Scenariusz powtarza się przynajmniej raz w tygodniu i nie wiem co jeszcze zrobić. Chodzi o właścicieli psa.
Duży biszkoptowy Labrador z widoczną nadwagą idzie po parku z właścicielką. Mieszkają na osiedlu już jakiś czas. Za pierwszym razem oślinił mi dziecko i zjadł lody, które dziecko sobie trzymało. "Szczeniak jeszcze" pomyślałam, psa odciągnęłam, przyjaźnie go głaszcząc. Właściciel spokojnie palił papierosa, patrząc na moje zmagania z psem przywiązanym do drzewa, ale jednak na długiej smyczy.
Pies waży teraz coś koło 50-60 kilo. 5 razy więcej niż moje dziecko. Dziecka w parku nie wypuszczam, bo po prostu się boję, że z radości pies mi je zrówna z ziemią. Raz dostało pazurami po głowie, bo pies lubi skakać, nie zdążyłam złapać psa. Pies jest naprawdę łagodny ale szalony. Skacze na wszystkich z radością. Właściciele mówią "bo on tak kocha dzieci". Rozumiem.
Dziś było podobnie. Przez park wracam do domu, zza zakrętu właścicielka z ww psem. Smycz długa, pies silny, właścicielka chuda. Pies jest jakieś 15 metrów ode mnie. Parkuje wózek z dzieckiem w środku i staje między nim, a psem. Chwytam psa za szelki i głaszczę. Do wózka nie dobiegł. Czekam aż właścicielka podniesie się z trawy i zabierze szczęśliwe bydlę. Do tej pory bym czekała. Właścicielka smyczy nie skróciła, psa nie złapała "bo on tak kocha dzieci".
Wreszcie udało się jej go zaciągnąć w kierunku domu, ja poczekałam aż znikną za bramą i dopiero ruszyłam do domu.
Duży biszkoptowy Labrador z widoczną nadwagą idzie po parku z właścicielką. Mieszkają na osiedlu już jakiś czas. Za pierwszym razem oślinił mi dziecko i zjadł lody, które dziecko sobie trzymało. "Szczeniak jeszcze" pomyślałam, psa odciągnęłam, przyjaźnie go głaszcząc. Właściciel spokojnie palił papierosa, patrząc na moje zmagania z psem przywiązanym do drzewa, ale jednak na długiej smyczy.
Pies waży teraz coś koło 50-60 kilo. 5 razy więcej niż moje dziecko. Dziecka w parku nie wypuszczam, bo po prostu się boję, że z radości pies mi je zrówna z ziemią. Raz dostało pazurami po głowie, bo pies lubi skakać, nie zdążyłam złapać psa. Pies jest naprawdę łagodny ale szalony. Skacze na wszystkich z radością. Właściciele mówią "bo on tak kocha dzieci". Rozumiem.
Dziś było podobnie. Przez park wracam do domu, zza zakrętu właścicielka z ww psem. Smycz długa, pies silny, właścicielka chuda. Pies jest jakieś 15 metrów ode mnie. Parkuje wózek z dzieckiem w środku i staje między nim, a psem. Chwytam psa za szelki i głaszczę. Do wózka nie dobiegł. Czekam aż właścicielka podniesie się z trawy i zabierze szczęśliwe bydlę. Do tej pory bym czekała. Właścicielka smyczy nie skróciła, psa nie złapała "bo on tak kocha dzieci".
Wreszcie udało się jej go zaciągnąć w kierunku domu, ja poczekałam aż znikną za bramą i dopiero ruszyłam do domu.
Park
Ocena:
155
(227)
Komentarze