowiedzi nic nie dawały, ponieważ u PN niemalże nigdy nie liczył się wynik, a obliczenia, dojście do niego (i tutaj PN miała rację).
Czasami jednak PN zadawała do domu takie krótkie zestawy zadań z podręcznika, w których trzeba było wytypować prawidłową odpowiedź (A, B, lub C). Tutaj również liczyły się obliczenia.
Gdy jedna osoba przyniosła zadania bez obliczeń, a z samymi odpowiedziami (była to jedna z lepszych osób w klasie, więc zapewne wszystko obliczyła i napisała na kartce tylko odpowiedzi), PN niesamowicie się zdenerwowała i kazała wszystkim położyć swój podręcznik na jej biurku.
Jako dzieci nie domyślaliśmy się jeszcze, co PN zamierza, lecz za chwilę mieliśmy się o tym przekonać. PN brała po kolei każdy podręcznik i wyrywała z niego kartki z odpowiedziami (nierzadko przypadkiem niszcząc tez inne strony). Wtedy rozwiązała się zagadka, czemu nikt nie sprzedaje używanych podręczników, bo kto by chciał kupić podręcznik bez kilku-kilkunastu kartek?
Rodzicom oczywiście nikt nie powiedział, bo ktoś poszedł by do szkoły na rozmowę z PN, a wtedy jego dziecko miałoby gwarantowane dostawanie jedynki na każdej lekcji.
Kilka lat później postanowiłam postawić się PN i jej traktowaniu nas jak psy, ale moje potyczki z nią to już materiał na oddzielną historię.
Parę lat temu, gdy uczęszczałam do szkoły podstawowej, matematyki uczyła Piekielna Nauczycielka [PN]. Była to kobieta, która zdecydowanie nie wybrała tego zawodu z powołania. Wyżywała się na dzieciach, poniżała je, często zdarzały się też wyzwiska. Nie było żadnej osoby która by się Jej nie bała.
W mojej klasie każdy miał nowy podręcznik do matematyki. Kupowanie używanych nie było zachwalane przez PN (a jak wspominałam, każdy się jej bał i wolał nie podpadać). Nawet, gdy ktoś się uparł i starał się kupić używany podręcznik, to było to ciężkie zadanie, ponieważ starsi uczniowie z niewidomych dla nas wtedy powodów, nie sprzedawali akurat tej książki. Tutaj zaznaczę, że koszt nowego podręcznika oscylował około 50-60 złotych.
W owych podręcznikach na samym końcu były odpowiedzi do zadań. Odpowiedzi takie były przydatne, można było sprawdzić czy dobrze się coś policzyło i tym podobne. Jeśli było się, za przeproszeniem, tłumokiem z matematyki, to odpowiedzi nic nie dawały, ponieważ u PN niemalże nigdy nie liczył się wynik, a obliczenia, dojście do niego (i tutaj PN miała rację).
Czasami jednak PN zadawała do domu takie krótkie zestawy zadań z podręcznika, w których trzeba było wytypować prawidłową odpowiedź (A, B, lub C). Tutaj również liczyły się obliczenia.
Gdy jedna osoba przyniosła zadania bez obliczeń, a z samymi odpowiedziami (była to jedna z lepszych osób w klasie, więc zapewne wszystko obliczyła i napisała na kartce tylko odpowiedzi), PN niesamowicie się zdenerwowała i kazała wszystkim położyć swój podręcznik na jej biurku.
Jako dzieci nie domyślaliśmy się jeszcze, co PN zamierza, lecz za chwilę mieliśmy się o tym przekonać. PN brała po kolei każdy podręcznik i wyrywała z niego kartki z odpowiedziami (nierzadko przypadkiem niszcząc tez inne strony). Wtedy rozwiązała się zagadka, czemu nikt nie sprzedaje używanych podręczników, bo kto by chciał kupić podręcznik bez kilku-kilkunastu kartek?
Rodzicom oczywiście nikt nie powiedział, bo ktoś poszedł by do szkoły na rozmowę z PN, a wtedy jego dziecko miałoby gwarantowane dostawanie jedynki na każdej lekcji.
Kilka lat później postanowiłam postawić się PN i jej traktowaniu nas jak psy, ale moje potyczki z nią to już materiał na oddzielną historię.
szkola
Ocena:
205
(263)
Komentarze