Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#72565

przez ~choruska ·
| było | Do ulubionych
Znów o NFZ.
Parę miesięcy temu mi się zachorowało. Trochę kataru, kaszel, ogólnie objawy szeroko pojętego przeziębienia. Jako, że sesja nadciągała wielkimi krokami trzeba się było niestety spiąć i na zajęcia chodzić. Po paru dniach pojawiło się parę innych objawów, już nieco groźniejszych, typu powiększone węzły, gorączka. No i w tym momencie zaczyna się jazda:
1. Pojechałam do mojej "rodzinnej" lekarki. Pobadała, osłuchała, popatrzyła - wyrok? Nic mi nie jest, witaminki, coś na gardło, generalnie nic strasznego.

Jako tako wyzdrowiałam, tydzień w łóżku spędzony, myślałam już że kociokwiku dostanę, ale hardo siedziałam pod kołderką byle się zarazów pozbyć, po tym czasie wróciłam do życia.

Nawrót choróbska nastąpił w dość poważny sposób. Po paru dniach gorączka taka, że ledwo widziałam, praktycznie nie mówiłam, ale nadal (o ja głupia) hardo na zajęcia. Efekt taki, że idąc na nie (jakieś 3,5km w jedną stronę, dla mnie nie istnieje komunikacja miejska) robiło mi się ciemno przed oczami, ale żem twarde babsko ze wsi - nie zemdlałam, choć parę razy miałam ochotę.

Wieczorem tego dnia już totalna gorączka, dygocę pod kołdrą i wszystkimi kocami jakimi dysponuję, biorę ibuprom coby trochę ból głowy i gorączkę zniwelować. W dodatku okazało się, że na całym ciele nagle zakwitłam w różowo-czerwone plamki. Normalnie dalmatyńczyk. Współlokatorka trzeźwo - zabiera na nocną pomoc lekarską.
2.Wchodzę do gabinetu, mówię co i jak, pani doktor młoda, prawdopodobnież zaraz po studiach nie bardzo wie, co mi jest. Ogląda z widocznym przestrachem, prawie do mnie nie podchodzi - zrozumiałe, w końcu nie wiadomo czym się mogłam zarazić. Myśli, wymienia różne dziwaczne choroby, przegląda internet na tablecie, myśli, myśli. W końcu stwierdza: ospa! No... tak, fajnie, tylko... Ja już ospę miałam. Podobno może wystąpić dwa razy, nie znam się, w dodatku nie wygląda jak powinno, ale pani twardo, że ospa. No okej.

Stwierdza w końcu, że zawoła do pomocy panią doktor pediatrę.
I tak stoją dwie nad praktycznie rozebraną mną, zimno jak cholera, gorączka oscylująca w okolicach czterdziestki, a one dumają. No i wydumały - nie ospa, a choroba bostońska! Pierwsze słyszę, przerażona jestem, no nic. Masa leków wypisana, L4 jest, niech będzie. Pieniądza poszło masę, bo niestety lekarstwa z wyższej półki cenowej za 100%, studencka kieszeń cierpi, ale no nic, zdrowie najważniejsze.

I co, przeszło? Ano, nie.
Choroba bostońska wyglądała zupełnie inaczej, objawy totalnie insze. No to wio, jedziem dalej. Leki nie pomagają, ba, mam wrażenie że jeszcze gorzej się po nich czuję.

3. Jadę kolejny raz do mojej przychodni. Kolejny koszt, pociąg nietani. Pad doktor patrzy, duma i duma, w końcu diagnoza. Różyczka! Nooo okej, wygląda jak różyczka. Może bingo, może. Woła panią pediatrę, znów dwoje lekarzy duma i duma. No i wydumali. Że jednak mam uczulenie na ibuprofen...
Dwie dawki jakiegoś cholerstwa na alergię (nie pamiętam jak się to nazywa) w zastrzyku - tyłek boli jak jasny gwint, bo źle wkłute (z tego co się orientuję zastrzykiem nie powinno się trafić w żyłę, choć mogę się mylić - oba zastrzyki prosto w jakąś choinkową żyłę, bo krew leci jak z kranu). ALE okej, ibuprofen biorę od zawsze, no ale spoko, mogłam się nabawić awersji do tegoż.
No ale znowu kulą w płot. Zamiast homo sapiens nadal byłam salamandrą plamistą i nadal chorowałam. Dzień następny, wspomniany już pan doktor zwątpił i na "wszelki wypadek" dostałam antybiotyk. No i przeszło.

A wiecie, co jest najlepsze? Po wszystkim okazało się że miałam anginę. I co jeszcze lepsze? Przed trzecią wizytą u lekarza powiedział mi to nieznajomy chłopak w pociągu, zupełnie niezwiązany z medycyną. Ot tak, widział że nienajlepiej ze mną, posprawdzał mi boki szyi i zawyrokował ale stwierdziłam że może się nie zna albo co.

Podsumowując:
- stracona kupa hajsu na niepotrzebne leki
- stracona kupa czasu
- stracony miesiąc na uczelni
- stracona masa nerwów, głównie ze strony mojej dramatyzującej Mamy
- badało mnie łącznie 5 osób i żadna nie odpowiedziała poprawnie.

Nosz dunder świśnie, ja rozumiem, chcieli pomóc, coś dzwoniło ale nie do końca wiadomo gdzie, ale... bez jaj.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 34 (132)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…