Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72572

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miał być komentarz, a wyszła moja pierwsza historia w dodatku okrutnie długa.

Komentarz @Bryanka do historii @blaueblume o Akademii Muzycznej przypomniała mi moją historię ze szkoły muzycznej. Link do historii tutaj http://m.piekielni.pl/72506#comments
Komentarz brzmiał tak "Kiedyś uczyłam się w szkole muzycznej, wiązałam z tym pewne plany. Raz usłyszałam rozmowę pracownika szkoły (nie nauczyciela) pocieszającego matkę jakiegoś dzieciaka. Tłumaczył jej, że niektórzy nauczyciele są przesadnie ostrzy, bo to zgorzkniali ludzie, którzy mieli chrapkę na karierę śpiewaka/pianistki/dyrygenta, a wylądowali w szkole muzycznej ucząc dzieci."

Dokładnie taka historia mnie spotkała. Moja jędzowata nauczycielka od gry na flecie poprzecznym była niegdyś za młodu flecistką w Filharmonii ale los się tak potoczył, że kariera się nie rozwinęła i została nauczycielką w państwowej szkole muzycznej I stopnia.

Trafiłam do jej klasy z polecenia w wieku 11 lat. Egzamin przeszłam wzorowo (byłam już po roku nauki prywatnej), więc potrafiłam grać trudniejsze utwory niż moi zaczynający naukę rówieśnicy. Jedynym problemem był lekko pokładający się palec prawej dłoni (co absolutnie nie utrudnia grania, po prostu odbiega od teoretycznego ułożenia ręki). Moja "nauczycielka" upodobała sobie rożne formy karania i "dyscyplinowania" m.in. darcie gęby na mnie, bicie linijka po rękach, wpisywanie do zeszytu markerem jedynek i uwag, że nie ćwiczę, choć robiłam to regularnie i pod okiem rodziców.

Gdy poskarżyłam się mamie, ta przyszła na zajęcia - jędza zachowywała się jak baranek. Mama jest bystrą osobą i ogarnęła, że baba zdecydowanie udaje miłą ale dowodów nie było.

Z dnia na dzień traciłam coraz bardziej chęci i zapał do instrumentu, zaczęłam patrzeć na niego z nieukrywaną nienawiścią, a przecież rok wstecz jeszcze jeździłam na konkursy, komponowałam i naprawdę kochałam ten instrument, chociaż zabierał mi godziny, które mogłam spędzać na podwórku z innymi dziećmi.

Po pierwszym roku myślałam, że baba mi odpuści. Jakże się myliłam. Na drugim roku moja nauczycielka nie była w stanie dłużej znieść tego, że mam lepszy model instrumentu od niej (prezent od rodziców na urodziny, połowa odłożona, a połowa na kredyt) i z premedytacją na niego usiadła. Poskutkowało to tym, że kilka drucików pękło, flet się wygiął w U. Ja się załamałam, matka się wściekła, a jędza tłumaczyła się, że to był przypadek, że jestem niezdarą i położyłam instrument na jej miejscu, a ona nie zauważyła (jasne, flet zawsze chowałam do futerału).

Nie było rady mama musiała wyłożyć sporą sumkę na naprawę. Schemat z krzykami i biciem po palcach został urozmaicony o tupanie i machanie rękami za moimi plecami. Ponieważ od małego cierpię na nerwice zaczęłam mieć napady paniki i nie chciałam chodzić na zajęcia, jednak twardo dalej walczyłam i z niechęcią przychodziłam do jędzy.

W końcu przyszedł koniec roku i egzamin końcowy. Wygląda to tak, że staje się przed komisją i gra wybrany wcześniej przez nauczyciela utwór. Z pamięci oczywiście. Pech chciał, że ze stresu zapomniałam ostatnich sześciu-ośmiu taktów. Wybrnęłam z tego w najprostszy sposób - znając tonacje i tempo po prostu zaimprowizowałam końcówkę. Moja jędza od razu skomentowała "co to było? To nie jest pokaz improwizacji ani żaden talent show. Masz grać tak jak masz zapisane w nutach."

Przeprosiłam, powiedziałam, że stres mnie zjadł. Pani dyrektor uśmiechnęła się i powiedziała, że nic strasznego się nie stało.

Gdzie tu piekielność? Moja Jędza i jej przyjaciółka, której często się żaliła jaka to ja zła nie jestem wystawiły mi ocenę niedostateczną. Skutkowało to dla mnie niezaliczeniem roku, mimo że pozostałe dwie osoby przyznały mi zaliczenie. Zostałam skreślona z roku z możliwością powtórki roku. Niestety już nie chciałam kontynuować tam nauki.

W ten sposób jędza pogrzebała moje marzenia o muzyce, Akademii Muzycznej i muzycznej przyszłości. Na całe szczęście niedokończona edukacja w państwówce nie skreśliła mnie do końca. Zaczęłam ćwiczyć sama w domu i dzięki temu miałam przyjemność uczestniczyć w muzycznych przedsięwzięciach mojej gminy :)

Podsumowując już szkoła muzyczna to fajne miejsce tylko szkoda, że uczą tam ludzie z niespełnioną ambicją, wyżywający się na młodych muzykach, którym często rujnują przyszłość, bo niestety nie byłam jedyną, która tak skończyła.

szkola_muzyczna

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 294 (318)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…