Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#72904

przez ~Misiaczkow ·
| było | Do ulubionych
Jestem powiedzmy stałą "czytelniczką" piekielnych...Kilka razy zastanawiałam się, czy mam jakieś historie, które mogłabym uznać za piekielne. Pewnie coś by się znalazło, ale z racji, że jestem osobą o dość łagodnym usposobieniu, więc zawsze podchodziłam do nich z dystansem i uśmiechem.
Ale dziś zebrała się kumulacja. A mianowicie chodzi o moje wspaniałe miejsce pracy. Praca jak praca, nie mogę narzekać. Szefostwo jest super, pensja na czas, zespół taki sobie, firma mała rodzinna. Atmosferę psują w zasadzie 2 osoby. Z tym, że z jedną mam nie-przyjemność współpracować bezpośrednio, nazwijmy ją Grażynka. Na poważnie zaczęło się w lutym br.na spotkaniu sprawozdawczym. Grażynka zaczęła "lamentować", że ona ma mnóstwo pracy, że się nie wyrabia, że potrzebuje kogoś do pomocy. No to cyk przerzucenie części obowiązków, bo żeby zatrudnić kogoś firma nie ma na razie środków. Zresztą pracujemy w 4 powinnyśmy sobie dać radę. Nic nadzwyczajnego zdarza się. Minęło pare tygodni, znowu lament. Okres przedświąteczny to istny kocioł u nas w firmie, więc każdy na brak pracy nie narzekał. Tylko, że każdy starał się jakoś wyrabiać, pomagać żeby wszystko grało. Oprócz Grażynki, która przez to, że była oddelegowywana do innych obowiązków, nie wyrabiała się ze swoimi. Tego nie zrobiła, bo musiała pomóc tu, tamtego nie zrobiła bo musiała przygotować to itd. Kolejna próba zrzuceniu paru obowiązków, kierownik popiera, bo ona biedna się nie wyrabia, bo ma za dużo, bo coraz więcej papierków. Na szczęście powiedzieliśmy, że pomóc owszem możemy, ale nic na stałe, bo trochę to nie w porządku. Każdy jak była potrzeba zostawiał papierkową robotę i szedł pomagać to na magazynie to na produkcję itd. Ale swoją robotę zrobił też. Oprócz Grażynki. Tydzień się odkopywała. Oczywiście komentarze, że jak można mieć do niej pretensje itd. Po tym całym szale świątecznym spotkałyśmy się w pokoju socjalnym i chcąc nie chcąc zaczynamy rozmowę. Szybko jednak przeszło na gorzkie żale:
"Bo ona tak się stara, bo ona taka biedna. Koleżanka z którą dzieli biuro to nic nie robi, ma bałagan w papierach, ale jej się nikt nie czepia. Bo ona to umie dobrze grać, manipulować i takie teksty."
Prawie zakrztusiłam się kawą, ale słucham dalej.
"Bo jak ona (Grażynka) wyjdzie na papierosa, albo wypije tę kawę, to jest aż tak dużo. Też musi odpocząć, może mieć gorszy dzień i w ten deseń".
Skwitowałam, że ja nie rozliczam z pracy innych, więc mnie nie interesuje kto co robi, ważne żeby robił swoje. Witki mi opadły. Fakt szef jest lajtowy i nie gani za papieroska, kawy też nie wylicza, ale najczęściej robimy napój i sączymy go przy biurku, żeby nie tracić czasu. Grażynka zapomniała jednak wspomnieć, że idzie na papieroska co pół godz. albo jak jej się nie chce to pali przy biurku. Kaw wypija jak mały ekspres. Do tego, gdy zaczyna robić się ciepło papierosek i kawa musi być na świeżym powietrzu, czytaj siedzi z pół godz i się relaksuje...no tak średnio z 5-6 razy dziennie.
Bo tak rozbrajającym wyznaniu odpuściłam Grażynce, nie wchodziłyśmy sobie w drogę, ale wyczuwałam, że próbuje za wszelką cenę wyeksponować błędy wszystkich dookoła. Wczoraj wróciła z tygodniowego urlopu i zgadnijcie co.... Znowu lament, że tyle ma pracy, że musi nadrobić zaległości. I mały zonk. Grażynka robi rzeczy, które z racji konieczności musiałyśmy za nią zrobić podczas jej nieobecności, ale tę część, która nie musiała być zrobiona po prostu na nią czekała. Do tej pory było inaczej i praktycznie po urlopie miała tylko sprawdzić, czy wszystko zrobiłyśmy dobrze i tyle. Taka koleżeńska przysługa, której nie wypełniłam, bo miałam dość.
Dziś mi się więc oberwało, bo wysłałam do księgowej dokumenty, które miały czekać i coś tam jeszcze. I słyszę tyradę w swoim kierunku, "bo nie powinnyśmy wchodzić sobie w drogę, bo jak na coś się umawiamy to czemu ja tego nie pilnuję, bo ona musi się tłumaczyć". Chodziło o wysłanie WZ bez faktur, których to Grażynka przez 3 tyg nie ściągnęła.Skwitowałam tylko, że sprawy kwietniowe wysłałam bo mamy już maj i nie chcę ja się tłumaczyć później. Ogólnie dostałam jeszcze litanię, że nie tak się umawiałyśmy i ona taka biedna.
Tłumaczenie, które ją czekało to odpowiedź do księgowości, że faktury ściąga i wykonanie 2 telefonów.
Tyrada cały dzień idzie w firmie, bo tylko ona jest skrupulatna, tylko ona sprawdza papiery i ona musi prostować nasze błędy. Osz kurna, aż mnie trzęsie. Idealnie pasuje to moja ulubiona maksyma "Nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi", idealnie pasuje do Grażynki ;)

Oczywiście ma poparcie kierownika. Zapomniałam dodać, że kierownik jest jej mężem....ale dziwić się, że ludzie czasem dostają wstrętu do swojej pracy, którą lubili ze wzajemnością.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 58 (102)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…