Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72581

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako kilkuletni dzieciak, mój starszy [B]rat zaczął podejrzanie często chorować i kaszleć, był więc częstym gościem w gabinecie pediatry. Wiadomo, "dziecko przeziębione, niska odporność, niech dużo pije" plus leczenie objawowe.

Któregoś razu kaszel zrobił się naprawdę paskudny, pomimo odbębnionej standardowo wizyty u pani doktor, więc mama zarejestrowała go na kolejną wizytę. Diagnoza - zapalenie płuc. Antybiotyki, stawianie baniek, przetrzymywanie delikwenta w łóżku. Po kolejnym tygodniu kaszlu miotającego siedmioletnim B., ta sama lekarka na wizycie domowej zleciła kolejną dawkę antybiotyku na to złośliwe zapalenie płuc.
Po trzech dniach mama w panice zamawiała karetkę dla lecącego przez ręce, wymiotującego i duszącego się B., modląc się o jej szybki przyjazd.

Lekarze w szpitalu po opanowaniu sytuacji stwierdzili zatrucie lekami, zrobili komplet badań ze spirometrią na czele i zdiagnozowano astmę oskrzelową.

Co na to pediatra? Drugiego dnia pobytu B. w szpitalu miała tam akurat dyżur. Zajrzała do pokoju, zauważyła B., zaprosiła moją mamę na korytarz i... Nakrzyczała na nią, domagając się wyjaśnień dlaczego jej pacjent leży w szpitalu, a ona o tym nie wie. Wciąż nie zapoznawszy się z jego stanem i przyczyną hospitalizacji. Mama zdołała opanować się na tyle, żeby powiedzieć jedynie "To już nie jest pani pacjent".

Lekarka nawet się nie przyznała, że przyłożyła rękę do sytuacji zagrożenia życia dziecka, przez podtrzymywanie błędnej diagnozy i przepisanie końskiej (jak to określił lekarz prowadzący w szpitalu) dawki antybiotyków.
Oboje z bratem zostaliśmy szybko przepisani do innego pediatry, ale do tej pory przy okazji przypadkowego spotkania na ulicy tamtej lekarki, mojej mamie trzęsą się ręce ze zdenerwowania.

Pediatra

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 257 (271)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…