Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72407

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z jesieni, przypomniana przypadkiem.

Jechałyśmy z matką do szpitala. Matka kłębek nerwów, ja nie lepiej, ojciec w szpitalu z ciężkim zawałem, akurat jak miałam mieć obronę, no dramat i fajerwerki, więc naprawdę byłyśmy obie średnio rozgarnięte. Na domiar złego zaczęło lać. W wannie czułam się suchsza.

Zajechałyśmy pod ten szpital, nie było gdzie stanąć, ale w okolicy był polowy parking. No to dawaj, wyglądał jak jedna wielka kałuża, czyli jak wszystko naokoło. Pozornie niziutki krawężnik w środku nie wzbudził drugiej myśli, matka najechała... i zawisła. Niechcący blokując wjazd/wyjazd z tego przybytku.

Matka postury komara, do tego wpadła w panikę i miotała się ze łzami w oczach. Ja usiłowałam grzebać pod kołem i podstawiać leżące nieopodal luzem płyty chodnikowe, ale umiarkowanie zgrabnie mi to szło.

Facet usiłował wyjechać, co siłą rzeczy było niełatwe. Postał trzy minuty, po czym wysiadł do nas i zaczął perorę w ten deseń, słów nie przytoczę, sens zachowam:

- JA chcę wyjechać! Wie pani, kim ja jestem?! JA chcę wyjechać JUŻ! Ma pani NATYCHMIAST zabrać stąd ten samochód! Nie słyszy pani? Nie ma pani prawa tu stać! JA chcę wyjechać już! To jest wjazd na teren parkingu, nie miejsce postojowe! Spieszę się! Nie słyszysz? Widywałem już ludzi, którzy tu zawiśli, trza było wzywać pomoc drogową, więc co tam tak kopie? JA chcę wyjechać, więc natychmiast masz zabrać stąd ten samochód! Mam spotkanie! JA spieszę się! Moja narzeczona też się spieszy! Czemu ten samochód jeszcze tu stoi?!

Nie wiem, skąd on czerpał wenę, ale pastwił się w ten deseń przez całą przygodę, pewnie z kwadrans. Także wtedy, kiedy z samochodu obok wysiadł facet w garniturku i widząc, że my byśmy bardzo chciały, ale nie bardzo mogły, zaczął mi pomagać z podkopaniem tego samochodu. Wydarł się na krzykacza, żeby przymknął pysk, bo nie pomaga, robim co możem, szybciej będzie, jak też zakasze rękawy. Nie zakasał. Kontynuował, dzielnie razem z nami moknąc, w przeciwieństwie do nas bez kaptura, takie poświęcenie warte większej sprawy. Panienka w samochodzie, której także ponoć gdzieś się straszliwie spieszyło, siedziała z obojętną miną, patrząc na wyczyny swego lubego.

W końcu facet, który nam pomagał, wpadł na pomysł użycia lewarka i po dalszej walce i alpejskich kombinacjach w rytmie wrzasków udało nam się wydobyć to auto.

Co nie zmienia faktu: co do cholery próbował osiągnąć ten drący się wniebogłosy facet, że mamy w tej sekundzie zabrać ten samochód, bo nie wiemy, kim jest i spieszy się? Mógłby być Świętym Piotrem, i cóż z tego? Pod pachę auta nie wezmę.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 306 (342)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…