Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73751

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jednym z przyjemniejszych aspektów pracy Sanitariusza na SORze są wyjazdy karetką poza szpital, najczęściej z oddziału dziecięcego na oddział dziecięcy w innym mieście. Można w ten sposób odpocząć sobie na chwilę od codyżurowej bieganiny przy nader licznie zjawiających się pacjentach (to z czym się pojawiają, czasami też nadaje się na kilka oddzielnych wpisów, ale to może kiedy indziej).

Przyjemność ta jest dość nieczęsta, bo raz, że same wyjazdy zdarzają się dość rzadko (1-2 na tydzień), dwa, ze jeden z sanitariuszy na mojej zmianie ma nader irytujący zwyczaj do ordynarnego zgarniania wszelkich misji wyjazdowych. Ów osobnik, zazwyczaj raczej ospały, gdy tylko dowie się, że jest wyjazd poza szpital, dostaje napędu mach 5 i tyle go widzimy. Dość powiedzieć, że mój dzisiejszy, czerwcowy wyjazd był pierwszym na jaki się załapałem od początku marca. I tak, ten też próbował mi przejąć, na szczęście nie dałem się.

Sam wyjazd zresztą nie był niczym nadzwyczajnym. Wzięliśmy pacjenta w inkubator (niemowlak 1,5 miesiąca, do przyjęcia na "zaoczny" w Szczecinie), tenże do karetki, zawieźliśmy na miejsce, tam go przebadali i przyjęli.

Właściwa historia tyczy się powrotu. Wracając bowiem natknęliśmy się wypadek, i to sumie dość poważny. Na całą szerokość pasa jezdni leży przewrócona na bok cysterna, a nieco wcześniej na poboczu osobówka, której pół bagażnika to jedno wielkie wgniecenie, a drugie pół leży sobie w kawałkach po całej okolicy. Nie muszę chyba dodawać, że tle przewijał się całkiem spory sznurek aut, kierujących się, poniekąd w tej sytuacji dość prawdziwą :P, ideą "przejadę, zanim zamkną trasę". Choć oddając sprawiedliwość, przynajmniej trzy samochody zatrzymały się i ich pasażerowie pomagali rannym.

Oczywiście my też zatrzymaliśmy się i ruszyliśmy zobaczyć co się dokładnie stało. Szczęśliwie okazało się, że było to klasyczne "więcej szczęścia niż rozumu" i obaj kierowcy, plus dziecko z osobówki (5x starsze od naszego poprzedniego pasażera jak się potem okazało), wszyli bez zagrażających życiu obrażeń. Dzieciaczek, jadący w foteliku pobeczał, pobeczał, czemu się trudno dziwić, ale potem się ładnie uspokoił. Gorzej było z kobietą z tyłu osobówki, ta zdecydowanie wymagała badań w szpitalu w związku z ryzykiem obrażeń wewnętrznych.

Gdy już jako tako ogarnęliśmy miejsce zdarzenia, zabraliśmy poszkodowanych do naszej S-ki i odjechaliśmy trochę (ryzyko wycieku z cysterny niespecjalnie nam się podobało. Ryzyko wybuchu nie podobało nam się jeszcze mniej), popytaliśmy obecnych świadków czy wezwali odpowiednie służby. Oczywiście twierdzili że tak, choć gdy nasz doktor-pediatra zadzwonił po właściwe pogotowie (my, przypominam, znaleźliśmy się tam raczej przypadkiem), okazało się że dopiero od nas dostali wezwanie. No i co tu dużo mówić, wezwaliśmy karetkę, policję i staż pożarną, i czekaliśmy, obserwując bacznie czy stan poszkodowanych się nie pogarsza.

I zgadnijcie kto pierwszy dotarł na miejsce :P....



?



Prasa!

Mój kraj, taki piękny ;)

Ale żeby nie było zupełnie piekielnie, zaraz potem przybyło pogotowie (ze śmigłowcem włączenie, choć ten okazał się ostatecznie niepotrzebny). Poszkodowani zostali przekazani, a my ruszyliśmy ponownie w trasę do Ko-shaolin-a, tym razem już bez żadnych niespodzianek po drodze.

PS. Historia lekko edytowana na odrobinę bardziej bezpośrednią, bo najwyraźniej umiejętność wyczuwania ironii w narodzie upadła :P

słuzba_zdrowia

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (223)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…