Jakby mnie ktoś zapytał o listę zajęć niebezpiecznych to bez zająknięcia bym wymienił ratownika, policjanta, strażaka, wojskowego , pracę na wysokościach ..., a wczoraj dowiedziałem się że sprzedawanie samochodu również wiążę się z ryzykiem utraty zdrowia.
Spotkałem wczoraj kolegę i tak widzę, ze koleś jakiś taki posiniaczony, szwy na łuku brwiowym WTF ?
Kolega podzielił się ze mną jakie miał przejścia przy sprzedaży samochodu.
Swój obecny pojazd wystawił na sprzedaż bo chce już kupić coś młodszego. A że ma samochód od nowości - zadbany, regularnie serwisowany, bez najmniejszej rysy (gość z tych co jak jadą na zakupy to parkuje na szarym końcu parkingu tam gdzie najwięcej miejsca - zresztą też tak mam) z pełną dokumentacją to i cenę wystawił taką jaką za ten model i rocznik w takim stanie można znaleźć w ogłoszeniach od prywatnych właścicieli na serwisach typu autoscout24 czy mobile. Innymi słowy jego samochód był tak circa about 50% droższy od królujących w ogłoszeniach igiełek, bez wkładu własnego z niskim przebiegiem.
No więc po kilku mało owocnych telefonach w końcu znalazł się gość zainteresowany obejrzeniem samochodu - umówili się z facetem na konkretny termin i miejsce.
W umówionym miejscu kolega zastał czekających 3 kolesi, jeden zabrał się za przeglądanie papierów które kolega przywiózł, dwóch za oglądanie samochodu. Dopóki panowie tylko sprawdzali samochód miernikami grubości lakieru kumpel był spokojny, ale jak goście wyciągnęli wkrętaki z zamiarem wyciąganie uszczelek to już kolega stanowczo stwierdził, że takie zabiegi to mogą robić jak go kupią.
Następnie panowie postanowili zrobić diagnostykę komputerową przy użyciu przywiezionego przez siebie sprzętu w postaci jakiegoś no name'u tu kumpel stwierdził, że starczy - czymś takim to można narobić niezłych szkód w szczególności jak ktoś nie wie co wyczynia - chcą samochód sprawdzać nie ma problemu dzwonimy do serwisu i niech serwis robi diagnostykę, oczywiście na ich koszt. Tłumaczenie szefa ekipy kupującej (tego od sprawdzania papierów), że to doskonali fachowcy i nic nie zrobią jakoś kolegi nie przekonało, w końcu stanęło na tym, że jadą do serwisu.
Diagnostyka w serwisie potwierdziła to co kolega twierdził od początku na temat samochodu, szef kupujących fakturę za diagnostykę zapłacił - przychodzi czas negocjacji ceny.
Facet pyta się kolegi ile za niego chce - na to kumpel, że tyle ile w ogłoszeniu, gość, że to jest kpina po tyle to te samochody z niemieckiego salonu można kupić, w Polsce to te roczniki chodzą po x i on tyle daje.
Kumpel (gość parę lat przepracował jako handlowiec i w ciemię bity nie jest) ucinając dalsze dywagacje gościa (i również nadzieję na jakieś poważne zbicie ceny) mówi kolesiowi, że takim razie niech sobie szuka samochodu z tych co właściciele wyceniają na x, on może spuścić parę stów do równej kwoty i to jest wszystko.
Gość na to że nie ma opcji, maksymalnie to może dać tysiąc górką do x i jak się kolega nie zgadza to on nie kupuje. Kumpel ciśnienia nie ma mówi, że w takim razie trudno, niepotrzebnie facet przyjeżdżał.
Kumpel już chciał wsiadać do samochodu, a facet mu zastępuje drogę i mówi, że nie tak szybko, że kto mu teraz zwróci za sprawdzenie samochodu, za paliwo i zmarnowany czas...
Kumpel mówi, że trochę zdębiał na takie stwierdzenie, odpowiedział kolesiowi, że to chyba nie jego problem bo facet sam się zgodził zapłacić za diagnostykę, a już dojazd i jego czas to kompletnie nie jego sprawa, a cena samochodu była w ogłoszeniu to koleś wiedział z czym musi się liczyć. Po chwili zrobiło się mało przyjemnie (wyzwiska i zastraszanie), a jak to nie pomogło to całą ekipa kupująca zaczęła szarpać mojego kolegę.
Dopiero biegnący w kierunku szarpiących się pracownicy serwisu zmusili panów do ewakuacji do samochodu którym przyjechali i ucieczki.
Policja przyjechała na miejsce, zabezpieczyła nagrania z monitoringu w serwisie, będzie ustalać właściciela telefonu z którego panowie dzwonili. Kolega ma jeszcze ponad tydzień zwolnienia lekarskiego - oprócz szwów na łuku brwiowym, to jeszcze usztywniony nadgarstek i parę razy z kolana po żebrach zaliczył, tak że następnego dnia nie mógł się z łóżka podnieść.
