Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#73392

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Słowem wstępu:
Przeprowadziłam się z mojej rodzinnej wiochy do największego miasta w moim województwie celem ukończenia uczelni wyższej. Jako że życie tutaj jest troszeczkę droższe (a i chciałam odciążyć rodziców) podejmowałam się pracy w kilku pubach za barem. I właśnie tego tyczyć się będą moje wypociny. Z racji, że od dzieciaka miałam kontakt z klientami (moi rodzice prowadza pensjonat), jako takie podejście do klienta mam. Niestety pracując w knajpach spotykam się z takimi przypadkami, że tracę wiarę w ludzkość.

Pracuję w pubie słynącym na całe miasto z piwa studenckiego. Pracę dostałam wręcz przypadkiem, przez koleżankę z Piekielnej Knajpy, w której kiedyś pracowałyśmy. W obecnym lokalu kierujemy się dewizą "TY tu rządzisz, a nie klient", ponieważ ze względu na charakter klienteli bardzo łatwo można zostać sterroryzowanym przez byle nachlanego typa. Moje miejsce pracy jest jednym z tych, w których podchodzisz do baru, zamawiasz, płacisz, odbierasz, idziesz spożywać. Full samoobsługa! Przystąpmy do wypocin właściwych.

Okazja: Dzień upierdliwego klienta!
Stoję sobie na ogródku, przy barze. Przy stoliku obok siedzi znajomy (stały klient) i koleżanka z lokalu obok. Na ogródku pustki.

Nagle wkracza on! Piekielny Klient ze swoim kolegą. Siadają przy stoliku znajdującym się od baru jakieś 2 metry. I się zaczyna!
- Obsłuży mnie pani?!- do koleżanki z lokalu obok.
- Ale proszę pana, ja tutaj nie pracuję.- Odpowiada koleżanka, a ja jak matkę kocham cały czas stoję za barem i jestem widoczna jak pryszcz na czole nastolatka o mlecznej cerze.
- To ja bym chciał zamówić! Podejdzie tu pani?- Dalej PK.
- Zapraszam do baru.- Bardziej promiennego uśmiechu już mieć nie mogłam.
- Ale w innych lokalach zawsze ktoś przychodzi i przyjmuje zamówienie!- Wait, what?! Gdzie?! Żaden z ogródków po tej stronie rynku tego nie praktykuje.- To ja chce dwa piwa Piekielne!- no dobra, zaniosę. Nie chce mi się kłócić, jest za gorąco. Zaniosłam.
- A szklanki?- Zdzierżę i to. Zaniosłam.
- Należy się 14 zł.
- Zapłacę, przecież!- Obsłużyłam, odpuściłam, zaczęła się luźna rozmowa z koleżanką i kolegą na temat woodstocku. Za chwilę słyszę chamskie pstrykanie palcami, odwracam się powoli.
- Zapłacić chcę.- No to rachuneczek i do Piekielnego. A ten zagaduje.
- Jedziesz na woodstock?- Miałam ochotę odpowiedzieć "nie przechodziliśmy na ty", ale nic się nie odezwałam.
- Nie, nie mam czasu ani pieniędzy.
- To ja ci mała zasponsoruje, he he, to pojedziesz?
- Nie.

Na szczęście szybko sobie poszli. Szkło oczywiście nietknięte. Nie to, że ja mam jakiś problem do ludzi, ale zawsze staram się być dla nich miła. Nie stoję też jak słup, kiedy ktoś mnie prosi żebym podeszła i ma jakiś uzasadniony powód ( zdarzają się ludzie starsi, zdarzają się o kuli, zdarzają się tacy, którzy zwyczajnie poproszą żeby pomóc im się z czymś zabrać do stolika). Staram się pomóc, ale nie zawsze mogę. A czasami wystarczy trochę uprzejmości i zwykłe proszę... Czy coś...

Jeśli kogoś to będzie obchodziło mogę wrzucić jeszcze inne kwiatki z pamięnika barmana, bo jest ich na prawdę dużo.

gastronomia

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 34 (166)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…