zarchiwizowany
Skomentuj
(22)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Mieszkam z mordercami...
8 kwietnia, około godziny 22 postanowiłam wyjść na dwór z psem. W oddali usłyszałam piski, lecz w pierwszej chwili sądziłam, że może sąsiadom urodziły się kociątka. B. (płeć żeńska) prowadzi mnie do źródła dźwięków. Nie były to koty, lecz... Dwa szczeniaczki. Malutkie, dwa szczeniaczki, same, w ciemnościach, pustce, ziąbie. Płakałam niemiłosiernie (jestem wrażliwa na krzywdę zwierząt) chyba przez godzinę, aby zasnąć musiałam wziąć silną tabletkę. Bałam się jednak wziąć psiaczki do domu, miałam nadzieję, że może ktoś lub coś po nie wróci...
Tak się nie stało. 9 kwietnia unikałam wstawania. Ciągle miałam przed oczami wydarzenie z poprzedniego wieczoru. W końcu około 11.30 wygramoliłam się z łóżka, wypuściłam B. i poszłam sprawdzić to miejsce raz jeszcze... Znalazłam jednego z piesków, jasnego. Zimny, wiotki, język lekko wysunięty. Poszłam do domu, napisałam do przyjaciółki. Po chwili B. przynosi w pysku drugiego szczeniaczka. Ciemny z sierści. Zimny, sztywny. Na szybko zrobiłam prowizoryczny krzyż z patyków oklejonych taśmą. Czarne zwłoki wrzuciłam do starej skarpetki i poszłam do ogródka. Jednak do głosu doszli dziadek i wujek... Rzucali przekleństwami, grozili. Uciekłam do pokoju.
Zadzwoniłam do mamy, ona do swojej siostry. Dziadek i wujek wiedzieli doskonale o szczeniaczkach. Suczka wujka zniknęła na kilka godzin, a gdy wszystko wyszło na jaw, suczkę zamknęli w domu, a szczeniaczki zostawili w ogródku. Zmarły z wyziębienia.
Sprawę zgłosiłam do pewnej organizacji, rozważam pójście na policję.
8 kwietnia, około godziny 22 postanowiłam wyjść na dwór z psem. W oddali usłyszałam piski, lecz w pierwszej chwili sądziłam, że może sąsiadom urodziły się kociątka. B. (płeć żeńska) prowadzi mnie do źródła dźwięków. Nie były to koty, lecz... Dwa szczeniaczki. Malutkie, dwa szczeniaczki, same, w ciemnościach, pustce, ziąbie. Płakałam niemiłosiernie (jestem wrażliwa na krzywdę zwierząt) chyba przez godzinę, aby zasnąć musiałam wziąć silną tabletkę. Bałam się jednak wziąć psiaczki do domu, miałam nadzieję, że może ktoś lub coś po nie wróci...
Tak się nie stało. 9 kwietnia unikałam wstawania. Ciągle miałam przed oczami wydarzenie z poprzedniego wieczoru. W końcu około 11.30 wygramoliłam się z łóżka, wypuściłam B. i poszłam sprawdzić to miejsce raz jeszcze... Znalazłam jednego z piesków, jasnego. Zimny, wiotki, język lekko wysunięty. Poszłam do domu, napisałam do przyjaciółki. Po chwili B. przynosi w pysku drugiego szczeniaczka. Ciemny z sierści. Zimny, sztywny. Na szybko zrobiłam prowizoryczny krzyż z patyków oklejonych taśmą. Czarne zwłoki wrzuciłam do starej skarpetki i poszłam do ogródka. Jednak do głosu doszli dziadek i wujek... Rzucali przekleństwami, grozili. Uciekłam do pokoju.
Zadzwoniłam do mamy, ona do swojej siostry. Dziadek i wujek wiedzieli doskonale o szczeniaczkach. Suczka wujka zniknęła na kilka godzin, a gdy wszystko wyszło na jaw, suczkę zamknęli w domu, a szczeniaczki zostawili w ogródku. Zmarły z wyziębienia.
Sprawę zgłosiłam do pewnej organizacji, rozważam pójście na policję.
wieś
Ocena:
-28
(38)
Komentarze