Naprawdę nie wiem czym takie typy się kierują.
Spotkałem wczoraj kolegę i tak widzę, ze koleś jakiś taki posiniaczony, szwy na łuku brwiowym WTF ?
Kolega podzielił się ze mną jakie miał przejścia przy sprzedaży samochodu.
Swój obecny pojazd wystawił na sprzedaż bo chce już kupić coś młodszego. A że ma samochód od nowości - zadbany, regularnie serwisowany, bez najmniejszej rysy (gość z tych co jak jadą na zakupy to parkuje na szarym końcu parkingu tam gdzie najwięcej miejsca - zresztą też tak mam) z pełną dokumentacją to i cenę wystawił taką jaką za ten model i rocznik w takim stanie można znaleźć w ogłoszeniach od prywatnych właścicieli na serwisach typu autoscout24 czy mobile. Innymi słowy jego samochód był tak circa about 50% droższy od królujących w ogłoszeniach igiełek, bez wkładu własnego z niskim przebiegiem.
No więc po kilku mało owocnych telefonach w końcu znalazł się gość zainteresowany obejrzeniem samochodu - umówili się z facetem na konkretny termin i miejsce.
W umówionym miejscu kolega zastał czekających 3 kolesi, jeden zabrał się za przeglądanie papierów które kolega przywiózł, dwóch za oglądanie samochodu. Dopóki panowie tylko sprawdzali samochód miernikami grubości lakieru kumpel był spokojny, ale jak goście wyciągnęli wkrętaki z zamiarem wyciąganie uszczelek to już kolega stanowczo stwierdził, że takie zabiegi to mogą robić jak go kupią.
Następnie panowie postanowili zrobić diagnostykę komputerową przy użyciu przywiezionego przez siebie sprzętu w postaci jakiegoś no name'u tu kumpel stwierdził, że starczy - czymś takim to można narobić niezłych szkód w szczególności jak ktoś nie wie co wyczynia - chcą samochód sprawdzać nie ma problemu dzwonimy do serwisu i niech serwis robi diagnostykę, oczywiście na ich koszt. Tłumaczenie szefa ekipy kupującej (tego od sprawdzania papierów), że to doskonali fachowcy i nic nie zrobią jakoś kolegi nie przekonało, w końcu stanęło na tym, że jadą do serwisu.
Diagnostyka w serwisie potwierdziła to co kolega twierdził od początku na temat samochodu, szef kupujących fakturę za diagnostykę zapłacił - przychodzi czas negocjacji ceny.
Facet pyta się kolegi ile za niego chce - na to kumpel, że tyle ile w ogłoszeniu, gość, że to jest kpina po tyle to te samochody z niemieckiego salonu można kupić, w Polsce to te roczniki chodzą po x i on tyle daje.
Kumpel (gość parę lat przepracował jako handlowiec i w ciemię bity nie jest) ucinając dalsze dywagacje gościa (i również nadzieję na jakieś poważne zbicie ceny) mówi kolesiowi, że takim razie niech sobie szuka samochodu z tych co właściciele wyceniają na x, on może spuścić parę stów do równej kwoty i to jest wszystko.
Gość na to że nie ma opcji, maksymalnie to może dać tysiąc górką do x i jak się kolega nie zgadza to on nie kupuje. Kumpel ciśnienia nie ma mówi, że w takim razie trudno, niepotrzebnie facet przyjeżdżał.
Kumpel już chciał wsiadać do samochodu, a facet mu zastępuje drogę i mówi, że nie tak szybko, że kto mu teraz zwróci za sprawdzenie samochodu, za paliwo i zmarnowany czas...
Kumpel mówi, że trochę zdębiał na takie stwierdzenie, odpowiedział kolesiowi, że to chyba nie jego problem bo facet sam się zgodził zapłacić za diagnostykę, a już dojazd i jego czas to kompletnie nie jego sprawa, a cena samochodu była w ogłoszeniu to koleś wiedział z czym musi się liczyć. Po chwili zrobiło się mało przyjemnie (wyzwiska i zastraszanie), a jak to nie pomogło to całą ekipa kupująca zaczęła szarpać mojego kolegę.
Dopiero biegnący w kierunku szarpiących się pracownicy serwisu zmusili panów do ewakuacji do samochodu którym przyjechali i ucieczki.
Policja przyjechała na miejsce, zabezpieczyła nagrania z monitoringu w serwisie, będzie ustalać właściciela telefonu z którego panowie dzwonili. Kolega ma jeszcze ponad tydzień zwolnienia lekarskiego - oprócz szwów na łuku brwiowym, to jeszcze usztywniony nadgarstek i parę razy z kolana po żebrach zaliczył, tak że następnego dnia nie mógł się z łóżka podnieść.
Naprawdę nie wiem czym takie typy się kierują.
Ocena:
399
(411)
Komentarze