Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#73700

przez ~NieMamKonta ·
| było | Do ulubionych
(Uprzedzam, będzie długie.)

Bardzo chętnie opowiem historię o nauczycielce polskiego z mojego, już byłego, liceum. W tym roku je skończyłam, więc czuję się wolna i nareszcie zrelaksowana.
Ważnym w tej historii jest także to, że owa nauczycielka była dodatkowo moim wychowawcą. Nie chodzi tu o jej nauczanie, bo wiedzę ma dużą, ale o jej zachowanie i nie bez powodu była nazywana Królową Piekieł.

Zacznijmy może od samego początku, czyli pierwszej klasy. Wiadomo, lekcje trudne nie są, to w końcu pierwsza klasa liceum, gdzie uczysz się woku, wosu i historii na poziomie gimnazjum, niby jakiś materiał dochodzi, ale nie jest specjalnie wymagający. Heh...nie na języku polskim. Zaraz na pierwszej lekcji zaczęło się wielkie przemeblowanie, bo jej nie pasowało jak wszyscy siadaliśmy. Nie żeby ktoś gadał czy coś, po prostu lubiła nas sobie przestawić (i zrobiła to kilkukrotnie w ciągu 3 lat). Następnie zaczęła pokazywać swoją władczość. Po kilku lekcjach byłam tak zestresowana, że miałam całe zimne ręce, więc chuchałam na nie na lekcji. Kiedy ona na mnie spojrzała powiedziała na całą klasę "Co, moje paznokcie też chcesz poobgryzać?". Oczywiście wszyscy wzrok w moją stronę, ja prawie mdleję ze stresu.
Co jeszcze... mnie na polskim nie wyglądało to tak, że kto wiedział ten odpowiadał na pytanie. I ci, którzy wiedzieli i ci co nie wiedzieli, siedzieli jak myszki. Bali się jej niemiłosiernie, bo zawsze było coś źle. Ona żyła swoimi zasadami. Kiedy w drugiej klasie mieliśmy zastępstwo z inną polonistką, omawialiśmy wiersze. Kiedy Szatan wrócił to zaczął nas z tego przepytywać. Dostaliśmy burę, że nic nie umiemy, że nie znamy w ogóle wiersza, niektórzy dostawali nawet jedynki. A my mówiliśmy wszystko to co nam tamta polonistka powiedziała...swoją drogą jej BFF. Co było najlepsze? Jej sprawdziany. Wpisywała to specjalnie jako kartkówki, bo rzeczywiście robiła je w 15 minut, ALE...polegało to na minimum trzech, maximum 5 pytaniach typowo rozprawkowych: "uzasadnij, że" "opisz to" "podaj tyle argumentów na". Myślicie, że wy byście zdążyli to napisać kiedy na jedno pytanie masz maksymalnie 5 minut? Nie. Trzeba się zastanowić przecież. Robiła z nas maszyny do szybkiego pisania, ludzie pisali nieskładnie, cokolwiek im do głowy nagle wpadnie, cokolwiek sobie przypomną. Wypisywane były po dwie kartki A4 na takich "kartkówkach". A i tak najlepszą oceną było 3, w porywach 4 jak ktoś dostał więcej "ptaszków". Tak, nie wiedzieliśmy nawet co nam zalicza, a czego nie. Zadań domowych pełno. Byłam w klasie biol-chem, więc miałam w drugiej i trzeciej pełno materiału do rozszerzeń, a ta wiedźma i tak nas tzw. tyrała z polskiego, robiła rozszerzenia wbrew naszej woli, że niby miało to nam wyjść na dobre? Taa, już to widzę.
Ktoś nie zdążył się ustawić przed salą? Był gromiony tym piekielnym wzrokiem, przeszywającym każdy nerw jego ciała. Miała obsesję na punkcie punktualności i obecności w szkole. Zawsze musiała pytać dlaczego nie było kogoś na jednej lekcji, czy jednego dnia, choć usprawiedliwienia otrzymywała. Ludzie prawie dostali palpitacji serca jak na jej pytanie czemu nie było mnie na pierwszej lekcji odpowiedziałam "złośliwość rzeczy martwych" zamiast powiedzieć po ludzku, że mi budzik nie zadzwonił.
Jak było z wycieczkami. Ano były. Jedna do park przyrody w tym samym mieście, w domku ekologicznym, bo nie mogła zostawić swojego pieska samego i o godzinie 22 pojechała do niego do domu, wracając po kilku kolejnych godzinach. W następnej klasie wycieczka do Krakowa. Klasa robiła notatki w każdym możliwym miejscu. W pociągu przy każdej podróży, w pokojach, ale najbardziej ubliżająca była podłoga w muzeum, kiedy to ona i jej wyżej wspomniana BFF siedziały sobie wygodnie na ławeczce. Wycieczka w ostatniej klasie nie była najgorsza. Zabrała na nią swojego kota. Dzień po wycieczce zdechł. Na najbliższej lekcji ubrana na czarno wiedźma wyżywała się na nas, jakby nas o to obwiniała.(Kot miał wadę genetyczną).
Te trzy lata to był koszmar. Moje najgorsze lata życia. Sami rodzice mówili, że jest nienormalna i nie lubili jej od pierwszego zebrania na tyle, że pojawiali się tylko jak było coś naprawdę ważnego. Przynajmniej nie miałam tak źle jak jedna z koleżanek z klasy (mieszka na wsi), która usłyszała, że będzie mogła od przyszłego roku kopać ziemniaki.

szkoła

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -16 (22)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…