Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#73215

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedy czytałam różne historie o pupilach i komentarze do nich, naszło mnie kilka refleksji.

Słowem wstępu (niestety dość przydługiego, ale ważnego dla całej historii) - od dziecka jestem związana z różnymi zwierzętami. W domu zawsze był pies, czasami kot, a moja prababcia miała gospodarstwo, gdzie znajdowały się krowy, świnki, wiele kotów, psy itp. Ponieważ jestem osobą, która - jak źle by to nie brzmiało - bardziej przejmuje się zwierzętami niż ludźmi, uwielbiałam je wszystkie. Z takich lub innych względów, najbardziej ukochałam psy. Wiadomo, kiedyś czasy były inne, nikt nie widział nic dziwnego w trzymaniu psów na łańcuchu, właściciele też inaczej zajmowali się pupilami. W konsekwencji, ponieważ bardzo mocno wiązałam się ze zwierzakami nie tylko tymi w moim domu, ale też u babć, cioć itd., przewinęło się ich przez moje życie sporo. Jedne umierały ze starości, inne w wyniku choroby, niektóre przez nieostrożnych kierowców. W każdym razie każdy pies, na którego losy mogłam coś poradzić, miał u mnie dobrze i jest tak do tej pory. Przechodząc do historii właściwych:

1) Wiele osób pisze, że ludzie, których nie stać na kupno psa za tysiąc czy parę tysięcy złotych nie powinni mieć go w ogóle, bo nie zdają sobie sprawy z kosztów utrzymania takiego, które przecież nie są jednorazowe. Że nie powinni szukać pupila w ogłoszeniach "Oddam/Przygarnę psa", bo to żadna pomoc. Problem w tym, że bardzo często z takich "bogatych" hodowli pochodzą psy, które bardzo szybko zdychają. Wiem, nie jest to reguła, ale mam paru znajomych, którym podobna sytuacja się przytrafiła. Niestety nie zawsze jesteśmy w stanie trafić na kogoś, kto w porę nas ostrzeże. A wtedy zostajesz z martwym szczeniakiem (co nigdy nie jest przyjemne) i brakiem dużej sumy pieniędzy, którą wydałeś. A poza tym, kto z nas nie wolałby dostać pieska za darmo czy też za symboliczną sumę, ale zapłacić za niego majątek?
Nie znaczy to też, że jeśli mój pies zachoruje, to nie oddam wszystkiego, co mam, żeby mu pomóc.

2) Znam osoby, które karmią swoje psy kiełbaskami, pasztecikami, śledzikami i innymi cudami. Krótko mówiąc: pupile mają u nich jak w raju, żyją jak królowie, a często jedzą lepiej od właściciela. Nie krytykuje tego, pod warunkiem, że swoich psów nie trują. Ich wola. Ale to nie znaczy, że inne pieski, takie, które po prostu żyją dobrze na suchej karmie i psich smakołykach mają źle. Nie zakładajcie więc od razu, że kogoś nie stać na pupila, bo ma mniej pieniędzy od Was i nie karmi go frykasami ze swojego stołu.

3) Niektórzy twierdzą, że za symboliczną kwotę można również adoptować psa ze schroniska. Zapominacie jednak o ważnym fakcie. Nie każdy chce psa ze schroniska. Osobiście uważam, że jest to zła postawa, bo prawie żaden z tych psiaków nie jest niczemu winny. ALE niestety jest to "prawie". Biorąc pod uwagę moją historię relacji z psami, nie sądziłam, że kiedykolwiek będę właścicielką takiego, z którym się "nie dogadam". A jednak. Mam w tym momencie psa, który obecnie ma 11 lat. Jest kundelkiem, co w ogóle mi nie przeszkadza, większość moich psów nimi była. Jako szczeniak błąkał się po lesie i tak trafił do mojego domu. Prawdopodobnie ktoś go porzucił. W mojej okolicy jest tylko jedno schronisko (nie w moim mieście) i jest zdecydowanie przepełnione. Nie oddałabym tam zwierzaka, bo skazałabym go na okrutny los. Piszę o tym dlatego, że to jeden z powodów sprawiających, że ten pies jeszcze ze mną jest. Wychowywałam go jak każdego innego, jest posłuszny, reaguje na polecenia. Chcę zaznaczyć, że w moim domu nikt nigdy nie uderzył żadnego zwierzęcia. Przez kilka lat wszystko było dobrze, poza jednym faktem - bardzo agresywnie reagował na dzieci. Założyłam, że to sprawka poprzednich właścicieli, ale ponieważ w moim domu dzieci nie ma, nie było wielkiego problemu. I tak sobie żyliśmy w spokoju. Piesek jest w domu, ma podwórko do biegania, nie jest wiązany (to tyczy się również bieżącego okresu). I w pewnym momencie wszystko się zmieniło. Pies nagle zrobił się agresywny w stosunku do każdego. Nie rzuca się na ludzi, ale jeśli ktoś spróbuje go pogłaskać, zostanie ugryziony. Mowa, niestety, o domownikach. To pierwszy taki przypadek, z którym się spotykam. Nie porzucę go, nie będę traktować inaczej, bo jest to mój pies, zwierzak, którego mimo wszystko kocham. Członek rodziny. Ale niestety taki, z którym nie chcielibyśmy na co dzień przebywać. Gdybym nagle miała dziecko musiałabym go oddać. Nie dlatego, że bym chciała, ale ponieważ dziecko w razie ataku nie miałoby szans na obronę. A przecież nie mogłabym napisać ogłoszenia, że pies poszukuje domu, bo zaryzykowałabym czyjeś zdrowie. Pozostałoby, niestety, albo schronisko, albo uśpienie psa. Najprawdopodobniej jest to wina traumy z przeszłości. A przecież mój pies wciąż był szczeniakiem, kiedy go znalazłam. Dlatego ludzie są tak źle nastawieni do schronisk. Po części ich rozumiem i nie mogę powiedzieć, że się mylą.

Odnośnie schronisk jeszcze jedna uwaga - wiem, że częściej zabierane są z nich psy rasowe i macie prawo na to narzekać, ale nie szufladkujcie z tego powodu wszystkich przyszłych właścicieli. Kundelek w niczym nie odstępuje rasowemu psu, ale czasami wybór tego konkretnego to konieczność. Może, na przykład, potrzebuję labradora, bo mam w domu niepełnosprawne dzieci i tę rasę polecił mi terapeuta?

Dlatego, proszę, zastanówcie się kilka razy, zanim kogoś osądzicie.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (37)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…