Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73050

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/73023 skłoniła mnie do tego, by zamieścić tutaj swoją, bardzo starą historię, o tematyce dość podobnej.

Od dziecka miałam problemy psychiczne, związane z ciężkim dzieciństwem, związek z tym mógł mieć też fakt, że w rodzinie dużo przypadków chorób umysłowych miałam. W skrócie - fobia społeczna, nerwica lękowa i ciężka depresja (z myślami samobójczymi w pakiecie), która pojawiła się w wieku nastoletnim.

Zostałam zapisana do psychologa (publicznie oczywiście) po tym, jak dolegliwości uniemożliwiły mi normalne funkcjonowanie. Fobia społeczna była na tyle silna, że każde wyjście z domu kończyło się atakami paniki, więc o chodzeniu do szkoły nie było mowy. Zamknęłam się w domu, gdzie byłam ofiarą przemocy psychicznej ze strony matki, która nie radziła sobie ze swoim życiem i chorą córką. Do teraz panicznie się boję krzyku, a nawet gwałtowniejszych ruchów, chociaż nigdy ręka na mnie nie była podniesiona. Żyjąc w dużym mieście o wyjściach chociażby na podwórko nie było mowy, bo ludzie. Wróćmy do wizyty u psychologa.

Czułam się tam jak na krześle elektrycznym. Siedziałam na fotelu, a za dużym biurkiem pani doktor, o bardzo głośnym głosie, jakby ciągle gniewnie podniesionym. Nie była miła, raczej oschła, ale przynajmniej profesjonalna, więc byłam w stanie jej wybaczyć. Nawet ją polubiłam, aż do trzeciej wizyty. Przebiegało jak zwykle, wypytywała mnie o życie, ale gdy tylko coś powiedziałam, dosłownie równała mnie z ziemią chamskimi odpowiedziami swoim podniesionym tonem głosu. Zamilkłam, miałam w oczach łzy, ale miałam je na każdej wizycie, więc grzecznie siedziałam i słuchałam jej.

Rozdrapywała każdą ranę. Gdy powiedziałam jej o swoich marzeniach na życie, o tym kim chce zostać - wyśmiała każdy pomysł, tak bezczelnie, argumentując dlaczego się do tego nie nadaję. Głównym powodem w większości były moje choroby, nawet jeśli były to plany na daleką przyszłość. Realistka? Pewnie tak, gdyby nie to, że jej zamiarem było zmieszanie mnie z błotem. Zresztą, miała to samo na myśli wyśmiewając moje próby "powrotu do życia" takie jak wyjście z klasą, bo przecież skoro mogę z nimi wyjść, to znaczy, że jestem zdrowa i tylko kłamię by do szkoły nie iść. To, że dostałam ataku paniki w trakcie wyjścia, błagałam nauczycielkę o wcześniejsze wypuszczenie do domu (na co się nie zgodziła, tak swoją drogą, każąc mi iść i się dobrze bawić, wiedząc o moich chorobach) i zwijałam się z bólu brzucha na tle nerwowym, nikogo nie interesuje.

Miałam ochotę stamtąd uciec, ale nie byłam w stanie, zbyt sparaliżowana strachem, wbijając sobie paznokcie w rękę, nie będąc w stanie się ruszyć czy wydukać czegoś więcej niż parę słów, ciągle nie widząc nic przez łzy w oczach. Nie przejęła się tym i kontynuowała. Po wizycie byłam jednego pewna: nie zamierzałam już tam nigdy wracać. Udało mi się to. Nie wróciłam tam. Zaczęłam chodzić do innego psychologa, tym razem prywatnie, który okazał się być cudowny.

Niestety, pani doktor sprawiła, że nie odważyłam się spełniać swych marzeń, zamknęłam się w sobie jeszcze bardziej, a mój strach przed ludźmi i krzykiem spotęgował się. Minęło bardzo dużo czasu, a ja nadal łkam na sam podniesiony głos u kogoś. Ostra reakcja jak na godzinę tortur, ale był to pierwszy praktycznie obcy człowiek z którym miałam kontakt od paru miesięcy. To był szok, ponieważ sądziłam, że można jej zaufać i się otworzyć

Parę dni później babcia (która chodziła ze mną do psycholog) wyjawiła mi, że ona tak specjalnie, by zobaczyć moje reakcje na stres. Czy to odpowiedni sposób by pomóc czternastolatce, by spróbować ją i jej lęki zrozumieć? Może jestem po prostu przewrażliwiona...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (269)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…