Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73818

przez ~Tessaiga ·
| Do ulubionych
Myślałam, że będę tylko czytelniczką Piekielnych, czas pokazał, że się myliłam. Opowiem wam historię mojego psa.

W kwietniu nasz kochany psiak odszedł za tęczowy most, więc postanowiliśmy znaleźć jego następcę. Kilkanaście dni przeszukiwania lokalnych portali ogłoszeniowych skutkowało ciągłymi rozczarowaniami, każde ogłoszenie po chwili było już nieaktualne, aż w końcu jest. Piękna i smutna mordka patrząca się ze zdjęcia podbiła moje serce, Pani Właścicielka umówiła się ze mną na następny dzień na spotkanie i ewentualne oddanie psiaka.

Następnego dnia pojechaliśmy do niej. Psiak miał dopiero 4 miesiące, a już był duży, ponad kolano. Jest mieszańcem w typie owczarka, więc wiadome było, że jeszcze urośnie. Państwo wzięli go od kogoś, kto go bił, nie był on nawet zaszczepiony, widać mu było kręgosłup. Niestety w bloku nie mieli warunków na takiego zwierza, dodatkowo mieli małe dziecko, z jego powodu musieli wcześniej oddać labradora. Postanowiliśmy go wziąć, mamy duży ogród, poza tym po rewelacji Pani, która zachwycała się tym, że gdy wypuszcza psa na zewnątrz on wraca, gdy go zawoła wiedziałam, że go tam nie zostawię. Tak, pies w typie owczarka biegał samopas koło bloku.

Psiak został zapakowany do auta i pojechaliśmy z nim do domu. Mamy kota, więc zwierzaki musiały eis zapoznać i zaakceptować. Kic stwierdził, ze Młody mu odpowiada, Młody stwierdził, że Kic nie jest jadalny, a idealny do zabawy, więc pojechaliśmy z nim do weta dokończyć formalności. Dostał tabletki na odrobaczenie, zaplanowaliśmy kalendarz szczepień, założyliśmy mu książeczkę i zachipowalismy.

Po południu Pani Była Właścicielka zadzwoniła, że się rozmydliła i chce psiaka z powrotem, że mąż nie chciał go oddawać, że to członek rodziny (był u nich całe dwa dni), że tęskni, że popełniła błąd. Spokojnie wytłumaczyłam jej, że przecież oddała go dobrowolnie, mogła się dogadać z mężem, bo wiedziała, że on chce go zatrzymać. My psa zaakceptowaliśmy, i nie zamierzamy oddawać. Doszło do tego, że jej mąż odgrażał się, że zrobi wszystko, aby go odzyskać. Ignorowałam smsy od nich, w których zostało mi powiedziane, że nie mam serca, że nie liczę eis z ich uczuciami (ważniejsze dla mnie były uczucia psa, który kolejny raz musiałby zmieniać dom) i że będą dzwonić co jakiś czas, aby dowiedzieć się, co u psiaka.

Miałam nadzieję, że to koniec historii, ale... W połowie czerwca dostałam smsa z prośbą o wysłanie zdjęcia, bo Państwo chcą się dowiedzieć jak Młody się chowa i jaki urósł. Mam miękkie serce, więc odpisałam, że wszystko dobrze, ale zdjęcia nie wyślę (cenię sobie swoją i swoich bliskich prywatność). Dowiedziałam się, że Młodemu pewnie coś się stało, że go już pewnie nie mamy i że jeśli tak jest, to oni coś z tym zrobią. Dopiero po napisaniu im, że w momencie jego oddania zrzekli się wszelkich praw do niego i że nie życzę sobie ani telefonów ani smsów od nich, bo potraktuję to jako nękanie, dowiedziałam się, że jestem bezczelna i nastał spokój.

Piszę to siedząc z Młodym w ogrodzie i zastanawiam się, czy do ludzi, którym oddali labradora, bo urodziło eis dziecko też wydzwaniają i co stałoby się z Młodym, gdybyśmy go nie wzięli, bo już ma prawie 80 cm wzrostu i ciągle rośnie.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (195)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…