Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#72909

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam, dziś uraczę was jakże piękną historią o mojej pierwszej (i zapewne ostatniej) wizycie u stomatologa na NFZ.

Z powodu kurczących się funduszy, lekkiego zamieszania w ZUSie jak i uporczywego bólu zęba, który sprawiał że zdolna byłam chodzić po ścianach, zmuszona byłam do zapisania się do stomatologa na kasę chorych. Wizyta miała odbyć się w następnym tygodniu, więc nie ukrywałam radości jak i zdziwienia (po przeczytaniu na piekielnych wielu perypetii o NFZ i czasu oczekiwania myślałam że dostanę się tam za miesiąc) Nie zważając na niezbyt przychylne opinie koleżanek na temat owego dentysty z wielką nadzieją poczłapałam do gabinetu.

Jako że był ranek (10 minut przed planowaną wizytą) usiadłam w poczekalni rozmiaru 2x2 i podziwiałam piękne malowidła z szlamu w akwarium. Powinna mi się włączyć ostrzegawcza lampka, bo przecież jak ktoś może utrzymać porządek w gabinecie skoro nie potrafi w tak małym akwarium, ale moja nadzieja na wyleczenie skurczybyka była większa niż rozsądek. Do środka zostałam zaproszona już po chwili i jednak się nie myliłam.

Doktor wyglądał jak stary Niemiec (pierwsze skojarzenie), nie wzbudzał jakiegoś miłego odczucia, a sam gabinet, no cóż... wyglądało tam troszkę jak 20 lat temu. Waciki luźno latające w szafce, przyrządy oznaczone jakąś tasiemką, podpisane już wyblakłym markerem,przetarty fotel, pękający sufit jak i lampa. Myślałam nad szybką ucieczką, bo nie miałam ochoty modlić się o to by nie dostać jakiejś choroby zakaźnej. Odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam napis "przyrządy po sterylizacji". A może nie będzie tak źle...

Postanowienie stomatologa- naprawimy od razu trzy zęby. Super, dla mnie lepiej. Dostałam znieczulenie, szybko poczułam, że jedna strona zdrętwiała jakby mocniej, ale cóż, może tak ma być. Doktor zabrał się do pracy, buzia szeroko otwarta, zaczyna wiercić. Od razu poczułam nieprzyjemne, nasilające się uczucie, jakbym ugryzła loda prosto z zamrażalki albo napiła się lodowatej wody (chyba każdy zna to uczucie). Postanowiłam być silna. Nie jestem przecież dzieckiem, ale ból tak się nasilił, że nie mogłam spokojnie wytrzymać, i zaczęłam wręcz jęczeć z bólu. Doktor przestał mnie katować i oburzony (tak, tak właśnie) spytał (bardzo miłym tonem, a jakże) o co mi chodzi, przecież dał mi znieczulenie. Moje tłumaczenie przerwał kiedy tylko zdołałam wypowiedzieć jedno słowo tekstem "przecież wiercę, muszę wiercić", po tym zaatakował mnie tym jakby grubszym wiertłem (nie wiem jak to profesjonalnie nazwać). Stomatolog nie chciał się chyba z rana przemęczać bo jechał równo po trzech zębach nie unosząc często dłoni. To co robiłam na fotelu uznać można by było chyba za jakiś skurcz. Wbijając sobie paznokcie w nogi, ryczałam jak małe dziecko. Niewzruszony lekarz jeździł wiertłem dalej (może nawet nie zauważył że zalewam się łzami). Moje reakcje ograniczyły się do płaczu i oglądania dziur w suficie. Zęby zatrute, a jakże, wszystkie trzy. Nie jestem stomatologiem, ale myślę że te dwa spokojnie przeżyłyby bez tego.

Po wszystkim lekarz zapisał mnie na kolejną wizytę, na którą chyba się nie wybiorę, a ja wychodząc dostałam chyba jakiegoś ataku, jakby reakcja po szoku. W życiu nie płakałam tak po wizycie u dentysty. W życiu nie płakałam u dentysty. Także tego... Drogie NFZ (ekhem..) ja, moje otrute zęby i rozwalone dziąsło, mamy cię głęboko w poważaniu. Nie pozdrawiam Pana doktora, a żebyś nogę połamał.

*Odnosząc się do komentarzy o tym, że to nie wina NFZ. Doskonale o tym wiem, ale to nic dziwnego, że po takim pierwszym spotkaniu ze służbą zdrowia będzie mnie już od niej odrzucać.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 12 (100)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…